środa, 26 października 2016

„Rausz”, czyli czytelnicy o książce

Na Lubimyczytać.pl znalazłem opinie o książce tych, którzy już są po jej lekturze. Miło mi bardzo, że „Rausz” zbiera pozytywne opinie. By nie być gołosłownym, posłużę się cytatami. Pisze Piotr: „(…) autor doskonale pokazał jak z kata można stać się ofiarą. (…) jak zwykli ludzie stają się głęboko wierzącymi fanatykami potrafiącymi zabić niewinnych, bezbronnych ludzi i być przekonanymi, że robią to w imię dobra Państwa”. Z kolei dorotapsz uważa, że „Rausz” to „(…) książka inna niż wszystkie. Ostatnie strony dosłownie zmiażdżyły mój umysł. Nastawiałam się na zupełnie inne zakończenie, a tu szok! Jak dla mnie majstersztyk!” Dotka76 porównała książkę do innych tytułów podejmujących temat, pisze: „Książka – choć świetna – nie przebija w moim prywatnym rankingu wybitnej „Eroiki” Kuśniewicza, ale – jak dla mnie – jest lepsza od „Łaskawych” Littela i na pewno od „Strefy interesów”. Anetapzn stawia szereg pytań, m.in.: „Czy zawsze kat jest katem? Czy można kogoś, jego czyny, jednoznacznie zakwalifikować? Czy ten młody oficer sam z siebie taki jest, czy może przeszedł coś, co potocznie nazywamy praniem mózgu, uległ manipulacji, propagandzie? A może jednak nie, może jest po prostu wcieleniem zła, które tak naprawdę drzemie w każdym z nas?” I na koniec KrystynaL, zdaniem której „Rausz” to „Znakomita powieść”. Oczywiście, nie będę z tą opinią polemizował, a Państwa zachęcam do wyrażania swojego zdania na http://lubimyczytac.pl/ksiazka/299838/rausz

poniedziałek, 24 października 2016

Bukowski na początek tygodnia

„Kiedy ktoś pisze tylko po to, żeby zyskać sławę, przesrywa swoją szansę. Nie chcę tworzyć zasad, ale jeśli jakaś istnieje, to taka: jedynymi pisarzami, którzy dobrze piszą, są ci, którzy muszą pisać, żeby nie zwariować”.

Charles Bukowski, O pisaniu, Wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2016

czwartek, 6 października 2016

O „Rauszu” w Radiu UWM FM


Wczoraj popołudniu byłem gościem w studiu radiowym Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej w Centrum Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Obiekt mieści się w dzielnicy Kortowo. Teraz to część pięknego campusu, który każdego dnia odwiedzają tysiące studentów i pracowników. W roku 1940 do mieszczącego się wówczas na tym terenie Zakładu dla Psychicznie Chorych Kortau przybył Egon von Rausch, fikcyjna postać, którą stworzyłem na potrzeby mojej najnowszej powieści. Właśnie o młodym esesmanie, lecz również o innych bohaterach „Rauszu”, opowiedziałem Marcie Wiśniewskiej. Rozmowę tę będzie można usłyszeć w poniedziałek w cyklicznej audycji „Dobry wieczór”, którą nadaje rozgłośnia UWM FM. Oczywiście, zachęcam Państwa do zajrzenia na stronę radia, tutaj: http://www.uwmfm.pl/artykul/1452/dobry-wieczor.html

niedziela, 2 października 2016

„Sztukmistrz z m. Lublina” – po premierze


To ożywione obrazy Maurycego Gottlieba, pomyślałem, patrząc na główną scenę w olsztyńskim Teatrze im. S. Jaracza. Jakby przedwcześnie zmarły uczeń Matejki ukrył gdzieś szkice do scenografii, która miała zostać użyta przy tworzeniu tego spektaklu. Noblista Isaac Bashevis Singer opublikował swoje słynne dzieło w roku 1960. Genialny Gottlieb zmarł mając zaledwie 23 lata, ponad osiemdziesiąt lat wcześniej. Stworzenia scenografii olsztyńskiej inscenizacji podjął się Bogusław Cichocki. Spektakl wyreżyserował Janusz Kijowski. Warto wiedzieć, że spółka Cichocki-Kijowski ma już na koncie wspólne projekty. Należy do nich chociażby „Msza za miasto Arras” na podstawie tekstu Andrzeja Szczypiorskiego. „Sztukmistrz z m. Lublina” to zresztą projekt niezwykły, w którym wykorzystano muzykę autorstwa Zygmunta Koniecznego (któż nie zna jego „Grande Valse Brillante” w wykonaniu Ewy Demarczyk), zaś libretto to dzieło duetu Michał Komar i Jan Szurmiej. Pierwszy z nich to m.in. twórca scenariusza do „Szpitala przemienienia” na podstawie powieści Stanisława Lema, drugi reżyserował już „Sztukmistrza z Lublina” ponad dekadę wcześniej. Jeśli dodać do tego, że w spektaklu wykorzystano teksty piosenek Agnieszki Osieckiej, jasnym się staje, że przy olsztyńskiej adaptacji pracowali twórcy wybitni. Czy taki gwiazdorski zestaw nazwisk gwarantuje sukces artystyczny?
Janusz Kijowski stworzył spektakl bardzo mroczny. Główny bohater, tytułowy sztukmistrz Jasza Mazur, którego zagrał Piotr Borowski, to postać zdecydowanie wykraczająca poza stereotyp ulicznego kuglarza, z wiecznym uśmiechem na ustach. To nie jest typ współczesnego Davida Copperfielda, który wdzięczy się do swojej publiczności. Lubelski iluzjonista widzi w tym, co robi, coś więcej niż tylko efektowną rozrywkę dla mas. Mówi: „to sztuka, nie sztuczki”. Łatwość, z jaką odgrywa swoje efektowne spektakle, przenosi się w sferę prywatną. Mazur otacza się kobietami, które pragną związać z nim swój los. Jest to jednak niemożliwe. Miałem wrażenie, że bohater grany przez Borowskiego cierpi na chorobę, którą na poczekaniu określiłem „wydrążeniem”. Przez Jaszę przechodzą namiętności, emocje, uczucia, lecz nie są w stanie wypełnić jego duszy. Jakby to, co robi, miało, niczym jego sztuka, przynieść radość innym, nigdy zaś jemu samemu. Sztukmistrz to postać tragiczna przez swoje niespełnienie. Nie mogą tego zmienić kolejne podboje, popularność czy pieniądze. Te ostatnie zresztą nigdy się go nie trzymają. By je zdobyć, decyduje się na kradzież. Prezentując swoją sztukę, Mazur potrafił w kilka sekund otworzyć skomplikowany zamek, czym wprowadzał w stan euforii zgromadzonych widzów. Kiedy z artysty ma zamienić się w pospolitego włamywacza, popełnia szkolny błąd. Jasza jest twórcą. Artysta powinien zajmować się wyłącznie sztuką. To z jednej strony dar, z drugiej zaś przekleństwo. Czy sztukmistrz jest człowiekiem przeklętym?
Jasza Mazur chadza własnymi drogami. Singer był synem chasydzkiego rabina. Znaczy to tyle, że życie jego bohatera jest nierozerwalnie związane z religią i obrzędowością. Każdego dnia obserwuje pobratymców składających pokłony Stwórcy. Słyszy wymawiane niczym mantra modły, przykazania, psalmy. (brawo za świetną muzykę „na żywo” w wykonaniu Marii i Marcina Rumińskich). Mazur wierzy w rozumowe objaśnienia świata. Wie, że wszystko, co go otacza, stanowi mniej bądź bardziej udane działanie człowieka. W żadnym wypadku nie Boga. Gdyby ten był, ujawniłby swoje istnienie. Jasza zaczyna budowę skrzydeł. Pragnie oderwać się od ziemi, od jej przyziemnych spraw, nikczemności i wszechobecnego zła. Chce polecieć ku niebu. Dlaczego? By zarobić dużo pieniędzy? By udowodnić niedowiarkom, że jest wyjątkowy? A może negując Boga, w skrytości pragnie wyruszyć w przestworza, aby tam go znaleźć?
Bardzo udana inscenizacja. Ze wspaniałą scenografią i transową muzyką, która zostaje na długo. Aktorzy świetnie odrobili lekcję śpiewu. Uznany reżyser opowiedział własną wersję historii o samotnym artyście rozdzieranym ciągłymi wątpliwościami.

Sztukmistrz z m. Lublina, reżyseria: Janusz Kijowski, muzyka: Zygmunt Konieczny, libretto: Michał Komar, Jan Szurmiej, teksty piosenek: Agnieszka Osiecka, premiera: Teatr im. S. Jaracza w Olsztynie, 1 października 2016, Scena Duża.

[zdjęcia: ze strony Teatru im. S. Jaracza]