sobota, 31 maja 2014

Pierre Lemaitre „Ofiara”

Tę informację podaję za wydawcą: „Pierre Lemaitre, francuski mistrz kryminału, powraca. Już 4 czerwca do rąk polskich czytelników trafi thriller „Ofiara”. To kolejny (po „Alex”) tom serii, której głównym bohaterem jest inspektor paryskiej policji Camille Verhoeven. „Lemaitre wynosi kryminał na wyżyny rzadko nawiedzane przez pisarzy francuskich: wyżyny, na których króluje prawdziwa literatura” pisze o książce „Le Figaro”. Co prawda to prawda. Czekam zatem z niecierpliwością i polecam w ciemno. Tym razem inspektor Verhoeven „Angażując się w sprawę osobistą, po raz pierwszy wpada w sieć własnych kłamstw. Chcąc chronić najbliższą mu osobę i jak najszybciej rozwiązać zagadkę, traci czujność”. 

środa, 28 maja 2014

Wawrzyn 2014 przyznany

Podobnie jak i w roku poprzednim Literacką Nagrodę Warmii i Mazur otrzymał debiutant. Tomasz Cichocki, bo o nim mowa, zdobył też laur czytelników. Warto zaznaczyć, że podobna sytuacja miała miejsce już we wcześniejszych edycjach nagrody. Tomasz Cichocki został wyróżniony za książkę pt. „Zew oceanu”. Jest ona zapisem wyprawy autora dookoła świata. Wyczyn Cichockiego, który przez 312 dni na jachcie samotnie płynął po morzach i oceanach, został doceniony przez kapitułę, która przyznała również nagrody książkom wyróżniającym się szczególnymi walorami edytorskimi. Tytuł Bibliotheca Bona 2013 otrzymała MBP w Olsztynie, placówki w Rynie i Lubominie. Przyznano również tytuły „Bibliotekarza roku”, którym została koordynatorka Biblioteki Niemieckiej i Medioteki Języka Niemieckiego Sylwia Białecka. Podczas uroczystej gali wskazano także „Czytelnika roku” i wyróżnienie „Amici Librorum”, czyli przyjaciela bibliotek. 

Nominowany Paweł Jaszczuk za powieść "Ochronka Anioła Stróża" (Wyd. Oficynka).

W imieniu nominowanego Wacława Radziwinowicza (za książkę "Gogol w czasach Google'a", Wyd. Agora)
wystąpiła żona autora, a w imieniu nominowanej Marty Syrwid (za powieść "Bogactwo", Wyd. Lampa i Iskra Boża)
matka pisarki. Nominowana za "Niebezpiecznego poetę" (Wyd. Znak), niestety, nie dotarła na uroczystość.

Z przebywającym w Moskwie Wacławem Radziwinowiczem połączono się na żywo.

Laureatem Wawrzynu Nagrody Literackiej Warmii i Mazur za rok 2013 został Tomasz Cichocki (po prawej).
Nagrodę wręczają wicemarszałek województwa Anna Wasilewska i członek kapituły Wojciech Ogrodziński.

Laudację wygłasza członkini Kapituły Małgorzata Sieniewicz.

Najlepszy czytelnik biblioteki (340 wypożyczonych pozycji w minionym roku) - Andrzej Cieślak.

poniedziałek, 26 maja 2014

Nagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego nr 5

Po raz piąty przyznano Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego za najlepszy reportaż. Jak dotychczas nie udało jej się zdobyć polskiemu autorowi. Przypomnę, że wcześniej nagrodzono książki opisujące Afrykę („Strategia antylop” Jean Hatzfeld), Związek Radziecki czasu II wojny światowej („Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłana Aleksijewicz), Chiny („Prowadzący umarłych” Liao Yiwu) i pogranicze amerykańsko-meksykańskie („Ameksyka” Ed Wulliamy). Tym razem nagrodzono reportaż zatytułowany „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa”. Jego autorką jest szwedzka dziennikarka Elisabeth Asbrink. Reportaż opowiada historię żydowskiego chłopca, którego podczas II wojny światowej rodzice wysyłają z Austrii do Szwecji. Warto dodać, że jak dotychczas zwyciężały tylko i wyłącznie książki wydane przez wydawnictwo „Czarne”. Nie inaczej jest i w tym wypadku. Odnotować należy również zmianę przewodniczącego jury nagrody. Miejsce Małgorzaty Szejnert zajął szwedzki dziennikarz polskiego pochodzenia Maciej Zaremba-Bielawski. Nagrodzoną książkę przetłumaczyła Irena Kowadło-Przedmojska.

czwartek, 22 maja 2014

Marek Parulski 1952-2014

Był matematykiem zakochanym w filozofii. Poznaliśmy się trzynaście lat temu podczas spotkania redakcji „Portretu”. Z tym pismem związał się dużo wcześniej i z wielką pasją i oddaniem współtworzył dziesiątki projektów. Pisał aforyzmy. Powstały ich setki. Myślał o opublikowaniu ich w formie książki. Legendarny 15 numer „Portretu” znany jako „Modlitewnik” zawiera wiele takich aforyzmów. Napisał: „Każda autentyczna forma rezygnacji jest odbierana przez współczesnych jako niepoczytalność, bluźnierstwo lub słabość”. Był uważnym i krytycznym obserwatorem świata. Potrafił cierpliwie słuchać. Lubił towarzystwo ludzi młodych. Miał z nimi świetny kontakt. W charakterystycznych dużych, przyciemnianych okularach, lekko przygarbiony, zawsze wszędzie chodził pieszo. Nie cierpiał samochodów. Może dlatego nigdy nie pojawiał się o umówionej porze? Mieliśmy na to sposób. Po prostu podawaliśmy mu wcześniejszą godzinę zaplanowanego spotkania. Namawialiśmy go do wydania książki, w której będą umieszczone szkice filozoficzne. W 2009 roku książka pt. „Podglądarka idei” powstała. Miałem przyjemność robić do niej okładkę. Kiedy trzymał ją po raz pierwszy w rękach z tajemniczym uśmiechem na ustach, powiedział: „Teraz mogę już umierać. Coś po mnie pozostanie”. Czy już wtedy przeczuwał nadchodzącą śmierć? Kochał zwierzęta. One również garnęły się do niego. Kiedy wyjeżdżaliśmy za miasto opiekował się naszymi kotami. Puszczał im muzykę. Specjalnie dla niego zaopatrywaliśmy się w pewien gatunek kawy. Do dzisiaj stoi w kuchni w „puszce Marka”. Z czasem choroba ograniczyła do minimum jego wizyty. Brutalnie przerwała życiowe plany. Chciał napisać książkę, w której znalazłyby się wywiady z cenionymi twórcami myśli filozoficznej. Udało mu się takich rozmów przeprowadzić kilka. Był jednym z pierwszych, krytycznych czytelników moich książek. To on opowiedział mi o ruchach Browna i tym samym natchnął do napisania „Teorii ruchów Vorbla”. Kiedy pisałem trylogię kryminalną przyniósł stare numery „Literatury na Świecie” poświęcone gnozie i sektom. Na naszym ślubie robił zdjęcia. Wyszły fatalnie, bo Marek ze zdenerwowania nie potrafił powstrzymać drżenia rąk. Prawdopodobnie był bardziej przejęty niż my. Kiedy kilka tygodni temu jego syn, Piotr znalazł się w ścisłym finale organizowanego przez wrocławskie Biuro Literackie konkursu dla debiutantów był wyraźnie wzruszony i dumny. Czekał na książkę syna-poety. Za miesiąc miał obchodzić 35 rocznicę ślubu z Krysią. Dzisiaj w nocy po długiej i ciężkiej chorobie odszedł na zawsze Marek Parulski. 

środa, 21 maja 2014

Spotkanie z Krzysztofem Vargą

Wczoraj w Olsztynie odbyło się spotkanie autorskie Krzysztofa Vargi. Otwierało ono nowy cykl wieczorów autorskich pisarzy zatytułowany Dom Mendelsohna – Miejsce na Literaturę. Spotkanie poprowadziła dr Bernadetta Darska. Rozmawiano przede wszystkim o „Czardaszu z mangalicą”, najnowszej książce Vargi. Padały m.in. pytania o przyporządkowanie gatunkowe książki, wszechobecną na Węgrzech nostalgię i tęsknotę za dawną wielkością, o egzotykę wpisaną w kąpieliska i zupełnie inne niż u nas postrzeganie starych ciał. Zanim rozpoczęto rozmowę prowadzącej z autorem studenci Studium Aktorskiego im. A. Sewruka przy Teatrze im. S. Jaracza – Katarzyna Jędrychowska, Sylwia Krawiec, Szymon Kołodziejczyk i Andrzej Popiel przedstawili fragmenty książki. Publiczność dopisała, tak więc inaugurację cyklu można uznać za bardzo udaną.

Wywiad dla TVP Olsztyn.

Stół z węgierskimi, żywieniowymi akcesoriami. :)

Piękne sklepienie w Domu Mendelsohna. Miejsce to ma bardzo ciekawą historię,
wcześniej mieścił się tutaj Dom Przedpogrzebowy.

Czytanie performatywne aktorów.

Krzysztof Varga.

Bernadetta Darska.


Publiczność.

O projekcie opowiada jego pomysłodawczyni - Małgorzata Sieniewicz.

poniedziałek, 19 maja 2014

Sezon na nagrody

W sobotę Silesiusa otrzymali: Martyna Buliżańska,
Mariusz Grzebalski i Darek Foks
Przyznawanie nagród w rodzimej literaturze trwa w najlepsze. W tym tygodniu na targach książki w Warszawie zostaną ogłoszone książki nominowane do nagród Gdynia i Nike. Poznamy kolejnego laureata nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż. Swoje nagrody wręczą Fundacja Kultury Polskiej i Stowarzyszenie Bibliotekarzy. Zostanie przyznany IKAR, czyli Nagroda Honorowa Targów oraz Nagroda Magellana za najlepszą książkę turystyczną. Swoją książkę wybiorą również dzieci (konkurs „Przecinek i kropka”). Polskie Towarzystwo Wydawców Książek wybierze tę najładniejszą. Ogłoszona zostanie „Najlepsza książka katolicka”. Przyznane zostaną laury za książkę ekonomiczną („Economicus”), akademicką i naukową („Academia”), z zakresu techniki („Technicus”). Swoje nagrody wręczą wydawcy i portale internetowe. Tydzień później, we Wrocławiu, zostanie ogłoszona najlepsza powieść kryminalna. W tym samym mieście w miniony weekend wyłoniono laureatów Nagrody Poetyckiej Silesius. Pozostając przy poezji. Ogłoszono finalistów Nagrody im.Wisławy Szymborskiej. Zaś na rodzimym podwórku muszę odnotować  Wawrzyn, czyli Nagrodę Literacką Warmii i Mazur. Jak widać, ruch w interesie jest ogromny. A to przecież raptem tylko jeden miesiąc…

piątek, 16 maja 2014

Ja (Ali)

„Kiedy grałem Alego własna matka mnie nie poznała”. Słowa te wypowiada Günther Wallraff w rozmowie z Katarzyną Bielas. Wywiad zamieszczono jako uzupełnienie do książki pt. „Na samym dnie”. To najsłynniejszy w historii literatury reportaż uczestniczący, chociaż przed Wallraffem podobne projekty przeprowadzili inni. Najbardziej znany jest Howard Griffin, który w latach pięćdziesiątych postanowił odbyć wędrówkę po Stanach Zjednoczonych ucharakteryzowany na czarnoskórego Amerykanina, po czym opublikował książkę pt. „Czarny jak ja”. Wcześniej była Nellie Bly, która opisała warunki panujące w domu wariatów. U nas po wojnie tę metodę pracy uprawiał Janusz Rolicki, który wcielał się w pastucha, robotnika, marynarza i likwidatora szkód.
Wallraff w swoim reportażu opisuje Niemcy lat osiemdziesiątych z perspektywy imigranta Turka. „Alego traktowano jak idiotę, rozmówcy nie mieli się przed nim na baczności. W swoich łgarstwach szli na całego, bez trudu dało się je rozszyfrować”, pisze we wstępie do książki Lidia Ostałowska. To, co przeszedł Wallraff-Ali przez dwa lata obserwacji bogatych Niemiec z perspektywy tytułowego dna i co opisał w swojej książce, wstrząsnęło opinią publiczną tego kraju. Dość powiedzieć, że książka w ciągu kilku tygodni sprzedała się w nakładzie 1,6 miliona egzemplarzy. Tylko w samych Niemczech doczekała się 21 wznowień, przetłumaczono ją na blisko 40 języków. Wallraff został sławny, bogaty i wpływowy. Jak się szybko okazało również znienawidzony. Reporter otrzymywał pozwy sądowe, był atakowany przez media i koncerny opisane w książce. Wygrał. Co jest tak niebezpiecznego w tej książce, że przeciwko jednemu człowiekowi wystawiono całą armię prawników?
Ali podejmuje się najcięższych, niebezpiecznych, skandalicznie opłacanych prac. Jak mówi jeden z jego kolegów, Tunezyjczyk Jussuf: „O niewolników bardziej kiedyś dbali. Oni przynajmniej byli coś warci i każdy chciał jak najdłużej korzystać z ich pracy. A my? Wszystko jedno, kiedy który się wykończy. Dosyć nowych czeka na robotę”. W odpowiedzi z ust chciwych przedsiębiorców cudzoziemcy często mogą usłyszeć takie oto słowa: „Czego wy w ogóle chcecie? Na wojnie jest o wiele gorzej!”. Są nikim. Mieszkają w piwnicach, nie mają żadnych praw, są regularnie okradani z głodowych tak naprawdę stawek, a kiedy protestują zostają wyrzuceni następnego dnia. Ludzie, którzy ich najmują, wiedzą, że nic im za to nie grozi. Jeden z pracodawców, Adler powiada: „To jest właśnie sztuka: wyciskać pieniądze z gówna i żeby ci jeszcze za to słono płacili. Boże jedyny, są tacy, co wystarczy, że palce wsadzą w gówno, a jak wyciągną, to mają na nich złoto!” Gównem są imigranci, którym odmawia się godności, prawa do godziwej zapłaty, a także do pożegnania najbliższych, kiedy ci umrą. Nieobecność w pracy nawet w takiej chwili oznacza zwolnienie. Są w tej książce wstrząsające opisy ludzkiej tragedii. Pracujący w koksowni chłopak mówi: „Nieraz już miałem ochotę skoczyć głową w dół do wielkiego pieca w ten płynny ogień. Krótki syk i już cię nie ma”. To prawda. Ludzie wykonujący nadludzką pracę fizyczną (szesnaście godzin dziennie to norma, rekordzista pracował non stop… siedemdziesiąt dwie godziny!) w każdej chwili mogą ponieść śmierć. Ich najbliżsi nie otrzymają odszkodowania, większość imigrantów pracuje nielegalnie. Nawet ich śmierć nie odbywa się w godny sposób: „…był kiedyś wypadek, jakiś robotnik wpadł do wielkiego pieca i natychmiast spłonął. Ponieważ nic z niego nie zostało, pobrano symboliczną próbkę stali, przekazując ją krewnym do „pochowania”. W rzeczywistości jego ciało rozwalcowano razem ze stalą na blachę – poszło na samochody, garnki lub czołgi”.
Ali w poszukiwaniu pracy dociera do instytutu doświadczalnego, zostaje probantem. Od tej chwili, jako królik doświadczalny, jest poddawany testom. Dowiaduje się, że jego „tureccy rodacy cieszą się tutaj dużym wzięciem, ponieważ są twardzi i nie skarżą się”. Zdesperowani ludzie decydują się na tę osobliwą „turystykę laboratoryjną” z braku innych źródeł zarobkowania. Często są to byli pracownicy fabryk, wyeksploatowani, niezdolni do fizycznego wysiłku, kalecy. Decydują się „za dobre pieniądze dawać sobie robić różne rzeczy z sercem”. Ali – królik doświadczalny opuszcza szybko klinikę. Nawet krótki pobyt przypłaca hipertrofią dziąseł, które mu ropieją i puchną.
Zrozpaczeni, bezradni ludzie dla kawałka chleba zrobią wszystko. Wstrząsający jest opis handlu robotnikami, którzy mają wykonać pracę w elektrowni atomowej. Wallraff w tym wypadku decyduje się na dziennikarską prowokację. Proponuje pieniądze za wysłanie grupy ludzi w teren skażony. Cóż z tego, że wyprawa może oznaczać rozłożoną na lata śmierć? Pazerny Adler powiada: „Ja jestem człowiek interesu, więc na wszystko idę. Ja chcę swoje zarobić…” Po wykonaniu pracy, za którą otrzymają ułamek tego, co ich pracodawca (trzy tysiące marek na sześciu, podczas gdy handlarz żywego towaru dla koncernów ponad sto tysięcy), zostaną deportowani do Turcji. Ślady zostaną zatarte.

Wallraff w pewnej chwili zamieszcza myśl, która pomimo upływu trzydziestu lat od premiery książki ciągle brzmi przerażająco: „ «Robimy wszystko» to hasło kapitalizmu, przy czym należałoby jeszcze dodać «wszystko, co przyniesie zysk». I jeśli dotychczas, wyłączając próby czynione w okresie Trzeciej Rzeszy (utylizacja szczątków pomordowanych więźniów obozów koncentracyjnych; wartość: 11 marek 50 fenigów od osoby za tłuszcz oraz kości na klej), nie przerabia się ludzi na mydło, to dzieje się tak nie z jakichś tam względów humanitarnych, tylko dlatego, że to się po prostu nie opłaca”. Lektura obowiązkowa!

czwartek, 15 maja 2014

„Drzewo morwowe” ciągle czytane

Okazuje się, że czytelników trylogii kryminalnej opisującej zmagania dziennikarza Pawła Werensa z siłami zła stale przybywa. Chociaż od premiery minęły już dwa lata czytelnicy ciągle sięgają po „Drzewo morwowe” i następne tomy przygód warszawskiego dziennikarza. Na blogu:http://ksiazkiprzygodowe.blogspot.com/2014/05/drzewo-morwowe-tomasz-biakowski-drzewo.html znalazłem omówienie każdej z trzech części. Autor przygląda się serii w kolejności pojawiania się książek na rynku. Kończy na „Królu Tyru” słowami: „… z dużym zainteresowaniem przeczytałem powieść do końca i stwierdziłem, że chętnie dłużej zagościłbym z naszymi bohaterami w białej, mazurskiej scenerii”. Obecnie o białą scenerię może być trudno, lecz na Mazury przyjechać i tak warto.


wtorek, 13 maja 2014

Varga w Olsztynie

Daję cynk o spotkaniu autorskim. Już za tydzień (20 maja) do Olsztyna przyjedzie Krzysztof Varga. Autora przedstawiać nie trzeba. Varga ma w dorobku pisarskim wiele znakomitych tytułów docenionych zarówno przez krytykę, jak i czytelników. Pretekstem do odwiedzenia Olsztyna będzie promocja najnowszej książki pisarza, czyli „Czardasza z mangalicą”. To kolejna po „Gulaszu z turula” opowieść o Węgrzech. Za tę drugą książkę autor zdobył nagrodę Nike czytelników. Zapewne podczas rozmowy padną również pytania i o tamtą wcześniejszą pozycję. Spotkanie olsztyńskie odbędzie się w Domu Mendelsohna (ulica Zyndrama z Maszkowic 2). Rozpocznie się o godzinie 18:00. Rozmowę z Krzysztofem Vargą poprowadzi dr Bernadetta Darska. 

sobota, 10 maja 2014

Zakazane książki

„Zamiast «myślenie konsumpcyjne» trzeba było pisać «dążenie do materialnej pomyślności», a «wymieranie lasów» zastępować «szkodami leśnymi», «urzędnik» mógł być tylko «pracownikiem», a konflikt pokoleń» należało redukować do «współistnienia młodego i starego»” To fragment książki niemieckiego krytyka Wernera Fulda zatytułowanej „Krótka historia książek zakazanych. O ich prześladowaniach i potępieniach od starożytności do dziś”. Przywołany cytat odnosi się do działań regulujących publikację książek w byłej NRD. Co się działo, kiedy jednak autor upierał się przy swoim i nie chciał pisać w taki sposób? Wtedy: „Wydawnictwo uruchamiało recenzentów pracujących dla służby bezpieczeństwa, ci zaś inicjowali dyskusję o nieopublikowanym jeszcze tekście, na którą autor musiał się stawić w miejscowym oddziale związku pisarzy. Zwykle przekonywał się wtedy, że korekty są niezbędne, i okazywał oczekiwana skruchę”. Fuld podaje dalej przykład krnąbrnego autora, który na zmiany się nie godził. Oto jak się to skończyło: „Franz Fühmann napisał dla lipskiego wydawnictwa Reclam esej biograficzny o ekspresjonistycznym poecie Georgu Traklu. Trakl już od dawna nie żył, ale artystycznie nie był po linii partii, a poza tym miał problem z narkotykami i sypiał ze swoją siostrą. Z 280 stron eseju zostało tylko 120 – po «długiej i cierpliwej pracy przekonywania» ze strony kierownika wydawnictwa”. Mam nadzieję, że do książki Wernera Fulda przekonywać nie trzeba w tak nieprzyjemny sposób.

środa, 7 maja 2014

Lektura na sto dni

„100/XX. Antologia polskiego reportażu XX wieku” pod redakcją Mariusza Szczygła to dwa opasłe tomy, ponad tysiąc osiemset stron, 3,3 kg na mojej domowej wadze, sto reportaży i sto szkiców wprowadzających do każdego z nich. Jak imponująco się prezentuje, widać w zderzeniu z dwiema antologiami wydanymi przed rokiem 1989. „Klucze do zdarzeń” w wyborze Krystyny Goldbergowej i Zbigniewa Stolarka z roku 1976 i „Rachunek sumienia” w wyborze Krystyny Goldbergowej z 1984 roku wizualnie, postawione obok „100/XX”, niemalże giną, choć treściowo są bardzo ciekawe. Przede mną więc plan może nie sześcioletni, ale za to studniowy – po jednym reportażu na dzień.

poniedziałek, 5 maja 2014

Piotr Schmandt „Pruska zagadka”

Czy może raczej, trzeba by powiedzieć, „pruskie piekiełko” umiejscowione w niewielkim Wejherowie – miasteczku w Zachodnich Prusach z początku dwudziestego wieku. To tutaj przybywa z Berlina inspektor Ignaz Braun, gwiazda kryminalistyki, spec od rozwiązywania spraw o najwyższym stopniu trudności. W tym wypadku rozpoczyna śledztwo, ponieważ zabito „Johanna Wendersa. Gimnazjalistę, lat osiemnaście, syna Johannesa i Irmgardy Wendersów. Znajdowanego fragmentarycznie w ciągu ostatnich paru tygodni w postaci nadającej się do sprzedaży w sklepie mięsnym dla ludożerców gwinejskich”, jak mówi w rozmowie z miejscowym rzeźnikiem berliński policjant. Rzeźnik to tylko jeden z podejrzanych w tej mrocznej sprawie. Bo kto lepiej umie fachowo podciąć gardło: „Ono stanowi przyczynę zgonu. Wykluczam pierwotne otrucie, zasztyletowanie, zastrzelenie i inne emanacje ludzkich pragnień skierowanych na niewłaściwe tory”. To słowa doktora Gesslera, który ogląda odnalezioną głowę gimnazjalisty.
Warto docenić w powieści Schmandta dbałość o język, którym posługują się liczni bohaterowie. Zróżnicowany, bogaty, plastyczny, a kiedy trzeba dosadny i iskrzący inteligentnym dowcipem. Autor oprowadza czytelnika po ulicach miasteczka, na których, co i rusz, pojawiają się postaci mogące wnieść istotne dla rozwikłania sprawy informacje. Jak się w finale okazuje, na dostarczaniu wiedzy policjantowi się nie skończy. W miasteczku rozkwitła zawiść, rozwiązłość, a ludzie, jak to ujmuje sam detektyw, dają fałszywe świadectwo. Policjant przedziera się przez gąszcz kłamstw, intryg, niedopowiedzeń i sieć powiązań. To węzły rodzinne, towarzyskie, erotyczne, ekonomiczne i historyczne. Na blisko sześciuset stronach książki autor z dużym wyczuciem i znajomością ówczesnych realiów opisał świat, w którym mieszają się kultury, języki i religie.
Sama historia jest poprowadzona w klasyczny sposób. Nie ma tu miejsca na eksperymenty. Braun w pierwszej scenie przyjeżdża pociągiem do miasta, zaś w ostatniej żegna się z jego barwnymi mieszkańcami. Oczywiście, pojawia się wątek romansowy, któremu czytelnik kibicuje. Znakomity jest pomysł, aby mroczne wydarzenia umieścić w czasie Wielkiego Tygodnia poprzedzającego Wielkanoc. Nie mniej ważny, a może kluczowy, wydaje się temat budowania społeczeństwa doskonałego, zapowiedź tego, co kilkadziesiąt lat później za sprawą Hitlera stanie się faktem i pociągnie świat ku wojennemu szaleństwu. Autor przygląda się mechanizmom popychającym zwykłych obywateli do usuwania jednostek z jakiegoś powodu uznanych za szkodzące ładowi, jedności i ustalonym normom postępowania. W wejherowskiej opowieści Schmandt stworzył mieszankę silnie trującą, toksyczną, chociaż odmalowaną pozornie ciepłymi, pastelowymi barwami. Zło wszak nie musi wyglądać na pierwszy rzut oka upiornie i odrażająco. Może oblec się w szaty poczciwych mieszczan, każdej niedzieli odwiedzających kościół, a potem spacerujących pod rękę po urokliwych wzgórzach.

„Pruska zagadka” ukazuje się po raz trzeci. Dobrze się stało dla czytelników, że została wznowiona i ma szansę na lepszą i większą dystrybucję. Mam nadzieję, że Piotr Schmandt zostanie doceniony, a kolejne jego powieści potwierdzą talent tego pisarza. W moim mniemaniu nie ustępuje on ani warsztatowo, ani złożonością intrygi twórcom kryminałów retro cieszących się największą popularnością. 

niedziela, 4 maja 2014

Zatorze

Wybrałem się na olsztyńskie Zatorze. Ta dzielnica przez długie lata cieszyła się złą sławą. Krążyły legendy o miejscu, które nie należy do najbezpieczniejszych. Trudno mi ocenić, ile w tym było prawdy. Nigdy tam nie mieszkałem, chociaż bywałem nader często. Nigdy nic złego mnie tam nie spotkało. Zatorze zostało uwiecznione w powieściach i wierszach olsztyńskich autorów. Najbardziej znane chyba jest „Czwarte niebo”, powieść Mariusza Sieniewicza. Wielu twórców spędziło w tej dzielnicy część swojego życia. Co niektórzy ciągle tam mieszkają. Obecnie to miejsce wybierają ci wszyscy, którzy pragną żyć w cichej dzielnicy, w kamienicach pamiętających początek dwudziestego wieku.