środa, 30 lipca 2014

Egzemplarz autorski

Dzisiaj listonosz przyniósł mi paczkę z egzemplarzami autorskimi "Powrozu". Książka wygląda bardzo ładnie. Została wydrukowana na dobrym papierze. Wydawca obiecał mi, że kolejne książki będą wydrukowane w identyczny sposób tworząc wyrazistą serię. Powieść zajmuje nieco ponad trzysta stron tekstu. Wierzę, że to doskonała lektura  na letnie wieczory.


poniedziałek, 28 lipca 2014

Stuart Neville „Duchy Belfastu”

Po przezabawnym „O mały włos” Colfera, opisującym przygody irlandzkiego sierżanta w Stanach, sięgnąłem po książkę Stuarta Neville’a pt. „Duchy Belfastu”. O ile Colfera śmiało uznać można za mistrza w tworzeniu szalonych, groteskowych historii, o tyle Neville’a określiłbym jako autora tworzącego mroczne thrillery o zacięciu społeczno-politycznym. „Duchy Belfastu” to debiut Irlandczyka, który wcześniej imał się różnorakich zajęć od komponowania muzyki po pieczenie chleba. W pewnej chwili postawił na pisanie, co okazało się być przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Powieść Neville’a toczy się współcześnie, chociaż w jej tle pobrzmiewają echa porozumienia z Wielkiego Piątku, kiedy to zawarto w Irlandii Północnej układ o zaniechaniu przelewu krwi. Teraz po ulicach snują się tytułowe duchy Belfastu. To ofiary byłego żołnierza IRA. Gerry Fegan słyszy je każdego dnia i nocy, próbuje zagłuszyć narastające poczucie winy wtłaczaniem w organizm kolejnych kieliszków alkoholu. Ma powody: „Podejrzewany aż o dwanaście morderstw, w tym dwa podczas okolicznościowej przepustki z więzienia na pogrzeb matki. Został skazany za podłożenie bomby u rzeźnika na Shankill w 1988 roku. Zginęły wtedy trzy osoby, w tym matka z małym dzieckiem. Fegan był szeregowym żołnierzem, jednym z najlepszych albo najgorszych, w zależności od punktu widzenia. Mówiąc wprost: zabójcą”. Fegan, aby odzyskać spokój musi zabić tych, którzy kiedyś nakłonili go do zamordowania niewinnych ludzi. Teraz to cyniczni politycy, wpływowi obywatele. Rozpoczyna się śmiertelna wyliczanka, kolejni działacze IRA giną z ręki bojownika-mściciela. Równocześnie trwa poszukiwanie Fegana. Chyba najtrafniej o tej powieści napisał recenzent „The Observer”, stwierdzając, że „To najlepszy beletrystyczny opis konfliktu w Irlandii Północnej”. Sam autor zamieszcza taki oto, wiele mówiący o sytuacji w jego ojczyźnie, zapis: „Pragnienie wolności, czymkolwiek ona była, zostało zastąpione żądzą pieniędzy i władzy. Ugrupowania paramilitarne, zarówno republikanie, jak i lojaliści, zachowały wprawdzie pozory wierności ideałom politycznym, ale Fegan wiedział, jak wygląda rzeczywistość”. Neville ową irlandzką rzeczywistość odmalowuje z wielkim zaangażowaniem i talentem. Książka ma doskonałe tempo, skonstruowana jest na zasadzie wyliczanki. Fegan usuwa kolejnych ludzi, duchy domagające się zemsty znikają jeden po drugim. Tyle tylko, że zło pozornie ukarane powraca z jeszcze większą siłą i mrocznością. Polecam. Bardzo dobry debiut.

sobota, 26 lipca 2014

"Powróz" na księgarskich półkach

Jak widać na obrazku "Powróz" jest już dostępny w księgarniach. Do tego w najlepszym z możliwych towarzystwie, bo za takie uznać należy rzecz jasna Williama Shakespeare'a i  Katarzynę Bondę. A ponieważ to thriller, obecność filmowych Hansa Klossa i Hermanna Brunnera też jest jak najbardziej na miejscu. To zdjęcie zrobiłem pod olsztyńską Książnicą Polską.

piątek, 25 lipca 2014

„Powróz” książką miesiąca portalu Zbrodnia w Bibliotece

„Powróz” to książka, którą uznaję za szczególną”, powiedziałem pytany o nową powieść. Dlaczego jest to książka wyjątkowa? Na te pytanie odpowiedź znajduje się na portalu Zbrodnia w Bibliotece, który objął „Powróz” swoim patronatem i przyznał tytuł „książki miesiąca”. Moją wypowiedź można znaleźć tutaj: http://zbrodniawbibliotece.pl/kronikakryminalna/3794,zbrodniatodopieropoczatek-bialkowskioswojejnowejpowiesci/

Również w tamtejszej księgarni „Powróz” można nabyć po atrakcyjnej cenie. Link tutaj: http://ksiegarniazwb.pl/pl/powroz-tomasz-bialkowski.html

czwartek, 24 lipca 2014

Bestseller

Wczoraj pisałem, że "Powróz", moja nowa powieść, jest już dostępna m.in. w EMPiKu. Dzisiaj wklejam miłą informację dotyczącą "Drzewa morwowego", jednej z wcześniejszych książek, pierwszej odsłony serii o dziennikarzu Pawle Werensie. Powieść ta figuruje na liście bestsellerów empik.com w swojej kategorii, co widać poniżej:


środa, 23 lipca 2014

„Powróz” już w księgarniach

Być może niektórzy czytelnicy tego bloga przypominają sobie, że we wrześniowym numerze miesięcznika „Odra” z 2013 roku ukazał się fragment przygotowywanej wtedy powieści pt. „Powróz”. Dzisiaj mogę oznajmić, że książka właśnie się ukazała. W ręce czytelników oddaje ją gdańskie wydawnictwo Oficynka. Można ją kupić w księgarniach i w salonach EMPiKu: http://www.empik.com/powroz-bialkowski-tomasz,p1097607228,ksiazka-p
Poniżej kilka słów o książce, które znajdują się na okładce:
4 lipca 1946 roku w Gdańsku odbywa się publiczna egzekucja 11 zbrodniarzy z hitlerowskiego obozu w Stutthofie. Tego samego dnia dochodzi do zbiorowego mordu kilkudziesięciu Żydów. Do historii przejdzie on jako pogrom kielecki. Pięćdziesiąt lat później w małym warmińskim miasteczku w ogrodzie zostaje powieszona kobieta. Jak się okaże, była ona jako dziecko świadkiem egzekucji esesmanów.
Iga Spica, zrozpaczona po śmierci syna i prześladowana, szuka w tym samym miasteczku schronienia. Jednak gdy natrafia na ciało powieszonej kobiety, a okoliczni mieszkańcy udają, że nic się nie stało, postanawia rozpocząć śledztwo na własną rękę.

[Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego]

poniedziałek, 21 lipca 2014

Eoin Colfer „O mały włos”

„Opchnąłby gówno oczyszczalni ścieków. Jest tak dobrym sprzedawcą, że mógłby skasować gościa za wstrzyknięcie tłuszczu, który właśnie odessał mu z tyłka”. Mowa o Zebulonie Kronskim, medycznym szarlatanie, wątpliwej renomy lekarzu, pseudospecjaliście od przeszczepów, handlarzu podejrzanymi substancjami, pijaku i osobniku uzależnionym od wszelakich używek. Wreszcie jedynym przyjacielu przedwcześnie zwolnionego ze służby w wojsku sierżanta McEvoya. Ten drugi to główny bohater powieści Colfera. Poznajemy go w chwili kiedy odkrywa zniknięcie lekarza. Kronskiego jego lewe interesy prędzej czy później musiały doprowadzić do poważnych kłopotów. Sierżant McEvoy postanawia chwilowo zawiesić swoją pracę wykidajły w trzeciorzędnym kasynie w New Jersey i odnaleźć kumpla. Tym samym wplątuje się w niezwykłą historię, w której przyjdzie mu spotkać niebanalne postaci: zdemoralizowanego prawnika, bosa irlandzkiego podziemia, który nigdy nie był w Irlandii, sąsiadkę biorącą go za miłość życia sprzed lat, gangsterów-nieudaczników, policjantkę w bieliźnie, psychiatrę i wiele innych osób, z których część McEvoy pośle na tamten świat. O tej książce recenzenci pisali, że jest „ostra, absurdalna, ekstrawagancka”. Rzeczywiście, Colfer jest świetny i niepodrabialny. Wcześniej znany z książek dla młodzieży (seria o Artemisie Fowlu) zdecydował się napisać powieść zdecydowanie dla czytelników dorosłych. Oczywiście, nie każdemu styl Colfera przypadnie do gustu. Ja jestem tą książką zachwycony. Zgadzam się z opinią Ridleya Pearsona, że autor to „geniusz przy pracy”. Dialogi w tej książce są nieprawdopodobnie błyskotliwe, iskrzą humorem. Mam wrażenie, że Colfer pisząc „O mały włos” sam doskonale się bawił. W tym miejscu powtarzam za Harlanem Cobenem: „Cóż za niesamowita książka”! Polecam na wakacje. Radzę mieć pod ręką chusteczki do ocierania łez powodowanych wybuchami śmiechu. Świetny autor, świetny bohater, szalona historia!

sobota, 19 lipca 2014

Malbork cz. 2

Fosa oddzielająca Zamek Średni od Zamku Wysokiego

Fragment dziedzińca Zamku Wysokiego z widocznym wejściem do piwnic.

Krużganki na dziedzińcu Zamku Wysokiego.

Kuchnia. Przez długi czas rycerze i zakonnicy unikali jedzenia zwierząt czworonożnych,
spożywali natomiast ptactwo i ryby. Bali się bardzo zatrucia wody,
dlatego pili podpiwek i piwo. Miały one jednak zwykle 1% alkoholu.

Studnia na dziedzińcu Zamku Wysokiego.

Skarbiec. Aby do niego wejść, trzeba było użyć równocześnie trzech różnych kluczy,
a każdy z nich należał do innego wysoko postawionego członka Zakonu.

Ówczesny symbol WC. :) Aby tam dotrzeć, trzeba było przejść długi, sześćdziesięciometrowy korytarz.
Toaleta znajdowała się w wieży wysuniętej w stronę fosy. W ten sposób nieczystości
spływały bezpośrednio do wody. Jednocześnie wieża, zwana gdaniskiem, mogła również pełnić funkcje obronne.
Nad toaletą znajdował się magazyn zbożowy.

Widok z okna z wieży zwanej gdaniskiem.

Oryginalne zachowane wejście do Kościoła Najświętszej Maryi Panny (Zamek Wysoki).

Wnętrze kościoła pozwala na wyobrażenie sobie powojennych zniszczeń.
To była jedna z ostatnich okazji zobaczyć miejsce w takim stanie,
ponieważ niebawem mają rozpocząć się prace konserwatorskie
i kościół przez jakiś czas będzie niedostępny dla zwiedzających.

Wieża na Zamku Wysokim.

Widok na zamek od strony rzeki Nogat.

Nogat pełnił również funkcje obronne.

Dzisiaj można obserwować zamek od strony rzeki z kładki dla pieszych.

piątek, 18 lipca 2014

Malbork cz. 1

Pogoda ostatnio jest wspaniała, postanowiłem zatem zrobić sobie wycieczkę. Za cel obrałem Malbork i tamtejszy zamek. Warto wiedzieć, że to największy gotycki ceglany zamek na świecie. Jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Składa się z Zamku Niskiego, Średniego i Wysokiego. Całość wygląda imponująco. Zamek można zwiedzać indywidualnie lub też z przewodnikiem (usługa wliczona w cenę biletu). Prawdę mówiąc, żeby ten gigantyczny teren obejrzeć w miarę dokładnie potrzeba kilku tygodni, a nie kilku godzin. Dlatego postanowiłem powrócić w to miejsce za czas jakiś. Naprawdę warto. Poniżej kilka zdjęć. Kolejne wrzucę jutro.

Ten, kto wybierze podróż pociągiem, wysiądzie na pięknym dworcu.

Z dworca do zamku dostaniemy się spacerem w piętnaście minut.

Jeszcze zanim wejdzie się na teren zamku, widoki są imponujące.

Na zdjęciu widać, jak bardzo zniszczony był zamek w 1945 roku po oblężeniu Rosjan i jaki ogrom pracy wykonano,
by doprowadzić go, przynajmniej częściowo, do dawnej świetności.

Zabudowania Zamku Niskiego.

Widok z terenu Zamku Niskiego na Zamek Średni.

Fosa oddzielająca Zamek Niski od Zamku Średniego.

Najświętsza Maria Panna - patronka Zakonu Krzyżackiego strzeże wejścia do Zamku Średniego.

Jak widać, nie tylko ona, ale też kraty. Kto za nie wszedł, nie miał szansy wyjść, jeśli taka nie była wola gospodarzy.

Na Zamku Średnim.

Wielki Refektarz - tutaj organizowano uczty nawet na 400 osób i, podobnie jak w wielu miejscach w zamku,
zamontowano nowoczesne ogrzewanie podłogowe.

Refektarz Letni (także na Zamku Średnim).

Refektarz Letni - na malowidłach osobistości Zakonu Krzyżackiego.

Cudem ocalały po II wojnie światowej pomnik twórców potęgi Zakonu -
Hermanna von Salzy, Siegfrieda von Feuchtwangena, Winricha von Kniprode i Albrechta Hohenzollerna-Ansbacha.

środa, 16 lipca 2014

Grubość – pojęcie względne

Tygodnik „Polityka” zamieszcza recenzję najnowszej książki Tomasza Piątka zatytułowanej „Magdalena”. Mniejsza o ocenę, z którą można się zgodzić bądź też nie. Otóż, autor tekstu stwierdza, że powieść momentami jest „przydługa”. Dla tych wszystkich, którzy książki nie mieli w rękach powiem, że „Magdalena” ukazała się w serii „Archipelagi” wydawnictwa W.A.B.. Owa „przydługa” książka ma raptem 206 stron niezbyt gęstego druku. Ciekawi mnie jak w takim razie recenzent odniósłby się do chociażby omawianej na tym blogu powieści Katarzyny Bondy pt. „Pochłaniacz”, która liczy sobie 670 szczelnie zapisanych kartek? Było nie było to zapakowane w jedną prawie trzy i pół „Magdaleny”. Wreszcie dręczy mnie pytanie następujące. Co w naszych pędzących czasach uznać należy za tekst spełniający kryteria wyznaczone przez zniesmaczonego nadmiarem liter krytyka? Ile znaków może mieć książka w XXI wieku, by nie posądzono jej o bycie „przydługą”?

sobota, 12 lipca 2014

Zygmunt Miłoszewski i jego olsztyńska powieść

Od lewej: Marek Krajewski, Zygmunt Miłoszewski i Andrzej Zieliński
Zygmunt Miłoszewski udzielił wywiadu „Gazecie Olsztyńskiej” (12-13. 07. 2014), w którym opowiada dziennikarce Ewie Mazgal  m. in. o swojej nowej powieści. Warto zaznaczyć, że pisarz umieścił akcję książki w Olsztynie i jego okolicach. Oto co mówi o nowym tytule: „Każda z moich trzech powieści o prokuratorze Szackim ma część publicystyczną: „Uwikłanie” jest rozliczeniem z historią najnowszą, „Ziarno prawdy” z ksenofobią, a tematem trzeciej, jeszcze bez tytułu, jest seksizm, który uważam za niewolnictwo XXI wieku, ostatnią wielką, niezałatwioną sprawę. I jak niewolnictwo czarnych było tak naprawdę problemem białych, którzy musieli je znieść, tak samo seksizm nie jest problemem kobiet, tylko mężczyzn. To oni muszą się z tym uporać”. Miłoszewski kończy rozmowę wyznaniem: „Nie chcę już pisać kryminałów z przyczyn emocjonalnych. (…) Eksponowanie mordów i łez nie jest zgodne z moją filozofią i na dłuższą metę jest niezdrowe”. Książka ma się pojawić w księgarniach tuż przed Świętem Zmarłych. 

środa, 9 lipca 2014

Każdy ma swoją Brazylię

Po tym, co się wczoraj wydarzyło, nic już nie jest obciachem. Był czas, kiedy z grupą zaprzyjaźnionych twórców z pisma "Portret" tworzyliśmy, zdawało nam się, niepokonany team... W rzeczywistości wyglądało to trochę inaczej. Brazylia udowodniła, że nie chodzi tak naprawdę o zwycięstwo, liczy się po prostu sportowa rywalizacja. ;)

Starcie "mistrzów". Od prawej: Krzysztof "Abdykacja" Kowalewski, Tomasz "Zmarzlina" Białkowski,
Marek "Podglądarka idei" Parulski, Jarek - mąż Joanny Wilengowskiej, Mariusz "Czwarte niebo" Sieniewicz,
Piotr "Junior" Parulski. Zdjęcia zostały zrobione ok. 2001 roku.

Sieniewicz kontra Białkowski - na "stadionie" Zespołu Szkół Elektronicznych w Olsztynie.

Przerwa w "szatni" - motywowanie i wzmacnianie się drużyny.

Goool!!! A z tyłu obrońcy, prawie brazylijscy. ;)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Craig Russell „Mistrz karnawału”

„Resztkami sił, trzymając go za kołnierz marynarki i nie zważając na jego wrzaski, zaciągnęła go do chłodni”. Mowa o Marii Klee, zażywającej antydepresanty, torturowanej i wygłodzonej, nieustannie wymiotującej, półżywej oraz odsuniętej od służby w policji ofierze demona zbrodni niejakiego Witrenki. Ów złoczyńca porusza się bezkarnie po Europie z naciskiem na Niemcy. Wcześniej był członkiem oddziału antyterrorystycznego specnazu Berkut. Warto zaznaczyć, że w powieści kryminalnej brytyjskiego autora Ukraina pojawia się na co drugiej stronie. To z tego kraju w kontenerach przybywają do niewolniczej i haniebnej pracy biedni ludzie. Inni wyruszają po Wasyla Witrenkę. „Musimy powstrzymać Witrenkę. Zlikwidować go”. W tym wypadku są to dobrzy antyterroryści, którymi kieruje oficer Buslenko. Do swoich ludzi powiada: „Pomyślcie przez chwilę o najbardziej niebezpiecznej postaci, z jaką przyszło wam się kiedykolwiek zetknąć. (…) A teraz wyobraźcie sobie kogoś dwadzieścia razy groźniejszego, to wtedy zrozumiecie kim jest Witrenko” (sic!). Bandzior handluje ludźmi, morduje, grabi, a w przerwach „żywcem wyrywa ofiarom płuca i zawiesza je im na ramionach niczym skrzydła orła”. Cóż, jak już być paskudnym to do końca, chciałoby się powiedzieć. Przywołana na wstępie prowadząca osobistą krucjatę ekspolicjantka Klee zostaje w pewnej chwili pochwycona przez ludzi demonicznego Ukraińca. Bez obaw, w finale przegryzie gardło strażniczce (oczywiście zdrajczyni kraju) i da nogę. Po drodze wygrzebie z kosza na śmieci resztki kanapki, połknie ją i błyskawicznie nabierze sił. Dołączy do przybyłego z północy nadkomisarza Fabela, który tak mówi o swojej służbie: „Do dzisiaj nie zdawałem sobie sprawy, że to coś więcej niż praca. Bywa okropna, niezmiennie niedoceniana, ale do tego jestem przeznaczony. (…) Nieważne, czy to ja znalazłem tę pracę, czy praca znalazła mnie, jestem do niej przeznaczony”. Język, którym mówią bohaterowie powieści jest rodem z harlequinów. Przy czym sama praca policji jest rzeczywiście nieciekawa. W trakcie karnawału w Kolonii ktoś dopada niewinne kobiety i morduje je krawatem przy okazji wbijając zęby w pośladki ofiar. Jest przebrany w strój klauna. Kanibal wycina kawałki mięsa ze zgrabnych tyłków i owe, jak to kanibal, konsumuje. Gdzieś w tle, nie wiedzieć po co, pojawia się kwestia Wielkiego Głodu na Ukrainie. Być może chodzi o nadanie książce czegoś więcej, czyli głębi. Tej w powieści tyle, co w cytowanych fragmentach. Od początku uczestniczymy w projekcie napakowanym schematami. Policjant chce i nie chce odejść ze służby. Nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Czarny charakter przeszedł operację plastyczną i za cholerę nie można go rozpoznać. Tym bardziej, że i on porusza się w masce. Zaś kanibali, którzy upodobali sobie koloński karnawał, jest kilku! W finale nie tylko kanibal ale nawet policjanci są poprzebierani za klaunów. „Mistrz karnawału” jest powieścią słabiuteńką. Russell podjął próbę napisania kryminału, którego akcja rozgrywa się podczas czasu szczególnego, czyli karnawału. Poległ. Dla przeciwwagi podam przykład wybitnej realizacji takiego pomysłu. Taką książką był „Czerwony kwiecień” Santiago Roncagliolo. Tam również mamy czas, w którym odbywają się barwne procesje, krążą tłumy turystów, w tajemniczy sposób giną ludzie. Tyle tylko, że prokurator okręgowy Chacalcana to postać z krwi i kości, a historia opowiadana przez peruwiańskiego pisarza zostaje na bardzo długo w pamięci.

Trudno uwierzyć po lekturze „Mistrza karnawału”, że cykl „hamburski” Russella znalazł nabywców w wielu krajach. Najwyraźniej autorowi starczyło pomysłów na pierwsze, dobrze przyjęte, części, a tę napisał na zamówienie wydawcy. Sam Russell w słowie odautorskim dziękuje agentce za pomoc i wsparcie. I słusznie, chciałoby się dodać. Wszak dobry agent to połowa sukcesu rynkowego.

niedziela, 6 lipca 2014

Egzekucja

Źródło: Genocide Watch
Gazeta.pl Trójmiasto zamieściła właśnie materiał dotyczący wydarzeń, które rozegrały się 4 lipca 1946 roku w Gdańsku. Tego dnia doszło do zbiorowej egzekucji zbrodniarzy z obozu w Stutthofie. Gazeta dołączyła zdjęcia dokumentujące te ponure wydarzenia. Można je zobaczyć wraz z opisem tutaj: http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/56,35612,16272804,100_tysiecy_gdanszczan_ogladalo_egzekucje_hitlerowskich.html?disclaimer=1

Przypomnę, że „Powróz”, czyli moja najnowsza powieść rozpoczyna się właśnie od sceny wieszania. Wówczas to: „Tłum ruszył na zwłoki. Odcinano guziki, zaś o stryczki ze względu na ich rzekomo magiczną moc, wybuchły bójki”. 

piątek, 4 lipca 2014

91/66

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało wyniki naboru do projektu „Promocja literatury i czytelnictwa – Partnerstwo Publiczno-Społeczne”. W wielkim skrócie projekt polega na zgłaszaniu przez lokalne stowarzyszenia, towarzystwa i fundacje ciekawych inicjatyw związanych z popularyzacją czytelnictwa. Najlepsze są dofinansowywane przez MKiDN całkiem sporymi kwotami. Wypatrzyłem dotacje sięgające blisko 25 tysięcy złotych. Po pieniądze zgłosili się m. in. strażacy-ochotnicy (projekt pt. „Palimy się do książek”), panie z Koła Gospodyń Wiejskich (projekt „Legendy gminy Kowalewo Pomorskie”). W sumie na rok 2014 przyjęto 91 zgłoszeń. Tutaj podam kilka liczb. Aż 66 projektów zostało odrzuconych. Blisko połowa z nich (29) ze względu na błędy formalne, reszta, czyli 37 ze względu na niską wartość merytoryczną. Dlaczego o tym w ogóle piszę? Otóż, często słyszę, że spotkanie z pisarzem to czas stracony, źle wydane środki publiczne. Warto przy ogłoszeniu wyników naboru przyjrzeć się tej drugiej stronie, czyli organizatorom spotkań. Ludzie, nie twierdzę że kierowani złą wolą ale zwyczajnie niekompetentni, próbują aktywizować lokalne środowiska. Kiedy już uda im się pozyskać środki, ściągają do siebie pseudopisarzy, literackich hochsztaplerów, zaprzyjaźnionych idoli prywatnych rankingów, którzy potrafią w dwie godziny zabić raz na zawsze potrzebę obcowania ze słowem pisanym. Lokalni organizatorzy kierują się swoim marnym gustem kształtowanym przez lata na lekturach romansideł i grafomańskiej poezji. Przenoszą złe wzorce na kolejne pokolenia, dają fałszywy obraz literackiej mapy kraju. Za państwowe pieniądze promują miernotę i bylejakość. Dobrze się stało, że przez ministerialne sito tandetne „spotkania z ciekawym człowiekiem” się nie przedostały. Pieniądze podatników w tym przypadku zostały uratowane.

czwartek, 3 lipca 2014

Hit na lato, czyli koszyk

Jakiś czas temu w domu pojawił się kosz pełen owoców. Szybko zrobił się pusty. Okazało się, że natychmiast stał się miejscem pożądanym przez koty. Teraz jest cały czas zajęty. Trwa rywalizacja o miejsce. Wygląda to tak, jakby koty prowadziły zapisy na godziny, bo od razu jak kosz robi się pusty, pojawia się kolejny amator spania w nim. Dowód poniżej.