sobota, 28 września 2013

Nagroda Wielkiego Kalibru – edycja dziesiąta

Aż czworo z siedmiu tegorocznych finalistów Nagrody Wielkiego Kalibru to debiutanci. Można nawet powiedzieć, że pięcioro, ponieważ współautorka książki pt. „Pan Whitcher w Warszawie” Agnieszka Chodkowska-Gyurics jest również debiutantką. Pozostali finaliści to zdobywca nagrody z roku 2009 Mariusz Czubaj i wielokrotnie nominowany do Kalibru Marcin Wroński. Sześć z siedmiu książek wydały warszawskie wydawnictwa. Trzy z nich W.A.B. Zwraca uwagę nieobecność wśród nominowanych autorów, którzy wydali w zeszłym roku książki, a wcześniej nagrodę zdobyli. Są to: Marek Krajewski, Paweł Jaszczuk, Gaja Grzegorzewska i Joanna Jodełka. Czy tegoroczną nagrodę zdobędzie któryś z debiutantów? Jak i w zeszłym roku trzymam kciuki za Marcina Wrońskiego. Być może po raz drugi sięgnie po okolicznościową statuetkę i czek na 25 tysięcy złotych Mariusz Czubaj. Jak dotychczas sztuka ta udała się jedynie Zygmuntowi Miłoszewskiemu. Laureata poznamy podczas uroczystej gali trzynastego października. 

piątek, 27 września 2013

„Pióro & Pazur” w Siedlcach

Po raz drugi odbędzie się Festiwal Literatury Kobiecej w Siedlcach. Przypomnę, że podczas tej dwudniowej imprezy zostaną m.in. wręczone nagrody w kategoriach „dla najbardziej poruszającej powieści roku 2012” oraz „dla najbardziej sympatycznej, optymistycznej powieści roku 2012”. Do pierwszej z tych kategorii, podobnie jak i w roku ubiegłym, weszło pięć książek. Do drugiej ledwo cztery. To i tak lepiej niż w roku ubiegłym, kiedy to jury nominowało trzy tytuły. Co to oznacza? Zapewne w tym roku napłynęło więcej książek do rozpatrywania i stąd łatwiej udało się wskazać finałową czwórkę. Z drugiej strony niemożność wskazania pięciu dobrych, napisanych na poziomie pozycji, świadczy o słabości polskiej popliteratury kobiecej. Właśnie tej, która ma z jednej strony spełniać walory rozrywkowe z drugiej zaś nie popadać w banał i egzaltację. Kto zdobędzie nagrody dowiemy się piątego października. Swoją nagrodę wręczą również czytelniczki oraz polonijne blogerki. Link ze szczegółami do festiwalowej strony tutaj: http://www.flk.siedlce.pl/?p=102

środa, 25 września 2013

Koniec olsztyńskiej „Borussii”

Ponura seria likwidacji przedsięwzięć związanych z olsztyńską kulturą trwa nadal. W niedzielę zakończyła działalność „Tajemnica Poliszynela”, a dzisiaj wyczytałem, że podobny los spotkał pismo „Borussia”. Po ponad dwudziestu latach działalności laureat nagrody paryskiej „Kultury” znika z kulturalnej mapy kraju. Nieregularnik od dłuższego czasu ledwo dyszał. Nakłady dramatycznie spadały. Więcej informacji na ten temat zamieszcza chociażby Onet.pl tutaj: http://wiadomosci.onet.pl/olsztyn/po-22-latach-zawieszono-wydawanie-czasopisma-borussia/51kq4 Informacja o zamknięciu pisma przyszła w chwili kiedy ogłoszono powstanie „Olsztyńskiego Literackiego Miesięcznika Mówionego”. Być może twórcy tego projektu inspirowali się legendarnymi krakowskimi spotkaniami „NaGłos”, w których uczestniczyli giganci polskiej literatury, włącznie z noblistami Szymborską i nadsyłającym swoje prace Miłoszem. Znajduję nawet pewne analogie. Wówczas w Krakowie powstała inicjatywa będąca protestem przeciwko likwidacji ZLP. Olsztyńscy twórcy właśnie stracili możliwość publikacji w „Borussii”.

wtorek, 24 września 2013

Friedrich Ani „Ludzie za ścianą”

„Przestałam liczyć moje podejrzenia. Podejrzenia to najcięższe ciężarki, ściągają kobietę w dół mocniej niż wszystko inne. Co człowiek podejrzewa? Podejrzewa, że mąż ma coś do ukrycia. Przyjaciółkę? Kochankę? To śmieszne. Jak szef restauracji, który cały dzień pracuje, ma sobie znaleźć kochankę? I dlaczego miałby go ogarnąć taki bezwład? Kochanka zwykle mężczyznę uskrzydla, o ile wiem. Nakręca go, sprawia, że zaczyna się inaczej ubierać, udawać młodszego, robi się z niego bardziej małpa niż ryba. A więc zapomnijmy o kochance. Co jeszcze? Podejrzane interesy? To by było możliwe”. Słowa te padają w rozmowie żony zaginionego Raimunda Zacherla ze świeżo zatrudnionym w biurze detektywistycznym byłym policjantem Taborem Sűdenem. Dwa lata wcześniej Zacherl wyszedł z domu (podobno po żarówki) i zaginął. Rozpoczyna się na nowo śledztwo, które wcześniej zakończyło się fiaskiem. Mniej więcej w tym samym czasie detektyw odbiera telefon od ojca, którego kiedyś uznał za zmarłego. Połączenie zostaje zerwane, co doprowadza Sűdena do rozpaczy. Odtąd będzie szukał również ojca. Jak łatwo można się domyślić, były policjant odkryje mroczne tajemnice osób z otoczenia zaginionego Raimunda Zachlera. Pojawią się m.in. „czterej mężczyźni koło czterdziestki, o wątpliwej uprzejmości pijaków, używający przemocy, tacy którym pogarda wylewa się każdym porem” i wiele innych, świetnie nakreślonych postaci. Autor powieści pt. „Ludzie za ścianą” czyli Friedrich Ani za stworzenie postaci monachijskiego policjanta Tabora Sűdena otrzymał Niemiecką Nagrodę Kryminalną. Warto zaznaczyć, że aż pięciokrotnie!, gdyż cykl składa się z kilkunastu tytułów. Pisarz jest ceniony za nowatorstwo i tworzenie niezwykłego napięcia. Czy słusznie? Według mnie jak najbardziej. Powieść wciąga od pierwszej strony. Czyta się świetnie. I to poczucie humoru!

poniedziałek, 23 września 2013

Wiersze i nagrody

Nie będzie miało łatwego wyboru jury Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Piątka finalistów to prawie wyłącznie specjaliści od zdobywania trofeów. Krzysztof Karasek za „Dziennik Rozbitka” otrzymał tegoroczną Nagrodę Literacką m. st. Warszawy. Jan Polkowski dostał Nagrodę Poetycką im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego Orfeusz. „Biała krew” Łukasza Jarosza do ścisłego finału tej nagrody weszła. Justyna Bargielska właśnie znalazła się w finale Nagrody Nike z tomem poezji „Bach for my baby”. W sobotę ostatnia z finalistek nagrody czyli Krystyna Dąbrowska otrzymała prestiżową Nagrodę Kościelskich za wiersze zebrane w książce „Białe krzesła”.

niedziela, 22 września 2013

„Zdrowie Kobiet” w lesie

Położone w olsztyńskim lesie sanatorium przeciwgruźlicze to kolejne miejsce, które mogłoby z powodzeniem stanowić tło powieści, np. kryminalnej. Budynek zbudowano w 1907 roku. Nadano mu nazwę „Frauenwohl” czyli „Zdrowie Kobiet”. W styczniu 1945 roku budynek został zbombardowany. Wtedy to część pacjentów w panice rzuciła się do ucieczki, inni zaś zostali ewakuowani do Królewca. Na szczycie wieży zegarowej znajduje się żelazna chorągiewka z datą „1884”. Nie wiadomo, co oznacza ta data. Budowla powstała wszak znacznie później.









sobota, 21 września 2013

„Świat się rozpierdolił”?

„Nowa Dekada Krakowska” (3/2013) w znacznej części poświęcona jest zmarłym osobistościom polskiej kultury. W numerze zamieszczono teksty o profesorze Mieczysławie Porębskim i wydawcy „Znaku” Jacku Woźniakowskim. Przytoczę jednak fragment, który znalazłem w dziale „Camera obscura”, traktujący w tym wypadku o odchodzeniu w niebyt poprawnego języka. HM pisze: „Dorota Wellman, dziennikarka i prezenterka telewizyjna (»Wysokie Obcasy«, nr 10) z czułością i uwielbieniem opowiada o swej zmarłej matce, ale wplata przy tym takie zwroty, jak »nieprawda, że kobiety rozmawiają o pierdołach«, »nabijam licznik telefonu nie po to, żeby opowiadać o dupie Maryni«. Nie potępiam, nie gorszę się – tylko nie rozumiem, dlaczego do pełnej ekspresji słownej nawet w takiej sytuacji niezbędne są dzisiejszym młodym osobom wulgaryzmy. Zresztą nie tylko młodym. Bohdan Zadura (»Twórczość« 2013, nr 2) zaczyna wiersz Redukcja słowami: »mój pierdolony monografista, jak Henryk B. nazywa Jarka B.«. Być może w najnowszym przekładzie Hamleta zamiast »Świat wyszedł z orbit« przeczytamy: »Świat się rozpierdolił«…” 

piątek, 20 września 2013

Droga pewnej trumny

Wydawnictwo Agora zapowiada wznowienie (po pięćdziesięciu latach nieobecności na polskim rynku) pierwszej książki reporterskiej Ryszarda Kapuścińskiego pt. „Czarne gwiazdy”. Opublikowanie w tygodniku „Polityka” tych siedemnastu reportaży przyniosło pisarzowi tytuł najpopularniejszego autora 1961 roku. W tym miejscu chciałbym wspomnieć inną książkę z tamtego okresu, czyli zbiór reportaży opisujących polską prowincję lat sześćdziesiątych, zatytułowany „Busz po polsku”. Jest wśród nich jednej, który opisuje wyprawę grupy górników wiozących trumnę z osiemnastolatkiem zabitym podczas odstrzału. Sparaliżowany ojciec nie może przyjechać po syna, stąd pomysł, aby koledzy z pracy przebyli setki kilometrów i zawieźli jego ciało na rodzinny cmentarz. Dołącza do nich reporter. W pewnej chwili samochód psuje się, a mężczyźni postanawiają dalszą drogę z trumną przebyć pieszo. Jak mówi jeden z nich: „Chłopak był mikry, trochę go zostało pod węglem. Ciężaru dużego nie ma. Do południa będziemy kwit”. Ten świetny reportaż jest znany, nie będę zatem pisał, że bohaterowie „Sztywnego” skręcają nad jezioro, palą ognisko, spędzają noc w towarzystwie dziewcząt, a trumna w tym czasie ukryta jest w krzakach. Mnie w tym wszystkim najbardziej zaciekawiło miejsce, gdzie: „Szosą pędzi samochód. Pośród zmierzchu źrenice lamp wypatrują mety. Tak, meta już blisko: Jeziorany, 20 km”. Bo ja przecież z tych samych Jezioran pochodzę, do których: „W końcu poszliśmy dalej. Spotkał nas świt. Ogrzało nas słońce. Myśmy szli. Gięły nam się nogi, drętwiały ramiona, puchły ręce, ale przecież donieśliśmy na cmentarz, do grobu – tej ostatniej naszej przystani na świecie, do której raz tylko zawijamy, nigdy już z niej nie wypływając...”

czwartek, 19 września 2013

„Kłamca” na „Kryminalnej Pile”

Leszek Koźmiński konsekwentnie, tytuł po tytule, recenzuje moją trylogię. Oto co m.in. pisze na „Kryminalnej Pile” o drugiej jej części, czyli „Kłamcy”: „Tomasz Białkowski nie zawodzi po raz kolejny miłośników zagadek kryminalnych zatopionych w historii, uwikłanych w symboliczne rytuały i artefakty, istniejących na granicy przeszłości i dnia dzisiejszego. Tajemnica, symbol i groza nierozpoznanego szaleństwa oraz namacalna obecność śmierci, zadawanej wręcz rytualnie, to ten fragment świata przedstawionego, w którym autor „Króla Tyru" czuje się najlepiej. I ku mojej radości, co uwierało w pierwszym tytule cyklu, tym razem odwołania do biblijnej i apokryficznej symboliki, historii starożytnej i sztuki są podawane w sposób wyważony. Rzekłbym nawet, na tyle zrównoważony, by czytelnika nie zasypać gradem informacji, nawiązań czasowo-osobowych i symboli, ale też nie znudzić i zniechęcić do lektury. Tym samym atmosfera i klimat powieści jawi się z jednej strony tajemniczo i niecodziennie, a z drugiej strony jest realna czasem zdarzeń i ich motywów”. Całość tekstu tutaj: http://kryminalnapila.blogspot.com/2013/09/recenzja-tomasz-biakowski-kamca.html

środa, 18 września 2013

Tajemnica Poliszynela kończy działalność

Nie umieszczę na koniec roku Tajemnicy Poliszynela na mojej prywatnej liście najciekawszych miejsc związanych z olsztyńską kulturą, chociaż i teraz, jak w roku poprzednim, również na to zasługuje. Powód jest prosty – klimatyczna kawoksięgarnia z końcem tygodnia przestaje istnieć. Pomysłodawczyni i kierująca działaniami Małgorzata Sieniewicz nie zaprosi już więcej w gościnne progi pisarzy, poetów, dziennikarzy, naukowców, podróżników, wreszcie tych, dla których to miejsce zostało stworzone, czyli miłośników literatury. Finalistka konkursu „Olsztynianin 2012 roku” (wyróżnienie „Gazety Wyborczej” otrzymała właśnie za działalność popularyzującą kulturę) ogłosiła swoją decyzję wczoraj. Tajemnica Poliszynela zakończy pracę projektem pt. „Inwazja czytania”. W sobotę od godziny 17:00 będzie można przyjść i posłuchać książek czytanych przez innych. Będzie również możliwość odczytania swojego ulubionego fragmentu, rozmowy o literaturze. Zapewne pojawią się podczas tych rozmów pytania o powody, dla których znikają kolejne miejsca przyjazne sztuce. Dlaczego proces kulturowego jałowienia miasta nad rzeką Łyną ciągle postępuje?

wtorek, 17 września 2013

Nie będą córki i synowie wasi worków z kucykiem nosili!

To osiołek Henio. Czy to kolejny kandydat na listę zakazanych zabawek?
Wyczytałem w jednej z gazet, że w poznańskiej katolickiej podstawówce zabroniono dzieciom przynoszenia gadżetów z kotką Hello Kitty, kucykiem Little Ponny oraz Monster High. Te ostatnie to ponoć partnerki oraz córki znanych z popkultury straszydeł. Zdaniem dyrekcji dzieciaki na plecakach i workach z kapciami wnoszą w progi placówki satanizm, okultyzm, wampiryzm oraz czarną magię. Biedni (dosłownie i w przenośni) rodzice wymieniają teraz w pośpiechu osprzętowanie swoich latorośli na poprawne światopoglądowo. W tym miejscu przypomina mi się felieton Boya-Żeleńskiego pt. „Trykot i infuła” napisany przecież dawno temu, a zdaje się jakby ledwo wczoraj. Sławny pisarz odniósł się wówczas do wydarzeń z Łomży, gdzie doszło do znieważenia Bożego Ciała. Znieważenie powyższe polegało na tym, że w dzień świąteczny młodzież obojga płci wystąpiła w strojach sportowych. Wtedy to biskup wezwał księży prefektów, żeby „wobec odpowiednich czynników szkolnych wkroczyli w to obniżanie wstydliwości kobiecej i tłumienie w młodych sercach cnoty skromności”. Dalej biskup upomina rodziców, aby „córkom swoim stanowczo zabronili występować w ubraniach gimnastycznych”. W zakończeniu listu pasterskiego pada zdanie porażające: „Niezastosowanie się do tego wezwania będzie poczytane opornym za grzech śmiertelny”. Tu Boy-Żeleński z właściwą sobie trafnością zauważa: „…zastanawia to powoływanie się w sprawie takich czy innych kostiumów na Boga, który ludzi stworzył nago, podczas gdy ubranie jest wymysłem ludzkim i raczej poprawianiem niż wypełnianiem woli bożej. Dla wszechmocy bożej byłoby wszak drobnostką sprawić, aby dzieci rodziły się co najmniej w majtkach!”

poniedziałek, 16 września 2013

Finałowa siódemka Nagrody Nike 2013

Jury tegorocznej Nagrody Nike wykazało się wielką konsekwencją. Skoro już komiks Macieja Sieńczyka nominowało, to nie po to, żeby odpadł w ostatniej, finałowej turze. Mnie ta pozycja nie przekonuje, lecz przecież nie ja w szacownym jury zasiadam. W siódemce książek walczących o główne trofeum znalazły się aż cztery powieści. Być może to sygnał, że w przyszłości nagroda stanie się tym, czym miała być, co zapisano w jej regulaminie, a więc docenieniem głównie prozy. Zwraca uwagę wskazanie do finału kilku książek wydanych w małych oficynach. Raptem trzy tytuły są z warszawsko-krakowskich molochów. Kolejna ciekawa rzecz to wiek nominowanych. Wszyscy autorzy są ciągle młodzi, chociaż mają w dorobku już pozycje zauważone. Wyjątkiem, jeśli chodzi o dorobek, jest Igor Ostachowicz z debiutancką „Nocą żywych Żydów”. Kto odpadł, czyli nie wszedł do ścisłego finału? Zwraca uwagę nieobecność Zyty Oryszyn, która w tym roku otrzymała nagrody Gryfia i Gdynia. Przepadła głośna książka Krzysztofa Vargi. Nie ma pozycji o Mironie Białoszewskim autorstwa Tadeusza Sobolewskiego. Odpadł „Dziennik” Jerzego Pilcha i książka byłej przewodniczącej Nagrody Nike Małgorzaty Szpakowskiej. Kto zdobędzie nagrodę? Patrząc na tegoroczny finał, może nim być każdy. Osobiście obstawiam pisarkę, której pozycja literacka i wizerunek medialny są konsekwentnie i z dobrym skutkiem od lat budowane, czyli Joannę Bator. 

sobota, 14 września 2013

Hłasko i Kowalewski na ekranie?


Reżyser Janusz Majewski w wywiadzie udzielonym wczorajszej „Gazecie Wyborczej” wymienia projekty filmowe, które trafiły na biurko komisji eksperckiej przy PISF. Majewski jest jednym z szefów takiej komisji. Wśród wysoko ocenionych propozycji znalazła się powieść pt. „Sowa, córka piekarza”, którą chce zrealizować Grzegorz Jarzyna. Jak mówi Majewski: „Wyobrażałem sobie, że to będzie wersja awangardowa tego, co napisał Marek Hłasko, a to było jak najbardziej rygorystyczne i klasyczne. Porządna, realistyczna historia, jakby Kazimierz Kutz zrobił to w latach 60.” „Sowa, córka piekarza” to moja ulubiona książka przedwcześnie zmarłego legendarnego pisarza. Czekam zatem z wielkimi oczekiwaniami na filmową realizację tego pomysłu. W rozmowie z Majewskim znalazłem również inną interesującą informację. Autor „Zaklętych rewirów” mówi: „Od trzech lat mam scenariusz, którym zainteresował się teraz producent Julek Machulski – „Excentryków" według książki olsztyńskiego pisarza Włodzimierza Kowalewskiego. To rzecz sensacyjno-komediowo-muzyczno-taneczna. Historia puzonisty, którego wojna zastała w orkiestrze na „Batorym”. W roku 1956 postanawia wrócić z Anglii do Polski”. 

piątek, 13 września 2013

Einstein na prezydenta

Dziennikarz David Landau wielokrotnie rozmawiał z Szimonem Peresem o założycielu państwa Izrael czyli urodzonym w Płońsku legendarnym Ben Gurionie. Zebrał te rozmowy w książce pt. „Ben Gurion. Żywot polityczny”, która właśnie ukazała się w naszym kraju. Landau w pewnym momencie zamieszcza wiadomość, która wcześniej nie była mi znana. Okazuje się, że „…w listopadzie 1952 roku Ben Gurion zaproponował urząd prezydenta Albertowi Einsteinowi. Chciał, żeby tę funkcję pełnił człowiek nauki. Tak jak Sokrates uważał, że na czele państwa powinien stać uczony. Einstein odmówił.” 

czwartek, 12 września 2013

Żenujący błąd logiczny

Zawrzało w środowisku literackim, po tym jak recenzent „Gazety Wyborczej” odniósł się do dedykacji zamieszczonej w najnowszej powieści Marka Krajewskiego pt. „W otchłani mroku”. Dzisiaj w tej samej gazecie znaleźć można rozmowę z pisarzem i jego komentarz do tamtego tekstu. Marek Krajewski z właściwą sobie klasą odpowiada: „Jacek Szczerba, krytykując moją książkę w wydaniu ogólnopolskim „Gazety”, napisał w jednym miejscu rzecz nieprzyzwoitą. Nikt nie powinien włączać w orbitę krytyki, sporu, dyskusji osób bliskich krytykowanego autora. Recenzent powiązał scenę prostytuowania się żony jednego z literackich bohaterów z zadedykowaniem „W otchłani mroku” mojej żonie. To bardzo proste – i tu żona i tu żona! Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że wspomniany Maciej Zaremba, dedykując pani o imieniu „Jola” swoją książkę „Wielka trwoga”, odczuwa wobec wspomnianej pani wielką trwogę. Ten „dedykacyjny passus” recenzji Szczerby to żenujący błąd logiczny i podłe uchybienie dobrym obyczajom”.  

środa, 11 września 2013

Ochronka Anioła Stróża

Wczoraj byłem na spotkaniu autorskim Pawła Jaszczuka, które odbyło się w Książnicy Polskiej w Olsztynie. Rozmowa, którą prowadziła Bernadetta Darska, dotyczyła powieści „Ochronka Anioła Stróża”. Fragmenty książki przeczytała Hanna Brakoniecka. Autor opowiadał o zależnościach między głównym bohaterem, pisarzem Piotrem Magnusem, a jego zleceniodawcą Leo Maksymilianem Guardianem. Pojawiły się takie tematy jak korzyści wynikające ze stosowania narracji szkatułkowej, rola pamięci i przeszłości, motyw labiryntu, dzieciństwo jako czas, który często determinuje dorosłość, szaleństwo i przypadkowość ludzkiego losu.







wtorek, 10 września 2013

Dezerterzy z NRD

Zaciekawiła mnie rozmowa zamieszczona w „Gazecie Olsztyńskiej”, którą dziennikarz tego magazynu przeprowadził z Albinem Siwakiem. Swego czasu Siwak był postacią znaną i wpływową. Należał do ścisłego kierownictwa PZPR, piastował funkcje dyplomatyczne na placówce w Libii, do dzisiaj pisze książki. Okazuje się, że jego ojciec w 1945 roku został wójtem we wsi Lutry. Znam tę miejscowość, leży 10 kilometrów od miejsca mojego urodzenia. Niektóre sceny w „Pogrzebach” i „Drzewie morwowym” umieściłem nad Jeziorem Luterskim. Siwak mówi, że nad tym właśnie jeziorem było niemieckie lotnisko wojskowe, z którego na oczach zdumionych czerwonoarmistów zajmujących teren uciekło na Zachód dwóch ukrywający się we wsi pilotów. Ucieczka nie powiodła się. Niemcy zostali zestrzeleni nad Kołobrzegiem. Pochowano ich wśród polskich żołnierzy, co wzbudzało od początku zrozumiałe protesty. I tu zaczyna się najciekawszy fragment opowieści. Siwiec twierdzi, że generał Jaruzelski napisał do ówczesnego przywódcy NRD Honeckera list. Ostrzega w nim, że jeśli prochy niemieckich żołnierzy nie zostaną zabrane przez władze NRD, groby te zostaną zniszczone. Przywódca sojuszniczego kraju odpisał stanowczo, że „nie będzie ekshumował dezerterów”.

poniedziałek, 9 września 2013

„Dusza światowa”

Podoba mi się rozmowa, którą Agnieszka Drotkiewicz przeprowadziła z Dorotą Masłowską. Właśnie wydało ją Wydawnictwo Literackie. Wybrałem fragment, w którym sławna pisarka odnosi się do naszego rynku książki. Oto co mówi: „Powieść dresiarska, „powieść gejowska”, „powieść dziejąca się w środowisku pielęgniarek”, nieważne, ile ma to wspólnego z prawdą, tak łatwiej książkę sprzedać. I tu też widoczne jest, że to uproszczenie, ta nalepka czy hasło nie dotyczy gatunku książki, jej jakości, konwencji, w jakiej jest napisana, całości dzieła. W sposób skrótowy i absurdalny mówi, „o czym”, czy też „o kim” książka jest. Najlepiej jeśli jeszcze jakoś da się w to zaprząc autora, przetłumaczyć książkę przez jego biografię – wtedy potencjał komercyjny rośnie. To jest groteska, ale ta groteska powoduje rozkwit gatunku „powieść na zadany temat”. Jakość nie jest ważna, wystarczy temat. Powoduje to wysyp książek koszmarnych, często w bardzo naiwny sposób zaangażowanych, podkładających się mediom. Prawica ma swoje produkcyjniaki, ale mnie bardziej śmieszą te lewicowe, które lubują się w pozorze politycznej niepoprawności”. 

niedziela, 8 września 2013

Mordvilla – temat do wzięcia






Pogoda wczoraj była piękna i grzechem byłoby siedzenie w czterech ścianach. Na Starówce dłużej zatrzymałem się przy właśnie odrestaurowanej „Mordvilli”. Tę ponurą nazwę piękny budynek otrzymał od mieszkańców miasta po wydarzeniach, które rozegrały się w Wigilię roku 1907. Wówczas to kapitan 73 pułku artylerii Harold von Groeben zastrzelił w willi majora Augusta von Schoenebecka – szefa sztabu 10 Pruskiego Pułku Dragonów im. Księcia Alberta Saksońskiego. Żona majora była kochanką zabójcy. Kapitan popełnił samobójstwo przed zakończeniem procesu wieszając się w więziennej celi. Niewierna żona, czyli Antonina von Schoenebeck, uniknęła kary, chociaż podżegała go do zbrodni. W opinii sądowo-psychiatrycznej przeprowadzonej przez lekarza naczelnego Zakładu dla Obłąkanych w Kortowie (obecnie mieści się tam miasteczko studenckie) została uznana za niepoczytalną. Potem zniknęła, prawdopodobnie ukryta przez rodzinę. Jej losy są nieznane. Dom od wojska zakupił właściciel drukarni, która wydawała „Allensteiner Zeitung”, Ernst Harich. Rozebrał go i pobudował willę w obecnym kształcie. Po II wojnie światowej budynek stał się rezydencją wojewodów, potem mieściło się w nim kasyno garnizonowe, biblioteka wojskowa. Obecnie to własność prywatna. W Niemczech i Stanach Zjednoczonych ukazały się dwie powieści węgierskiej pisarki Marii Fagyas, których fabuła wiąże się z tamtymi ponurymi wydarzeniami („Bliźniaczki” i „Taniec zbrodni”). Kto wie, może któryś z naszych rodzimych autorów również podejmie ten temat i zdecyduje się na opisanie dramatycznej historii sprzed wieku?

sobota, 7 września 2013

„Kryminalna Piła” o „Drzewie morwowym”

Znawca kryminałów, wykładowca kryminalistyki Leszek Koźmiński napisał wnikliwą recenzję „Drzewa morwowego”. Kończy ją pisząc: „W jednym zakresie poziom literackich umiejętności Tomasza Białkowskiego jest równy, niezmienny i wyrastający ponad normę – język narracji. Nie licząc drobnych potknięć, nie do końca autorskich, bardziej redaktorskich, czyta się książki pisarza gładko i z przyjemnością brzmienia opowiadanych historii. Dialogi nie noszą znamion sztuczności. Mistrzostwa pisarskiego języka dotyka autor w scenach tych najmroczniejszych, zarówno przedstawiając zbrodnicze czyny, jak i tych opisowych, budujących nastrój i tło dla przedstawianych miejsc i czasu. „Drzewo morwowe” jako samodzielny tytuł jest więc dobrym kryminałem z domieszką ciekawej sensacji. Jako pierwsza w cyklu książka jest zapowiedzią ciekawej współczesnej historii, w której trzeba patrzeć w przeszłość, mierzyć się z nieludzką mocą ludzkiego zła. I jeśli jesteś miłośnikiem kryminałów pisanych po polsku, „Drzewo morwowe” jest obowiązkową pozycją czytelniczą, po której z pewnością sięgniesz po kolejne tytuły Tomasza Białkowskiego”. Całość tekstu tutaj: http://kryminalnapila.blogspot.com/2013/09/recenzja-tomasz-biakowski-drzewo-morwowe.html

piątek, 6 września 2013

„Odra” (9/2013)

We wrześniowym numerze wrocławskiej „Odry” zamieszczono m.in. fragment mojej nowej powieści pt. „Powróz”. Niewielką część tego tekstu można przeczytać poniżej. Książka, nad którą pracuję, mam taką nadzieję, ukaże się w przyszłym roku:

„Ruszają we czwórkę. Za sobą zostawiają wylizane ogniem i poszarpane prochem kamienice. Przed nimi wolno przemieszcza się ludzka zgraja. Słońce przesuwa się na zachód. Przez cały dzień nagrzewane ulice teraz topią się od żaru. Idący w pochodzie ludzie co chwila mdleją. Są układani pod drzewami, których jest coraz więcej. Niemowlęta niesione na rękach matek płaczą z głodu i pragnienia. Ich piski giną w religijnych pieśniach intonowanych przez baby okutane w czarne suknie i chusty. Pojawiają się biało-czerwone flagi, proporce i proste, drewniane krzyże. Czoło kolumny, gdzieś hen, powoli zastyga w bezruchu. Polana wypełnia się masą lepką od potu, brudu, zmęczenia i bólu. Kto może kryje się przed słońcem pod drzewami. Takiego przywileju nie mają setki umundurowanych milicjantów tworzących żywy pierścień na środku zadeptanego placu. Mają za to najlepszy z możliwych widok.
Czwórka dzieci próbuje przebić się do przodu. Na próżno. Tysiące rąk i nóg stanowi barierę nie do przebycia.
- Tu staniemy – mówi ten od noża.

Ma to swoje zalety. Jest więcej przestrzeni i powietrza. Dzieci siadają na trawie. Cierpliwie czekają. Po godzinie pojawiają się od strony Strzeleckiej i Pohulanki ciężarówki. Ludzie podnoszą głosy. Zrywają się z ubitej ziemi. Z setek gardeł wyrywają się przekleństwa, złorzeczenia: „Skurwysyny! Do piekła! Zdychajcie!” Kolejni ludzie dołączają się do wyzwisk. Zebrani odzyskują siły, nie czują bólu nóg, pragnienia i głodu. Dziewczynka patrzy na samochody. Piąty, szósty… Jedenasty. Próbuje je policzyć. Platformy ciężarówek zajmują kobiety i mężczyźni. Niektórzy z nich są poprzebierani w obozowe pasiaki. Inni mają związane z tyłu sznurem ręce. Ci siedzą na drewnianych krzesłach. Dziewczynka kieruje teraz wzrok za ciężarówkami. W oddali, na środku placu, widzi maszty szubieniczne. Jest ich pięć. Auta podjeżdżają pod nie. Potem nic już nie można dostrzec. Ludzki ryk, płacz, przekleństwa i śpiewy zlewają się w niemożliwy do wytrzymania jazgot. Dziewczynka zatyka dłońmi uszy. To wcale nie pomaga. Hałas jest przeraźliwy. Dziecko czuje jakiś paraliżujący lęk. Chce uciec, lecz ludzie są wszędzie. Napierają z każdej strony. Chcą ją zmiażdżyć, zadeptać, udusić. Są ich tysiące. Dziewczynka wpada w panikę. Rozpaczliwie szuka chłopca. Gdzie on jest? No gdzie? Nie dostrzega go. Tłum porwał go gdzieś, do przodu. Może w bok? Nie ma też dwu wyrostków. Pobiegli za ciężarówkami. Nagle, ktoś bierze dziewczynkę za ręce. Unosi do góry i sadza na swoich ramionach. Cuchnie potem i cebulą. „Patrz, dziecko, opowiesz wnukom!”, mówi barczysty mężczyzna ze łzami w oczach. Dziewczynka teraz może zobaczyć znacznie więcej. Ciężarówki są ustawione jedna obok drugiej w kilkumetrowych odstępach. Na krzesłach postawionych na platformach siedzi pięć kobiet i sześciu mężczyzn. Przed nimi wkopano w ziemię pięć szubienic. Ich drewniane, masywne ramiona wystają ponad wielotysięczny tłum, ponad dachy ciężarówek. Ludzie w pasiakach zakładają tym na krzesłach grube powrozy. Dziewczynka widzi księdza odmawiającego modlitwę. Dostrzega na chwilę drugiego, który z ukrytą w dłoniach twarzą ucieka w tłum. Silniki samochodów zaczynają wyć. Ktoś mówi głośno: „Zaczynać!” Pierwsza z ciężarówek rusza. Krzesło się przewraca, a człowiek z pętlą na szyi krzyczy: „Heil Hitler!” Potem sznur się napręża. Tłum ryczy: „Zabić! Zabić ich wszystkich!” Ludzie napierają na mężczyznę, który trzyma dziewczynkę na ramionach. Po chwili morze ludzkie się uspokaja. Dziesiątki tysięcy ludzi patrzą w zupełnej ciszy na agonię wiszącego człowieka. Na jego bezwładne nogi i ręce. Trwa to na tyle długo, że zaczynają się odzywać głosy ponagleń. Dziewczynka dostrzega następny samochód. Coś niedobrego dzieje się z silnikiem. Auto nie chce ruszyć. Kobieta na krześle rozgląda się dookoła. W jej oczach widać nadzieję. Nawet z tej odległości. Ciągle jeszcze żyje. Wtedy dziewczynka widzi jak stojąca za nią więźniarka w pasiaku kopie trzewikiem krzesło. Ciało spada z platformy. Sznur napręża się niczym struna. Kręgi szyjne rwą się jak korale nanizane na sznurek. Twarz powieszonej wykrzywia śmiertelny grymas. Zastygła nadzieja. Przez tłum przetacza się jęk. Brawa. Śmiertelna wyliczanka trwa nadal. Kolejny motor zaczyna wyć, sznur drga w słońcu. Tłum raz milczy, by za chwilę zawyć. Kiedy wszystkich jedenaście ciężarówek odjeżdża, ludzie nie wytrzymują. Ruszają w kierunku szubienic, wyciągają ręce. Ciała powieszonych zrywają ze sznurów. Setki dłoni chcą dopaść zabitych. Oszalali z emocji ludzie zdzierają z nich ubrania, kopią, plują, rwą włosy, rozrywają członki. Tratują się wzajemnie. Słychać płacz, krzyki, wołania o opamiętanie. Widać ludzi omdlałych, wynoszonych na rękach. Martwych. Z połamanymi kończynami, we krwi. Dziewczynce zaczyna się kręcić w głowie. Czuje w nozdrzach trupi odór. Zasłania dłonią usta. Dostaje torsji. Biały chleb, który w południe jadła z chłopcem oblepia w formie lepkiej mazi włosy stojącego pod nią mężczyzny. W następnej chwili dziewczynka traci przytomność”.

czwartek, 5 września 2013

Günter Wallraff „Z nowego wspaniałego świata”

Günter Wallraff jest w Niemczech postacią bardzo znaną. Tworzy on tzw. reportaże uczestniczące. Polega to na tym, że przebrany i ucharakteryzowany dziennikarz przez pewien okres czasu staje się członkiem opisywanej grupy zawodowej bądź etnicznej. „Z nowego wspaniałego świata” to opowieść o Niemczech, jakich nie pokazują przewodniki turystyczne. Wallraff wędruje po kraju udając somalijskiego imigranta, chcąc sprawdzić, jak Niemcy postrzegają kogoś o czarnym kolorze skóry. Wiele lat wcześniej w Ameryce na podobny pomysł wpadł Howard Griffin, który napisał książkę pt. „Czarny, jak ja” (środki, których zażywał, aby utrzymać czarny kolor skóry, doprowadziły go do śmierci). Wallraff bezskutecznie próbuje wynająć mieszkanie w Kolonii, równie nieudane są próby wykupienia miejsca na kempingu, zapisania psa na tresurę, przyłączenia się do wycieczki emerytów. We Wschodnich Niemczech podróżuje pociągiem z kibolami, odwiedza knajpę fanów FC Koln, z której zostaje wyproszony. Wallraff podaje za antyrasistowską organizacją ARI, że od 1993 roku pobito i zraniono 761 obco wyglądających osób, 67 zginęło w celowo wznieconych pożarach, 15 zamordowano na ulicach. Ataki prawicowców, rasistów i antysemitów w samym Berlinie wzrosły od 1990 roku o 40%! W kolejnych rozdziałach książki Wallraff wędruje jako bezdomny od jednego schroniska do drugiego. Czasami, nawet podczas mrozu, sypia na ulicy. Opisuje system służący pomocą ludziom, którzy znaleźli się w tragicznej sytuacji. Rozmowy z bezdomnymi są szokujące. Uświadamiają, jak łatwo znaleźć się wśród wykluczonych. Świetny jest opis bożonarodzeniowego obiadu, który dla bezdomnych zorganizował nadburmistrz Kolonii. Ucharakteryzowany dziennikarz staje w kolejce po posiłek wydawany osobiście z rąk włodarza. Wallraff pisze: „Na szczęście mnie nie poznał, chociaż niedawno spotkaliśmy się – byłem z Salmanem Rushdiem – na przyjęciu”. Wówczas nadburmistrz chętnie rozmawiał z dziennikarzem, teraz z Wallraffem-bezdomnym nie ma ochoty. Na koniec świątecznego obiadu dziennikarz otrzymuje reklamówkę ze spodniami od Pierre Cardina i ciasto. Rzecz w tym, że spodnie mają rozmiar 66!, zaś ciasto jest od pół roku przeterminowane. Dziennikarz wyrusza w dalszą drogę. Zatrudnia się w piekarni produkującej bułki dla Lidla. Miesiąc pracy w nieludzkich warunkach opisuje w kolejnej relacji. Pisze o trudnościach i szykanach na jakie natrafiają pracownicy chcący się zorganizować. Wielkie wrażenie robi opowieść o pracy w jednym z call center. W Niemczech to dynamicznie rozwijająca się branża. Zatrudnia blisko pół miliona pracowników w sześciu tysiącach placówek. Wallraff odkrywa przestępczy charakter podejmowanych tam działań, ich wręcz sekciarski charakter. Pisze: „Nowy wspaniały świat, dobrowolne podporządkowanie się, autosugestia i autohipnoza”. Budowanie pozycji na oszustwie. Mówi jedna z pracownic: „Od samego początku kładziono w szkoleniach silny nacisk na konieczność okłamywania i oszukiwania klientów. Nie wolno nam było przedstawiać się własnym nazwiskiem. Jeśli klient pytał, w jakim mieście jest nasza siedziba, należało podawać nazwę innego miasta”. W call center sprzedać można wszystko. Fikcyjną instrukcję obsługi młodzieży w barach (dwudziestokrotne przebicie), los na loterię, gdzie zawsze ewentualna wygrana jest podzielona na 240 graczy (miliard trzysta milionów euro obrotu rocznie!). Tu rzecz, która wydaje mi się najciekawsza. Niemieckie biura pracy pokrywają połowę wynagrodzenia nowo przyjętego pracownika takiego call center. Wygląda to zatem tak, że państwo utrzymuje w pewnym sensie akwizytorskie firmy telefoniczne, które okradają obywateli tegoż państwa… Tłumaczone jest to walką z bezrobociem, tworzeniem nowych miejsc pracy. Koło się zamyka. Wypadnięcie z tego obiegu oznacza brak zatrudnienia, wykluczenie, bezdomność, o których Wallraff pisze wcześniej. Warto sięgnąć po tę książkę. Jak pisze na zakończenie autor: „Konsumpcja i przymus korzystania z przyjemności są w wizji społeczeństwa Huxleya czynnikami ograniczającymi ludzką indywidualność, możliwości poznawcze człowieka i siłę stawiania oporu. Dzisiaj te zjawiska, rządzące >społeczeństwem dobrobytu i przyjemności<, tak głęboko się w nim zakorzeniły, że można podejrzewać, iż przyszłość będzie należeć do ludzi standardowych, przewidywalnych. Postawa solidarności oraz pytania i refleksje krytyczne będą przyjmowane z coraz większą irytacją, jeśli nie ośmieszane: >Wobec realnej sytuacji nie ma alternatywy i kropka<”. 

środa, 4 września 2013

„Lampa” numer 8 (113)

Z najnowszego numeru warszawskiego miesięcznika „Lampa” wybrałem fragment rozmowy przeprowadzonej przez Mateusza Flonta z Bernadettą Darską. Pytana o propagowanie w gazetach poglądów związanych z równouprawnieniem, mówi: „Treści emancypacyjne pojawiają się głównie na łamach prasy luksusowej, a więc miesięczników adresowanych do kobiet z większych miast, dobrze sytuowanych, wykształconych i zwykle aktywnych zawodowo. Treści odwołujące się do stereotypowego przeznaczenia kobiety, a więc do bycia żoną, matką i gospodynią domową, zwykle dominują w prasie tradycyjnej – tygodnikach i dwutygodnikach skierowanych do mieszkanek wsi i małych miast, gorzej sytuowanych i gorzej wykształconych, często niepracujących zawodowo. Sytuacja jest więc patowa. Tam, gdzie przydałoby się propagowanie idei prawa do wyboru i decydowania o własnym życiu, tego typu treści nie ma, tam natomiast, gdzie są, ów wybór i tak jest dokonywany”. Z kolei mówiąc o prasie literacko-kulturalnej, zauważa: „Zważywszy na fakt, iż obecnie niszowość tego typu tytułów wzrasta w zatrważającym tempie, można pokusić się o nieco prowokacyjne stwierdzenie, że współczesną wersją artzinu jest właśnie… czasopismo kulturalne”.