„Przestałam
liczyć moje podejrzenia. Podejrzenia to najcięższe ciężarki, ściągają kobietę w
dół mocniej niż wszystko inne. Co człowiek podejrzewa? Podejrzewa, że mąż ma
coś do ukrycia. Przyjaciółkę? Kochankę? To śmieszne. Jak szef restauracji,
który cały dzień pracuje, ma sobie znaleźć kochankę? I dlaczego miałby go
ogarnąć taki bezwład? Kochanka zwykle mężczyznę uskrzydla, o ile wiem. Nakręca
go, sprawia, że zaczyna się inaczej ubierać, udawać młodszego, robi się z niego
bardziej małpa niż ryba. A więc zapomnijmy o kochance. Co jeszcze? Podejrzane
interesy? To by było możliwe”. Słowa te padają w rozmowie żony zaginionego
Raimunda Zacherla ze świeżo zatrudnionym w biurze detektywistycznym byłym
policjantem Taborem Sűdenem. Dwa lata wcześniej Zacherl wyszedł z domu (podobno
po żarówki) i zaginął. Rozpoczyna się na nowo śledztwo, które wcześniej
zakończyło się fiaskiem. Mniej więcej w tym samym czasie detektyw odbiera
telefon od ojca, którego kiedyś uznał za zmarłego. Połączenie zostaje zerwane,
co doprowadza Sűdena do rozpaczy. Odtąd będzie szukał również ojca. Jak łatwo
można się domyślić, były policjant odkryje mroczne tajemnice osób z otoczenia
zaginionego Raimunda Zachlera. Pojawią się m.in. „czterej mężczyźni koło
czterdziestki, o wątpliwej uprzejmości pijaków, używający przemocy, tacy którym
pogarda wylewa się każdym porem” i wiele innych, świetnie nakreślonych postaci.
Autor powieści pt. „Ludzie za ścianą” czyli Friedrich Ani za stworzenie postaci
monachijskiego policjanta Tabora Sűdena otrzymał Niemiecką Nagrodę Kryminalną. Warto zaznaczyć, że aż pięciokrotnie!, gdyż cykl składa
się z kilkunastu tytułów. Pisarz jest ceniony za nowatorstwo i tworzenie
niezwykłego napięcia. Czy słusznie? Według mnie jak najbardziej. Powieść wciąga
od pierwszej strony. Czyta się świetnie. I to poczucie humoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz