Jury tegorocznej
Nagrody Nike wykazało się wielką konsekwencją. Skoro już komiks Macieja
Sieńczyka nominowało, to nie po to, żeby odpadł w ostatniej, finałowej turze.
Mnie ta pozycja nie przekonuje, lecz przecież nie ja w szacownym jury zasiadam.
W siódemce książek walczących o główne trofeum znalazły się aż cztery powieści.
Być może to sygnał, że w przyszłości nagroda stanie się tym, czym miała być, co
zapisano w jej regulaminie, a więc docenieniem głównie prozy. Zwraca uwagę
wskazanie do finału kilku książek wydanych w małych oficynach. Raptem trzy
tytuły są z warszawsko-krakowskich molochów. Kolejna ciekawa rzecz to wiek
nominowanych. Wszyscy autorzy są ciągle młodzi, chociaż mają w dorobku już
pozycje zauważone. Wyjątkiem, jeśli chodzi o dorobek, jest Igor Ostachowicz z debiutancką
„Nocą żywych Żydów”. Kto odpadł, czyli nie wszedł do ścisłego finału? Zwraca
uwagę nieobecność Zyty Oryszyn, która w tym roku otrzymała nagrody Gryfia i
Gdynia. Przepadła głośna książka Krzysztofa Vargi. Nie ma pozycji o Mironie Białoszewskim
autorstwa Tadeusza Sobolewskiego. Odpadł „Dziennik” Jerzego Pilcha i książka
byłej przewodniczącej Nagrody Nike Małgorzaty Szpakowskiej. Kto zdobędzie
nagrodę? Patrząc na tegoroczny finał, może nim być każdy. Osobiście obstawiam
pisarkę, której pozycja literacka i wizerunek medialny są konsekwentnie i z
dobrym skutkiem od lat budowane, czyli Joannę Bator.
"Morfina" zbierze wszystko.
OdpowiedzUsuń