piątek, 20 września 2013

Droga pewnej trumny

Wydawnictwo Agora zapowiada wznowienie (po pięćdziesięciu latach nieobecności na polskim rynku) pierwszej książki reporterskiej Ryszarda Kapuścińskiego pt. „Czarne gwiazdy”. Opublikowanie w tygodniku „Polityka” tych siedemnastu reportaży przyniosło pisarzowi tytuł najpopularniejszego autora 1961 roku. W tym miejscu chciałbym wspomnieć inną książkę z tamtego okresu, czyli zbiór reportaży opisujących polską prowincję lat sześćdziesiątych, zatytułowany „Busz po polsku”. Jest wśród nich jednej, który opisuje wyprawę grupy górników wiozących trumnę z osiemnastolatkiem zabitym podczas odstrzału. Sparaliżowany ojciec nie może przyjechać po syna, stąd pomysł, aby koledzy z pracy przebyli setki kilometrów i zawieźli jego ciało na rodzinny cmentarz. Dołącza do nich reporter. W pewnej chwili samochód psuje się, a mężczyźni postanawiają dalszą drogę z trumną przebyć pieszo. Jak mówi jeden z nich: „Chłopak był mikry, trochę go zostało pod węglem. Ciężaru dużego nie ma. Do południa będziemy kwit”. Ten świetny reportaż jest znany, nie będę zatem pisał, że bohaterowie „Sztywnego” skręcają nad jezioro, palą ognisko, spędzają noc w towarzystwie dziewcząt, a trumna w tym czasie ukryta jest w krzakach. Mnie w tym wszystkim najbardziej zaciekawiło miejsce, gdzie: „Szosą pędzi samochód. Pośród zmierzchu źrenice lamp wypatrują mety. Tak, meta już blisko: Jeziorany, 20 km”. Bo ja przecież z tych samych Jezioran pochodzę, do których: „W końcu poszliśmy dalej. Spotkał nas świt. Ogrzało nas słońce. Myśmy szli. Gięły nam się nogi, drętwiały ramiona, puchły ręce, ale przecież donieśliśmy na cmentarz, do grobu – tej ostatniej naszej przystani na świecie, do której raz tylko zawijamy, nigdy już z niej nie wypływając...”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz