Tygodnik „Polityka”
zamieszcza recenzję najnowszej książki Tomasza Piątka zatytułowanej „Magdalena”.
Mniejsza o ocenę, z którą można się zgodzić bądź też nie. Otóż, autor tekstu
stwierdza, że powieść momentami jest „przydługa”. Dla tych wszystkich, którzy
książki nie mieli w rękach powiem, że „Magdalena” ukazała się w serii „Archipelagi”
wydawnictwa W.A.B.. Owa „przydługa” książka ma raptem 206 stron niezbyt gęstego
druku. Ciekawi mnie jak w takim razie recenzent odniósłby się do chociażby omawianej
na tym blogu powieści Katarzyny Bondy pt. „Pochłaniacz”, która liczy sobie 670 szczelnie
zapisanych kartek? Było nie było to zapakowane w jedną prawie trzy i pół „Magdaleny”.
Wreszcie dręczy mnie pytanie następujące. Co w naszych pędzących czasach uznać
należy za tekst spełniający kryteria wyznaczone przez zniesmaczonego nadmiarem
liter krytyka? Ile znaków może mieć książka w XXI wieku, by nie posądzono jej o
bycie „przydługą”?
A co powiedzieć o moich książkach? Choć Kasia, w istocie, lepsza.
OdpowiedzUsuń