Był matematykiem
zakochanym w filozofii. Poznaliśmy się trzynaście lat temu podczas spotkania
redakcji „Portretu”. Z tym pismem związał się dużo wcześniej i z wielką pasją i
oddaniem współtworzył dziesiątki projektów. Pisał aforyzmy. Powstały ich setki.
Myślał o opublikowaniu ich w formie książki. Legendarny 15 numer „Portretu”
znany jako „Modlitewnik” zawiera wiele takich aforyzmów. Napisał: „Każda
autentyczna forma rezygnacji jest odbierana przez współczesnych jako
niepoczytalność, bluźnierstwo lub słabość”. Był uważnym i krytycznym obserwatorem
świata. Potrafił cierpliwie słuchać. Lubił towarzystwo ludzi młodych. Miał z
nimi świetny kontakt. W charakterystycznych dużych, przyciemnianych okularach,
lekko przygarbiony, zawsze wszędzie chodził pieszo. Nie cierpiał samochodów. Może
dlatego nigdy nie pojawiał się o umówionej porze? Mieliśmy na to sposób. Po
prostu podawaliśmy mu wcześniejszą godzinę zaplanowanego spotkania. Namawialiśmy
go do wydania książki, w której będą umieszczone szkice filozoficzne. W 2009
roku książka pt. „Podglądarka idei” powstała. Miałem przyjemność robić do niej
okładkę. Kiedy trzymał ją po raz pierwszy w rękach z tajemniczym uśmiechem na
ustach, powiedział: „Teraz mogę już umierać. Coś po mnie pozostanie”. Czy już
wtedy przeczuwał nadchodzącą śmierć? Kochał zwierzęta. One również garnęły się
do niego. Kiedy wyjeżdżaliśmy za miasto opiekował się naszymi kotami. Puszczał
im muzykę. Specjalnie dla niego zaopatrywaliśmy się w pewien gatunek kawy. Do
dzisiaj stoi w kuchni w „puszce Marka”. Z czasem choroba ograniczyła do minimum
jego wizyty. Brutalnie przerwała życiowe plany. Chciał napisać książkę, w
której znalazłyby się wywiady z cenionymi twórcami myśli filozoficznej. Udało
mu się takich rozmów przeprowadzić kilka. Był jednym z pierwszych, krytycznych
czytelników moich książek. To on opowiedział mi o ruchach Browna i tym samym natchnął
do napisania „Teorii ruchów Vorbla”. Kiedy pisałem trylogię kryminalną
przyniósł stare numery „Literatury na Świecie” poświęcone gnozie i sektom. Na
naszym ślubie robił zdjęcia. Wyszły fatalnie, bo Marek ze zdenerwowania nie
potrafił powstrzymać drżenia rąk. Prawdopodobnie był bardziej przejęty niż my. Kiedy
kilka tygodni temu jego syn, Piotr znalazł się w ścisłym finale organizowanego przez
wrocławskie Biuro Literackie konkursu dla debiutantów był wyraźnie wzruszony i
dumny. Czekał na książkę syna-poety. Za miesiąc miał obchodzić 35 rocznicę
ślubu z Krysią. Dzisiaj w nocy po długiej i ciężkiej chorobie odszedł na zawsze
Marek Parulski.
Dopiero dziś to przeczytałem. Nie znałem twórczości Marka, ale parę lat temu nocowaliśmy we Wrocławiu w jednym pokoju na jakiejś imprezie literackiej i mogę tylko powiedzieć, że był miły gość. RIP
OdpowiedzUsuń