Czy może raczej,
trzeba by powiedzieć, „pruskie piekiełko” umiejscowione w niewielkim Wejherowie
– miasteczku w Zachodnich Prusach z początku dwudziestego wieku. To tutaj przybywa
z Berlina inspektor Ignaz Braun, gwiazda kryminalistyki, spec od rozwiązywania
spraw o najwyższym stopniu trudności. W tym wypadku rozpoczyna śledztwo,
ponieważ zabito „Johanna Wendersa. Gimnazjalistę, lat osiemnaście, syna
Johannesa i Irmgardy Wendersów. Znajdowanego fragmentarycznie w ciągu ostatnich
paru tygodni w postaci nadającej się do sprzedaży w sklepie mięsnym dla
ludożerców gwinejskich”, jak mówi w rozmowie z miejscowym rzeźnikiem berliński
policjant. Rzeźnik to tylko jeden z podejrzanych w tej mrocznej sprawie. Bo kto
lepiej umie fachowo podciąć gardło: „Ono stanowi przyczynę zgonu. Wykluczam
pierwotne otrucie, zasztyletowanie, zastrzelenie i inne emanacje ludzkich
pragnień skierowanych na niewłaściwe tory”. To słowa doktora Gesslera, który
ogląda odnalezioną głowę gimnazjalisty.
Warto docenić w
powieści Schmandta dbałość o język, którym posługują się liczni bohaterowie.
Zróżnicowany, bogaty, plastyczny, a kiedy trzeba dosadny i iskrzący
inteligentnym dowcipem. Autor oprowadza czytelnika po ulicach miasteczka, na
których, co i rusz, pojawiają się postaci mogące wnieść istotne dla rozwikłania
sprawy informacje. Jak się w finale okazuje, na dostarczaniu wiedzy
policjantowi się nie skończy. W miasteczku rozkwitła zawiść, rozwiązłość, a
ludzie, jak to ujmuje sam detektyw, dają fałszywe świadectwo. Policjant
przedziera się przez gąszcz kłamstw, intryg, niedopowiedzeń i sieć powiązań. To
węzły rodzinne, towarzyskie, erotyczne, ekonomiczne i historyczne. Na blisko
sześciuset stronach książki autor z dużym wyczuciem i znajomością ówczesnych
realiów opisał świat, w którym mieszają się kultury, języki i religie.
Sama historia
jest poprowadzona w klasyczny sposób. Nie ma tu miejsca na eksperymenty. Braun
w pierwszej scenie przyjeżdża pociągiem do miasta, zaś w ostatniej żegna się z
jego barwnymi mieszkańcami. Oczywiście, pojawia się wątek romansowy, któremu
czytelnik kibicuje. Znakomity jest pomysł, aby mroczne wydarzenia umieścić w czasie
Wielkiego Tygodnia poprzedzającego Wielkanoc. Nie mniej ważny, a może kluczowy,
wydaje się temat budowania społeczeństwa doskonałego, zapowiedź tego, co
kilkadziesiąt lat później za sprawą Hitlera stanie się faktem i pociągnie świat
ku wojennemu szaleństwu. Autor przygląda się mechanizmom popychającym zwykłych
obywateli do usuwania jednostek z jakiegoś powodu uznanych za szkodzące ładowi,
jedności i ustalonym normom postępowania. W wejherowskiej opowieści Schmandt
stworzył mieszankę silnie trującą, toksyczną, chociaż odmalowaną pozornie
ciepłymi, pastelowymi barwami. Zło wszak nie musi wyglądać na pierwszy rzut
oka upiornie i odrażająco. Może oblec się w szaty poczciwych mieszczan, każdej
niedzieli odwiedzających kościół, a potem spacerujących pod rękę po urokliwych
wzgórzach.
„Pruska zagadka”
ukazuje się po raz trzeci. Dobrze się stało dla czytelników, że została
wznowiona i ma szansę na lepszą i większą dystrybucję. Mam nadzieję, że Piotr
Schmandt zostanie doceniony, a kolejne jego powieści potwierdzą talent tego
pisarza. W moim mniemaniu nie ustępuje on ani warsztatowo, ani złożonością
intrygi twórcom kryminałów retro cieszących się największą popularnością.
Z tego co piszesz wynika, że Autor na pewno nie grzeszy oryginalnością pomysłu - ewidentnie inspirował się autentycznymi wydarzeniami, które miały miejsce w marcu 1900 r. w Chojnicach, gdzie zaginął 18-letni gimnazjalista Ernst Winter a po pewnym czasie zaczęto w różnych miejscach znajdować jego rozkawałkowane zwłoki. Głównym podejrzanym był żydowski rzeźnik Wolf Isrealski i na tym tle powstały wśród mieszkańców podejrzenia o mord rytualny i wybuchły antysemickie rozruchy. Przyjechali śledczy z Berlina a spokój musiało zaprowadzić wojsko. Zagadki śmierci Wintera nigdy nie wyjaśniono.
OdpowiedzUsuńDziękuję za te informacje. Nie zmieniają one w moim przeświadczeniu oceny tej powieści. Schmandt napisał bardzo udaną powieść kryminalną. Pozdrawiam.
Usuń