„(…) albo
męczeństwo albo sanatorium. – Na przykład całkiem drobna robota konfidenta, nic
by to panu nie mówiło?, pytał mnie Khedive. – Bardzo hojnie wynagradzana,
dorzucił Monsieur Philibert. I zupełnie legalna. Wystawimy panu kartę policyjną
i zezwolenie na broń. – Chodzi o to, żeby się pan wkręcił do tajnej organizacji
po to, by ją zniszczyć. – Przy zachowaniu odrobiny roztropności nie będą pana
podejrzewać. – Wydaje mi się, że pan wzbudza zaufanie. – I że można panu dać
Pana Boga bez spowiedzi. – Ma pan obiecujący uśmiech. – I piękne oczy,
chłopcze! – Zdrajcy zawsze mają jasne spojrzenie.” Taki oto wybór staje przed
bohaterem książki tegorocznego noblisty Patricka Modiano. Akcja jego krótkiej
powieści toczy się podczas drugiej wojny światowej na ulicach Paryża. Bohater
przyjmuje propozycję. Jego wybór jest tragiczny. Nie ma wątpliwości jak
skończy: „Twierdza Montrouge pewnego grudniowego poranka. Pluton egzekucyjny. (…)
Jakkolwiek by było, moi wspólnicy zabiją mnie, zanim jeszcze Moralność,
Sprawiedliwość, Ludzkość wyjdą znów na światło dzienne, aby mnie upokorzyć”. Dramat
człowieka będącego trybikiem Wielkiej Historii dobrze oddaje następująca myśl: „(…)
jestem tylko przerażonym motylem latającym od jednej lampy do drugiej i za
każdym razem opalającym sobie coraz bardziej skrzydła”. Modiano warto czytać
jeszcze z jednego powodu. Dla wspaniałego języka. Niewielki przykład: „Godzina
piąta po południu. Słońce rzuca na plac wielkie płachty ciszy”. Prawda, że pięknie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz