Wypada napisać
kilka słów o przyznanej wczoraj po raz osiemnasty Nagrodzie Nike. Jak wiadomo,
otrzymał ją profesor Karol Modzelewski za książkę pt. „Zajeździmy kobyłę
historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”. Autobiografia cenionego historyka
raczej nie trafi pod strzechy. Chociażby dlatego, że wydawca wycenił ją na
blisko pięćdziesiąt złotych. Prawie tyle samo kosztuje wersja e-bookowa.
Powtórkę finału śledziłem w telewizji. W tym roku była to godzina 22 z
minutami, chociaż gala odbywała się trzy godziny wcześniej. Nie pojawili się na
niej mój faworyt Jerzy Pilch i bojkotujący nagrodę Marcin Świetlicki. Nagrodę
czytelników otrzymał Ignacy Karpowicz. Nic w tym dziwnego, wszak jest on
częstym bywalcem na łamach „Gazety Wyborczej” – fundatora nagrody. Karpowicz w
gazecie polecał książki pod choinkę, atakował autorki literatury popularnej,
pisał o swoich zwierzętach, oceniał książki innych finalistów (Pustkowiak), a
nawet przyglądał się gównu („Ciemna materia” Floriana Wernera). Takie natężenie
musiało przynieść efekt w postaci wyróżnienia. Warszawskie wróble ćwierkały na
dachach, że autor „Ości” otrzyma również główne trofeum. Zdaje się, że potknął
się na trzynastu tysiącach złotych. Zainteresowanych odsyłam chociażby na
stronę Pudelek.pl gdzie inny gwiazdor naszej literackiej sceny Michał Witkowski
mówi: „Pani Dunin po prostu postanowiła zablokować panu Karpowiczowi wszelkie
możliwości w Nike w najbliższym czasie”. Czy tak jest rzeczywiście, okaże się
już za rok podczas ogłaszania finalistów kolejnej edycji nagrody. „Sońka”
Karpowicza zbiera pochlebne recenzje i ma spore szanse na nominację. Reasumując
„osiemnastka” pokazała, że bycie pełnoletnim wcale nie musi wiązać się z
dorosłością, a światek literacki nigdy nie był i raczej nie będzie wspierającą
się, sympatyczną wielką rodziną miłośników słowa pisanego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz