Już po raz 11 odbył się w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza
Międzynarodowy Festiwal Teatralny Demoludy – Nowa Europa. Dla tych z Państwa, którzy nie
zetknęli się jeszcze z tym projektem, mała podpowiedź. Demoludy to przegląd
spektakli powstałych w dawnych krajach tzw. demokracji ludowej, a więc państwach
skupionych w bloku socjalistycznym. Jak wiadomo, projekt centralnego planowania
przegrał z gospodarką wolnorynkową. Pozostała wszakże pamięć o minionym i próby
opisania mechanizmów rządzących tamtym światem. Olsztyński teatr organizuje
międzynarodowy festiwal z podziwu godną konsekwencją. Co ważne, w szybko
zmieniającej się Europie, głos twórców żyjących w tej części kontynentu
wybrzmiewa niezmiennie aktualnie i, co może budzić pewne lęki, proroczo.
W tym roku do Olsztyna przybyli artyści z Litwy, Czech i Węgier.
Tradycyjnie swoje spektakle pokazali twórcy z naszego kraju. Warto wskazać
wspólny mianownik dla spektakli zagranicznych, którym w tym przypadku było postawienie na adaptacje europejskiej
literatury. Litwini z Vilniaus Teatras Lélé zaprezentowali „Piaskuna” na podstawie opowiadania E.T.A. Hoffmanna. To rzecz o dwoistości ludzkiej natury.
Z niepokojącą muzyką i światłem wydobywającym z ciemności maski i ludzi
tworzących malarskie obrazy albo wirujących w szaleńczym tańcu. Mroczne i
piękne.
Klicperovo Divadlo z czeskiego Hradec Kralove przywieźli inscenizację
powieści przedwcześnie zmarłego Borisa Viana. W Polsce ten multiartysta chyba
nie ma teraz najlepszego czasu. Jego surrealistyczne wizje nie są zbyt atrakcyjne
dla widza karmionego niezmiennie „aktualnymi i społecznie znaczącymi tematami”.
Dyktat teatru rozpolitykowanego kroczącego w ciasnych objęciach z
zapełniającymi sale farsami i komediami odbiera resztę potencjalnych odbiorców
tego rodzaju twórczości. Z wielką stratą dla tych ostatnich, wszak wystawiana
przez Czechów „Piana dni” lub, jak kto woli, „Piana złudzeń” to świetnie
przedstawiona opowieść o miłości dwojga ludzi. Całości dopełnia zespół muzyków
„Mastix”. Dużo humoru i zabawy językowej. Jak powiada sceniczny Jean Sol
Partre: „J’adore!”
Zaznaczyłem we wstępie, że na festiwalu zaprezentowali się także twórcy
z naszego kraju. Olsztyńscy artyści kierowani przez Kolumbijczyka Giovanniego
Castellanosa pokazali „Noc Helvera”. Ten bardzo głośny i często grany na
scenach tekst autorstwa Ingmara Villqista w Jaraczu wybrzmiał gorzko, by nie
rzec posępnie. W świat Karli i Helvera chce wedrzeć się rozpalona, pełna
nienawiści do wszystkiego co inne i inaczej myślące, faszyzująca ulica. W takim
miejscu życie traci sens. Dlatego Karla decyduje się na dramatyczny krok. Tłem
opowiadanej historii jest tutaj E-Aktion. Spójne i zagrane bez fałszywej nuty.
Z kolei Teatr im. H.Ch. Andersena z Lublina zaprezentował festiwalowej
publiczności „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego. Jak mówią o spektaklu sami
twórcy: „Już nie bardzo pamiętamy, kto się żenił, po co. Ale pijemy. I
rozmawiamy. Długo i mądrze. A im więcej wypijemy alkoholu, tym dłużej i
mądrzej”. Wszystko się zgadza. Wyspiańskiego zawsze warto oglądać i czytać,
chociaż od krakowskiej premiery w Teatrze Miejskim minęło już 116 lat!
Na koniec zostawiłem sobie spektakl, który zrobił na mnie największe
wrażenie. To „Królestwo Twoje” węgierskiego Forte Company. Sztuka jest
kompilacją tekstów nieżyjącego już pisarza Sandora Tary. To historia ludzi
zebranych za fabrycznym murem gdzieś na węgierskiej prowincji. To bolesna
opowieść o żyjących w najszczęśliwszym i najbardziej sprawiedliwym z systemów. Tar
wykorzystał swoje własne doświadczenia (pracował jako elektrotechnik w Debreczynie).
Los pracowników fabryki może być metaforą życia milionów im podobnych ludzi,
których socjalistyczny system wyłuskał z ich naturalnego środowiska i przeniósł
w obcy, nieznany świat wielkich, prowincjonalnych miast. Przychodzą mi w tym
miejscu na myśl opowiadania Kazimierza Orłosia, który podobnie jak Tar opisywał
trudne życie robotników. W sztuce pokazanej przez Węgrów bardzo ważna jest
choreografia. Aktorzy kapitalnie wykorzystują proste elementy, głównie
hydrauliczne, i tworzą z nich figury-symbole. Są z nimi wręcz zrośnięci. Ich
świat to praca w fabryce i czas spędzany w hotelu robotniczym. Obraz ścisku,
braku intymności, wywoływanej tym agresji jest coraz bardziej przytłaczający.
Fabryka to miejsce pracy, które kojarzyć się może ze scenami z „Dzisiejszych
czasów” Chaplina. Oto zostaje pokazany proces stopniowego odczłowieczania.
Fabryka to również miejsce do robienia podejrzanych interesów, pokątnej
prostytucji, czy inicjacji seksualnej, wreszcie pijaństwa i demoralizacji.
Co się dzieje kiedy system się rozpada? Forte Company przenoszą widza w
świat wolnego rynku, kiedy to ci, którzy całe życie spędzili w fabryce, zostają
wypluci i muszą wrócić w rodzinne strony. Uniformy fabryczne zastępują
krzykliwe spódnice i błyszczące ortaliony. Nie ma już partii, która „myśli” za
robotników. Są za to obce żony i nieślubne dzieci. Żony gardzą niedawnymi
przodownikami pracy, okaleczonymi fizycznie i psychicznie. Niepotrafiącymi
odnaleźć się w nowej rzeczywistości, bo niczym chaplinowski bohater, zdolni są
jedynie do wykonywania na okrągło tych samych czynności. Tutaj przychodzi mi na
myśl sytuacja ludzi z zamykanych u nas PGR-ów. Sztukę kończy niezwykle mocna
scena. Żebrzący wraz z pasierbem po pociągach kaleki przodownik socjalistycznej
pracy zostaje przez tego drugiego brutalnie zepchnięty pod koła pędzącego
kolosa. Symboliczna pępowina zostaje odcięta. Przecież ci, którzy nie potrafią
odnaleźć się w nowych czasach, są skazani na wyginięcie. Tak mówi pierwsze z
przykazań kapitalistycznego raju. Wstrząsające, rewelacyjnie zagrane i
wyśpiewane!
Reasumując. Tegoroczne Demoludy to bardzo ciekawy dobór artystów, pełne
sale, a na sam koniec muzyczny akcent w postaci występu Warszawskiej Orkiestry
Sentymentalnej, która zagrała piosenki osadzone w klimacie międzywojnia. Rozmowy
z dramaturgami, tłumaczami i aktorami. Tutaj szczególne słowa uznania dla Jacka
Wakara, który znakomicie poprowadził festiwalowe panele. Niewątpliwie warto
rezerwować sobie bilety na przyszły rok.
Zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą ze strony Teatru im. S. Jaracza w Olsztynie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz