Dariusz Jaroń: Rodzina – jak sam pan
podkreśla – jest żelaznym motywem w pańskiej twórczości. Dlaczego stawia ją pan
jako punkt wyjścia do opowiadania o rzeczach ważnych?
Tomasz Białkowski: Jako ludzie dorośli
chcemy zaznaczyć naszą indywidualność. To naturalny proces, bo wymusza go na
nas rywalizacja w grupie, czy to szkolnej, zawodowej, towarzyskiej czy każdej
innej. Walczymy o lepsze stopnie na świadectwie, podwyżki w firmie, chcemy
wyróżniać się w swoim środowisku. Mieć więcej niż inni, lepiej wyglądać,
wystawniej mieszkać. Owszem, bywają odstępstwa od tej zasady, lecz zwykle tak
to wygląda. Ale zanim ten proces nie zostanie w nas uruchomiony, przebywamy
wśród osób, które tworzą naszą rodzinę.
I które nas kształtują, w dobrym i złym
tego słowa znaczeniu…
- To przecież
tam wytwarzają się późniejsze mechanizmy, tworzy system wartości, budowane są
rodzinne mity. Co ciekawe nasze dorosłe działania kończą się zwykle w ten sam
sposób, to my zakładamy własne stado, w którym powielamy znany nam z
dzieciństwa schemat. Mnie interesują w tym wszystkim kwestie samotności w
grupie, obumieranie rodziny, jej atrofia.
- Przyglądam się
katastrofie dzieciństwa, czasami szaleństwu albo tworzę modele rodzin, o
których byśmy powiedzieli, że są własną karykaturą. Jeśli spróbowalibyśmy
opisać przeciętną rodzinę, okazałoby się, że właściwie żadna nie obywa się bez
chwil pięknych – te często są elementem założycielskim prywatnej historii, ale
i trudnych, czasami dramatycznych, wreszcie bywa, że i złych. Interesuje mnie w
rodzinie moment przejścia – kiedy to, co wymarzone i szczęśliwe, przeradza się
w koszmar.
Cały wywiad można
przeczytać tutaj: http://on.interia.pl/meskie-tematy/news-kiedy-wymarzone-zycie-przeradza-sie-w-koszmar,nId,2451600
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz