Na taką sztukę
czekałem od bardzo dawna. „Złoty Smok” w reżyserii Iwa Vedrala to inscenizacja
znakomita, smaczna jak potrawy podawane w tytułowym „Złotym Smoku”, restauracji
gdzieś na zachodzie Europy, w której pracuje piątka azjatyckich kucharzy. To punkt
wyjścia do historii rozgrywających się w mieszkaniach sytych obywateli klasy
średniej, ich papierowych dramatów, lęków tłumionych alkoholem i płatnym
seksem. Historii przenoszącej się nad ocean, na pokład samolotu, z którego dwie
stewardessy obserwują łódź z nielegalnymi emigrantami. To oni, anonimowi w swej
masie, stają się najtańszą z możliwych siłą roboczą. Pracują za minimalne
stawki, można właściwie bezkarnie zrobić z nimi wszystko. Wykorzystać
ekonomicznie, seksualnie i emocjonalnie. Nie zaprotestują, bo syty świat, do
którego przybyli, nie słyszy ich głosów. Wszak żyją ukryci w ciasnych, gorących
kuchniach. Tam pracują od rana do nocy, to do tych zatłuszczonych ścian
ogranicza się ich funkcjonowanie. Klienci widzą jedynie efekt ich pracy. To
smaczne egzotyczne potrawy doprawione pachnącym imbirem. Ale pewnego dnia do
talerza trafia zakrwawiony ludzki ząb. Należał do młodego Azjaty, którego nie
stać było na wizytę u drogiego dentysty. Sprawę miały załatwić czerwone obcęgi
z szuflady na zapleczu. Stało się inaczej, chłopak wykrwawił się na śmierć.
Iwo Vedral
bardzo dokładnie przemyślał tekst niemieckiego dramaturga Rolanda
Schimmelpfenniga. Stworzył bardzo inteligentną opowieść. Uniknął błędów, które
popełnił Redbad Klijnstra kilka lat wcześniej, przystępując do reżyserii „Złotego
Smoka” w jednym ze stołecznych teatrów. Aktorzy olsztyńskiej inscenizacji w
osobach: Joanny Fertacz, Małgorzaty Rydzyńskiej, Grzegorza Gromka, Dominika Jakubczaka
i Jarosława Borodziuka nie silą się na pseudochiński język. Mówią poprawną
polszczyzną, co każe zastanowić się nad szeroko rozumianą figurą wykluczenia.
Pomyślałem, że
akcja sztuki mogłaby rozgrywać się nie w restauracji zatrudniającej nielegalnych
Azjatów, lecz chociażby w jakiejś podolsztyńskiej masarni czy przetwórni ryb,
gdzie pozycja najmowanych tam pracowników jest równie beznadziejna, są źle
opłacani, a pakiet socjalny ogranicza się do brutalnej konstatacji: „Cieszcie
się, że macie jakiekolwiek zajęcie”. Mniej więcej w taki sposób mówi pracowita,
pragmatyczna Mrówka do Świerszcza. Ciesz się, że masz dach nad głową. Mógłbyś
nie mieć nawet tego. Te dwie postaci, ich wątek rozwijający się konsekwentnie
aż do finałowej sceny są kapitalne. Oto Mrówka, symbolizująca jednakową masę,
staje się panią losu uduchowionego Świerszcza. Odziera go z wszystkiego, co stanowi
sens jego istnienia. Na co mi twój taniec?, pyta złośliwie. Może to być pytanie
o rolę artysty w mrówczym systemie, gdzie istotne jest wyłącznie posiadanie. Sztuka
nie jest wartością, bo nie zapewnia przetrwania? Te postaci, ich historia,
która może być demoniczną przypowieścią, to kolejny dowód na mistrzostwo
inscenizacji Vedrala.
Sztuka została rozpisana na kilkanaście ról. W tym
spektaklu każda z nich jest czytelna, jej postępowanie umotywowane logicznie. W
„Złotym Smoku” zadbano o każdy szczegół. Tu wszystko wzajemne się przenika.
Jest po coś. Znakomita muzyka, scenografia, ruch sceniczny. Reżyser uniknął
tego co można zobaczyć bardzo często na krajowych scenach. Mam na myśli
opisywanie świata poprzez przedstawienie go z perspektywy jakiejś grupy wykluczonych,
osób żyjących w mikroświatach. Losy tych, którzy żyją w kuchennym getcie,
przenikają się z tymi mieszkającymi w pozornie lepszym świecie. Tworzą jeden
organizm, w którym trudno jednoznacznie wskazać element pasożytniczy. I to jest
w tym tekście niezwykle istotne.
„Złoty Smok” to
szalona opowieść, w której konsekwentnie prowadzonych jest kilka wątków pozornie
nieprzystających do siebie. W finale łączą się one ze sobą, dając diagnozę
gorzką, choć boleśnie prawdziwą. Młody Chińczyk wróci do domu. Tyle tylko, że
nie będzie to powrót tryumfalny. Jego zwłoki opłyną pół świata. Tragiczno-groteskowa
śmierć obcego nie wzruszy nikogo. To śmierć głupia, niewyobrażalna w zachodnim
świecie. Bo czy może obchodzić nas los ludzi żyjących na zapleczach takich
barów, fabryk, magazynów, noclegowni? Gorąco namawiam do odwiedzenia
olsztyńskiej Sceny Margines. „Złoty Smok” to bardzo mądry tekst przeniesiony na
deski teatru przez inteligentnych, obdarzonych wielką wrażliwością twórców.
Zdjęcia pochodzą z archiwum Sceny Margines Teatru im. S. Jaracza w Olsztynie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz