niedziela, 10 maja 2015

Witajcie w „Złotym Smoku”!

Na taką sztukę czekałem od bardzo dawna. „Złoty Smok” w reżyserii Iwa Vedrala to inscenizacja znakomita, smaczna jak potrawy podawane w tytułowym „Złotym Smoku”, restauracji gdzieś na zachodzie Europy, w której pracuje piątka azjatyckich kucharzy. To punkt wyjścia do historii rozgrywających się w mieszkaniach sytych obywateli klasy średniej, ich papierowych dramatów, lęków tłumionych alkoholem i płatnym seksem. Historii przenoszącej się nad ocean, na pokład samolotu, z którego dwie stewardessy obserwują łódź z nielegalnymi emigrantami. To oni, anonimowi w swej masie, stają się najtańszą z możliwych siłą roboczą. Pracują za minimalne stawki, można właściwie bezkarnie zrobić z nimi wszystko. Wykorzystać ekonomicznie, seksualnie i emocjonalnie. Nie zaprotestują, bo syty świat, do którego przybyli, nie słyszy ich głosów. Wszak żyją ukryci w ciasnych, gorących kuchniach. Tam pracują od rana do nocy, to do tych zatłuszczonych ścian ogranicza się ich funkcjonowanie. Klienci widzą jedynie efekt ich pracy. To smaczne egzotyczne potrawy doprawione pachnącym imbirem. Ale pewnego dnia do talerza trafia zakrwawiony ludzki ząb. Należał do młodego Azjaty, którego nie stać było na wizytę u drogiego dentysty. Sprawę miały załatwić czerwone obcęgi z szuflady na zapleczu. Stało się inaczej, chłopak wykrwawił się na śmierć.
Iwo Vedral bardzo dokładnie przemyślał tekst niemieckiego dramaturga Rolanda Schimmelpfenniga. Stworzył bardzo inteligentną opowieść. Uniknął błędów, które popełnił Redbad Klijnstra kilka lat wcześniej, przystępując do reżyserii „Złotego Smoka” w jednym ze stołecznych teatrów. Aktorzy olsztyńskiej inscenizacji w osobach: Joanny Fertacz, Małgorzaty Rydzyńskiej, Grzegorza Gromka, Dominika Jakubczaka i Jarosława Borodziuka nie silą się na pseudochiński język. Mówią poprawną polszczyzną, co każe zastanowić się nad szeroko rozumianą figurą wykluczenia.
Pomyślałem, że akcja sztuki mogłaby rozgrywać się nie w restauracji zatrudniającej nielegalnych Azjatów, lecz chociażby w jakiejś podolsztyńskiej masarni czy przetwórni ryb, gdzie pozycja najmowanych tam pracowników jest równie beznadziejna, są źle opłacani, a pakiet socjalny ogranicza się do brutalnej konstatacji: „Cieszcie się, że macie jakiekolwiek zajęcie”. Mniej więcej w taki sposób mówi pracowita, pragmatyczna Mrówka do Świerszcza. Ciesz się, że masz dach nad głową. Mógłbyś nie mieć nawet tego. Te dwie postaci, ich wątek rozwijający się konsekwentnie aż do finałowej sceny są kapitalne. Oto Mrówka, symbolizująca jednakową masę, staje się panią losu uduchowionego Świerszcza. Odziera go z wszystkiego, co stanowi sens jego istnienia. Na co mi twój taniec?, pyta złośliwie. Może to być pytanie o rolę artysty w mrówczym systemie, gdzie istotne jest wyłącznie posiadanie. Sztuka nie jest wartością, bo nie zapewnia przetrwania? Te postaci, ich historia, która może być demoniczną przypowieścią, to kolejny dowód na mistrzostwo inscenizacji Vedrala. 
Sztuka została rozpisana na kilkanaście ról. W tym spektaklu każda z nich jest czytelna, jej postępowanie umotywowane logicznie. W „Złotym Smoku” zadbano o każdy szczegół. Tu wszystko wzajemne się przenika. Jest po coś. Znakomita muzyka, scenografia, ruch sceniczny. Reżyser uniknął tego co można zobaczyć bardzo często na krajowych scenach. Mam na myśli opisywanie świata poprzez przedstawienie go z perspektywy jakiejś grupy wykluczonych, osób żyjących w mikroświatach. Losy tych, którzy żyją w kuchennym getcie, przenikają się z tymi mieszkającymi w pozornie lepszym świecie. Tworzą jeden organizm, w którym trudno jednoznacznie wskazać element pasożytniczy. I to jest w tym tekście niezwykle istotne.

„Złoty Smok” to szalona opowieść, w której konsekwentnie prowadzonych jest kilka wątków pozornie nieprzystających do siebie. W finale łączą się one ze sobą, dając diagnozę gorzką, choć boleśnie prawdziwą. Młody Chińczyk wróci do domu. Tyle tylko, że nie będzie to powrót tryumfalny. Jego zwłoki opłyną pół świata. Tragiczno-groteskowa śmierć obcego nie wzruszy nikogo. To śmierć głupia, niewyobrażalna w zachodnim świecie. Bo czy może obchodzić nas los ludzi żyjących na zapleczach takich barów, fabryk, magazynów, noclegowni? Gorąco namawiam do odwiedzenia olsztyńskiej Sceny Margines. „Złoty Smok” to bardzo mądry tekst przeniesiony na deski teatru przez inteligentnych, obdarzonych wielką wrażliwością twórców. 

Zdjęcia pochodzą z archiwum Sceny Margines Teatru im. S. Jaracza w Olsztynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz