Czytam rozmowę Hanny
Halek z braćmi Andrzejem i Mikołajem Grabowskimi. Ten wywiad-rzeka jest
znakomity, iskrzy dowcipem, miejscami wzrusza. Rozmówcy dziennikarki to
wnikliwi obserwatorzy polskiej sceny teatralnej i filmowej ale też mądrzy
ludzie świadomi ulotności życia i przemijania. Oto co mówi młodszy z braci –
Andrzej o potrzebie posiadania: „Pamiętam, gdy jechałem dokądś samochodem,
denerwowałem się z powodu korków, ponieważ byłem mocno już spóźniony, i nagle
patrzę, a tam pod jakąś śliwą w ogródku, koło jakiejś chałupy, przy drewnianym
stoliku chłopy siedzą sobie, wino piją i kurzą papierosy… Cudowny widok,
niespieszny, zatrzymany w czasie, szczęśliwy. A mnie się w tym samochodzie
wydaje, że ja taki ważny jestem, bo jadę kogoś zagrać. Jadę taki podenerwowany,
spóźniony, trochę zły, a przecież tak naprawdę wolałbym podejść do tych chłopów
i zapytać: „Panowie, można?”. Oni na pewno powiedzieliby: „Siadajże, weź
szklankę, napij się tego wina siarkowego, a jak już wypijesz za dużo, to
obalisz się w stodole i sobie pośpisz”. Tylko że na drugi dzień obudziłbym się
i na pewno pomyślałbym, że już dalej nie, już nie, nie dam rady. Bo taka jest
natura człowieka, że tęskni on zawsze do czegoś, czego na co dzień nie ma,
myśląc, że to właśnie sprawiłoby mu prawdziwą radość”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz