Poniżej
zamieszczam fragment rozmowy ze Stanisławem Likiernikiem, bohaterem książki
Emila Marata i Michała Wójcika. Wywiad – rzeka nosi tytuł „Made in Poland” i
właśnie trafił na księgarskie półki. Likiernik był żołnierzem Kedywu, należy do
tzw. pokolenia Kolumbów, walczył w Powstaniu Warszawskim, wykonywał wyroki
podziemnego sądu. Teraz wspomniany fragment: „Żydzi krzyczeli: wody, wody, Wasser, Wasser! Byli stłoczeni gorzej niż
bydło. Nie wiem, jak długo stał ten pociąg: dzień, dwa, może dłużej. Upał,
skwar niemiłosierny, co się musiało dziać w tych wagonach! I pamiętam jak dziś,
do okienka, w którym widać było tylko parę rozpalonych oczu, podszedł Niemiec.
Gdy tylko jakiś biedak w środku zorientował się, że Niemiec na peronie podszedł
specjalnie do niego, zaczął jeszcze głośniej i dramatyczniej krzyczeć: Wasser!
Wasser! Żołnierz to usłyszał. Poszedł aż do dworca, to było co najmniej 200
metrów. Patrzę – niesie wiadro wody, widać, że ciężkie, ze dwadzieścia litrów,
bo ramię ma wyciągnięte i idzie jakoś krzywo, ale uważa, żeby nie rozlać. Byłem
pod wrażeniem, że taki ludzki gest… Zastanawiałem się, w jaki sposób chce pomóc
temu człowiekowi: okienko jest wysoko, a wiadro ciężkie. Patrzę dalej. Żołnierz
dochodzi do tego błagającego człowieka, wszędzie słychać wycie umierających z
pragnienia ludzi, i nagle przechyla to wiadro i powoli, powolutku, wylewa wodę
na peron. Tak, żeby te oczy, pewnie oczy jakiegoś ojca umierającego z
pragnienia dziecka, widziały dokładnie całą scenę. Co ja mam wam powiedzieć? To
był szczyt skurwysyństwa, to był sadyzm rzadko spotykany. I pamiętam, że stałem
na tym wiadukcie, pewnie jechałem do domu albo do miasta, i pomyślałem wtedy,
że Boga nie ma. On nie może egzystować! To, co widzę, wyklucza obecność Boga
miłosiernego!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz