O ile Nagroda Nike zmierza w kierunku eksperymentu, nad którym chyba utracono kontrolę, o tyle Nagroda Gdynia ma się coraz lepiej. Tu pomysł na przyciągnięcie czytającej publiczności zdaje się nawiązywać do modelu zachodniego. Finałowe pozycje to dzieła autorów zarówno cenionych przez krytykę, jak i chętnie kupowanych w księgarniach. To książki, o których jest głośno. Świetlicki, Myśliwski czy Stasiuk to laureaci nagrody. Dołączyli do tej grupy mniej medialni, lecz niezwykle cenieni: Pankowski i Tulli. „Gdynię” otrzymał również pisarz młodszego pokolenia Michał Witkowski. Tegoroczne nominacje to docenienie entuzjastycznie przyjętej w środowisku „Morfiny” Szczepana Twardocha. Obok niego w finale w kategorii „proza” znaleźli się: Oryszyn, Stasiuk, Foks i Kędzierski. „Gdynia” to nie tylko finałowa gala, lecz także „Literaturomanie”, czyli kilkudniowy cykl spotkań autorskich z pisarzami. Tu można posłuchać rozmów z gwiazdami tej miary co Krall, Głowacki i Huelle. Warto dodać, że wśród członków jury są uznani pisarze. Taka forma promocji czytelnictwa bardziej według mnie przemawia do czytelników niż nominowanie projektów, o których jutro nikt nie będzie pamiętał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz