To nie model
bombowca, a nazwa gdańskiego klubu muzycznego, który odwiedziłem wczorajszego
wieczora. Zanim o pretekście do wizyty, słów kilka o samym klubie. B90
znajduje się na terenie Stoczni Gdańskiej, utworzono go w jednej z zamkniętych
hal. To co powstało w potwornie zdewastowanym miejscu zasługuje na najwyższe
słowa uznania. Rozmawiałem z ludźmi zajmującymi się muzyką profesjonalnie oraz z
muzycznymi koneserami i opinie o tym miejscu w stu procentach znalazły potwierdzenie.
Takiego dźwięku, jaki są w stanie uzyskać nagłośnieniowcy stamtąd, nie ma chyba
nigdzie w Polsce. Stałem na prawo od sceny, bardzo blisko. Dźwięk był idealny,
a przy tym „nie zabijał”, wrażenie było wstrząsające. Słyszałem wszystko
wyraźnie, widziałem multimedia prezentowane na jednym z trzech ekranów. Klub
mieści dwa tysiące ludzi, ma dwa bary. Siłą rzeczy w ciągu kilku godzin ludzie
korzystają dosyć często z toalet. Teoretycznie nie mają one prawa być czyste. B90 obala mit cuchnących uryną, wymazanych i pooblepianych twórczością wandali
toalet. Okazuje się, że można. Teraz sam koncert. Wczoraj w Gdańsku gościł
legendarny Laibach. Zespół promował swoją nową płytę pt. „Spectre”. Słoweńcy zagrali
materiał, po czym zrobili piętnastominutową przerwę. Wrócili na scenę, by w tej
części koncertu zaprezentować swoje legendarne kompozycje. Milan Fras swoim
charakterystycznym, niskim głosem uwiódł publikę właściwie natychmiast. Mnie
jednak bardziej zachwyciła Mina Spiler – charyzmatyczna wokalistka i wielka osobowość sceniczna. To jak modelowała głos, budowała napięcie, było
niesamowite. Niechętnie opuszczałem B90 około północy. Podsumowując: świetny
koncert, rewelacyjny klub, bardzo profesjonalnie prowadzony. W trakcie pobytu w
Gdańsku należy odwiedzić koniecznie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz