Tak to wyglądało jeszcze jakiś czas temu |
Dzisiaj nie będę
pisał o literaturze, chociaż tekst, na który natrafiłem czytając Onet.pl ma w
sobie duży potencjał. Lecz do rzeczy. Okazuje się, że olsztyniacy systematycznie
segregują śmieci, co z dumą potwierdza lokalny urzędnik: „(…) tak ogromny
spadek masy odpadów, to efekt wzorowego wywiązywania się z selekcji odpadów”. Wspaniale!
Brawo!, chciałoby się zakrzyknąć. Wszak jest to świetna wiadomość świadcząca o
olsztyniakach jak najlepiej. Naród tutaj jest proekologiczny, czysty, schludny
i świadomy. Ale to co pozornie cieszyć powinno ogół, nie pozwala sypiać co
niektórym. Ci bowiem mają zupełnie inną wizję cuchnącego biznesu. Pytany o śmieciowy
cud prezes innej firmy jest poruszony i zniesmaczony. Nie pozostawia złudzeń: „Przy
tak drastycznym spadku odpadów projekt budowy spalarni przez olsztyński MPEC
stanie pod znakiem zapytania”. No i mamy problem… Brakuje śmieci! Potrzeba
śmieci! Dawać śmieci!
Dotychczas
sprawa zdawała mi się być oczywistą. Wywalisz wiadro odpadów bez zagłębiania
się w ich przynależność gatunkową, jesteś brudas. Sąsiad upomni cię przy
śmietniku, pogrozi palcem. Kiedy posegregujesz papierki, szkiełko i plastik dajesz
dowód szacunku dla planety. Nie ma śmieci, nie ma spalarni. A tu kłopot, bo
spalarnia być musi! Bez niej ani rusz! Przeprowadzono setki konsultacji,
wyprodukowano tony dokumentów, analiz, symulacji. Spalarnia miała być odpowiedzią
na góry badziewia pożarte wnet przez jej rozpalone do białości piece. Kto wie,
może nawet powstała w umysłach urzędników dużo wcześniej niż hałdy puszek po groszku
konserwowym? Miała stać się nowym symbolem miasta. Już nie Wysoka Brama, Ratusz
a cieplarniane kominy wywalające w niebo kłęby żrącej sadzy miały stać się
wizytówką tej krainy. Naród zawiódł. Nie zrozumiał dziejowego posłannictwa. Wziął
i posegregował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz