On to wie! :) |
Piszę te słowa,
nie mając wcale na myśli przedwojennego thrillera amerykańskiej produkcji o
takim właśnie tytule z główną rolą męską Carrola Naisha, który za inną rolę, bo
niejakiego Giuseppe, otrzymał Oscara w „Saharze”. Świat oszalał, powtarzam
poruszony informacją, którą usłyszałem z ust komentatora sportowego
relacjonującego mecz Ligi Mistrzów pomiędzy Bayernem Monachium a Manchesterem
United. Oto zawodnik tej drugiej drużyny Wayne Rooney każdego tygodnia
otrzymuje na swoje konto ni mniej, ni więcej tylko trzysta tysięcy funtów.
Licząc skromnie pięć złotych za funta daje to półtora miliona złotych. Owszem, szaleństwo
przepłacania kopaczy trwa od dawna, pozwoliłem sobie nawet kilka lat temu
zabawić się w tropienie ekstrawagancji piłkarzy, którzy, nie wiedząc, co robić
z workami pieniędzy, kupowali nawet łodzie podwodne. Kto nie wierzy, niechaj
przeczyta „Mistrzostwo Świata”. Wracam jednak do zarobków piłkarza Rooney’a i
jego tygodniówki. Przy swojej kalkulacji przyjąłem pięciodniowy tydzień pracy. Wiadomo,
że piłkarz w soboty i niedziele zwykle pracuje, czyli biega po trawie za okrągłym
kawałkiem materii wypełnionej powietrzem. Te dwa wolne dla śmiertelników dni wymieniłem
na poniedziałek i dajmy na to czwartek. Półtora miliona dzielone na pięć daje
trzysta tysięcy złotych polskich. Tyle wynosi jego dniówka. Tu przechodzę do
literatury i najcenniejszej z przyznawanych w tym fachu nagród. Otóż piłkarz Rooney
zarabia równowartość Nagrody Nobla, czyli 3,6 mln złotych, bo tyle ostatnio
płacą, w dwanaście dni. Kończąc tę krótką refleksję, myślę sobie, że miał rację
pół wieku temu Borys Pasternak, odmawiając przyjęcia Nobla. Napisanie „Doktora
Żywago” zajęło mu dużo więcej czasu niż niecałe dwa tygodnie. Prawdopodobnie już
wtedy wiedział, że pisanie się nie opłaca. Kiedyś mówiono do nieudaczników: „Było
się uczyć za młodu”. Obecnie będzie to wyglądało inaczej: „Było kopać za młodu!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz