„Janek
Wiśniewski zginął od pięciu strzałów we własnym klubie. Sprawca dostał się tam
za pomocą dorobionego klucza”. Wiśniewski jest, czy raczej był, znany jako Igła
– wykonawca wielkiego hitu sprzed wielu lat. Dla nielicznych zaś to wychowanek
domu dziecka, teraz nadużywający używek, rozkapryszony podstarzały gwiazdor. Kto
mógł stać za jego zabójstwem? Niesłusznie zwolniona pracownica klubu? Wspólnik –
Buli, kiedyś policjant związany ze środowiskiem przestępczym Trójmiasta? A może
ktoś zupełnie inny? Przywołany Igła, który „z jakiegoś powodu chciał skasować
Izę (menedżerkę klubu przyp. T.B.) i podczas szamotaniny wyrwała mu broń”,
wynajęty przez kogoś „cyngiel”? Komu zależało na śmieci wykonawcy Dziewczyny z północy, przeboju który
nuciła cała Polska, chociaż autor tekstu nie jest znany. Słowa przywołanego szlagieru
odgrywają w powieści bardzo ważną rolę. Są czymś więcej niż tylko chwytliwymi
wersami. Stanowią ważny kod. Cała sprawa zdaje się mieć początek wiele lat
wcześniej, bo w latach dziewięćdziesiątych. „Szesnastoletnia Monika M. została
przedwczoraj znaleziona martwa w wannie w pokoju hotelowym sto dwa. Nie była
zgwałcona, na jej ciele nie stwierdzono śladów pobicia. (…) Tego samego dnia po
południu zidentyfikowano zwłoki jej brata – osiemnastoletniego Przemysława M.”.
Rodzeństwo utrzymywało kontakty z braćmi Staroniami. Jeden z nich jest teraz
sławnym duchownym, drugi wiele lat wcześniej wyjechał do Niemiec. Tu pojawia
się postać Saszy Załuskiej, psycholożki, która po latach przyjeżdża do Polski.
Trzydziestosześcioletnia profilerka przed laty odeszła ze służby w policji.
Samotnie wychowuje sześcioletnią córkę. Ma mroczną przeszłość. Sasza w „Pochłaniaczu”
otrzymuje zlecenie sporządzenia profilu psychologicznego zabójcy piosenkarza. Zleceniodawca
nie jest tym, za kogo się podaje. Jaką zatem rolę ma w tej sprawie odegrać
Załuska? Mniej więcej w połowie blisko siedmiuset stronicowej powieści pada
zdanie: „Każde gówno da się zmyć”. Wypowiada je jeden z policjantów, który
pamięta sprawę sprzed lat. Dawni drobni oszuści, złodzieje i bandyci to teraz
szanowani przedsiębiorcy, bankowcy, ludzie wpływowi, których przeszłość została
z wielką starannością wyretuszowana. Sprawa zabójstwa Igły, jak każda cuchnąca
historia, powinna również zostać zmyta, a ślady po niej wypudrowane. Polska w
powieści Bondy to kraj, w którym mafia zajmuje się „malwersacjami finansowymi,
oszustwami, korupcją w Kościele, zwłaszcza sprawą komisji finansowej”. Nie jest
zatem łatwo odkryć prawdę ani Załuskiej, ani policji, w której pozostali
przecież i tacy, którzy sprawę śmierci nastolatków doskonale pamiętają. Odegrali
w niej ważną rolę. Warto zaznaczyć, że postaci w tej książce są nakreślone w
sposób wielowymiarowy, ich motywacje i czyny mają pełne uzasadnienie
psychologiczne. Bonda ma wielki dar snucia opowieści. Tę książkę się czyta
zachłannie. „Pochłaniacz” pochłania bez reszty. Przy czym historia przez nią
opowiadana jest nieprawdopodobnie precyzyjnie skonstruowana, staranna i logiczna.
Napięcie jest umiejętnie dozowane. Autorka doskonale przygotowała się do
pisania „Pochłaniacza”. Kiedy Załuska pojawia się w sądzie nie ma wątpliwości,
że uczestniczymy w rozmowie noszącej wszelkie znamiona prawdopodobieństwa. Nie
inaczej jest w komisariacie, czy podczas prac prowadzonych przez policjantów.
Sama Załuska ma szanse stać się jedną z bardziej znanych i wyrazistych
bohaterek literatury kryminalnej. Prawdę powiedziawszy, już nią jest. Nie bez
powodu książka błyskawicznie stała się bestsellerem. Reasumując, „Pochłaniacz”
to świetny początek planowanej serii, najlepsza powieść gatunkowa polskiego
autora, jaką przeczytałem w tym roku. Czytając czułem zazdrość. Czapki z głów
przed Bondą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz