piątek, 27 czerwca 2014

Katarzyna Bonda „Pochłaniacz”

„Janek Wiśniewski zginął od pięciu strzałów we własnym klubie. Sprawca dostał się tam za pomocą dorobionego klucza”. Wiśniewski jest, czy raczej był, znany jako Igła – wykonawca wielkiego hitu sprzed wielu lat. Dla nielicznych zaś to wychowanek domu dziecka, teraz nadużywający używek, rozkapryszony podstarzały gwiazdor. Kto mógł stać za jego zabójstwem? Niesłusznie zwolniona pracownica klubu? Wspólnik – Buli, kiedyś policjant związany ze środowiskiem przestępczym Trójmiasta? A może ktoś zupełnie inny? Przywołany Igła, który „z jakiegoś powodu chciał skasować Izę (menedżerkę klubu przyp. T.B.) i podczas szamotaniny wyrwała mu broń”, wynajęty przez kogoś „cyngiel”? Komu zależało na śmieci wykonawcy Dziewczyny z północy, przeboju który nuciła cała Polska, chociaż autor tekstu nie jest znany. Słowa przywołanego szlagieru odgrywają w powieści bardzo ważną rolę. Są czymś więcej niż tylko chwytliwymi wersami. Stanowią ważny kod. Cała sprawa zdaje się mieć początek wiele lat wcześniej, bo w latach dziewięćdziesiątych. „Szesnastoletnia Monika M. została przedwczoraj znaleziona martwa w wannie w pokoju hotelowym sto dwa. Nie była zgwałcona, na jej ciele nie stwierdzono śladów pobicia. (…) Tego samego dnia po południu zidentyfikowano zwłoki jej brata – osiemnastoletniego Przemysława M.”. Rodzeństwo utrzymywało kontakty z braćmi Staroniami. Jeden z nich jest teraz sławnym duchownym, drugi wiele lat wcześniej wyjechał do Niemiec. Tu pojawia się postać Saszy Załuskiej, psycholożki, która po latach przyjeżdża do Polski. Trzydziestosześcioletnia profilerka przed laty odeszła ze służby w policji. Samotnie wychowuje sześcioletnią córkę. Ma mroczną przeszłość. Sasza w „Pochłaniaczu” otrzymuje zlecenie sporządzenia profilu psychologicznego zabójcy piosenkarza. Zleceniodawca nie jest tym, za kogo się podaje. Jaką zatem rolę ma w tej sprawie odegrać Załuska? Mniej więcej w połowie blisko siedmiuset stronicowej powieści pada zdanie: „Każde gówno da się zmyć”. Wypowiada je jeden z policjantów, który pamięta sprawę sprzed lat. Dawni drobni oszuści, złodzieje i bandyci to teraz szanowani przedsiębiorcy, bankowcy, ludzie wpływowi, których przeszłość została z wielką starannością wyretuszowana. Sprawa zabójstwa Igły, jak każda cuchnąca historia, powinna również zostać zmyta, a ślady po niej wypudrowane. Polska w powieści Bondy to kraj, w którym mafia zajmuje się „malwersacjami finansowymi, oszustwami, korupcją w Kościele, zwłaszcza sprawą komisji finansowej”. Nie jest zatem łatwo odkryć prawdę ani Załuskiej, ani policji, w której pozostali przecież i tacy, którzy sprawę śmierci nastolatków doskonale pamiętają. Odegrali w niej ważną rolę. Warto zaznaczyć, że postaci w tej książce są nakreślone w sposób wielowymiarowy, ich motywacje i czyny mają pełne uzasadnienie psychologiczne. Bonda ma wielki dar snucia opowieści. Tę książkę się czyta zachłannie. „Pochłaniacz” pochłania bez reszty. Przy czym historia przez nią opowiadana jest nieprawdopodobnie precyzyjnie skonstruowana, staranna i logiczna. Napięcie jest umiejętnie dozowane. Autorka doskonale przygotowała się do pisania „Pochłaniacza”. Kiedy Załuska pojawia się w sądzie nie ma wątpliwości, że uczestniczymy w rozmowie noszącej wszelkie znamiona prawdopodobieństwa. Nie inaczej jest w komisariacie, czy podczas prac prowadzonych przez policjantów. Sama Załuska ma szanse stać się jedną z bardziej znanych i wyrazistych bohaterek literatury kryminalnej. Prawdę powiedziawszy, już nią jest. Nie bez powodu książka błyskawicznie stała się bestsellerem. Reasumując, „Pochłaniacz” to świetny początek planowanej serii, najlepsza powieść gatunkowa polskiego autora, jaką przeczytałem w tym roku. Czytając czułem zazdrość. Czapki z głów przed Bondą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz