„Jestem wrak,
kurwa zużyta, proszę pana. Poprzestaję na małym jak cholerny grecki filozof. (…)
Jestem nikim, nie zauważył pan?” Tak mówi o sobie bohater serii kryminalnej Marcina
Wrońskiego, czyli Zygmunt Maciejewski. Jest 3 maja 1951 roku. Komisarz dawno
już nie jest policjantem. Czas spędza na lubelskim hipodromie, gdzie opiekuje
się gniadą klaczą, tytułową Haiti. Los sprawił, że oboje stali się w nowym,
niby lepszym, socjalistycznym świecie niepotrzebni. Wyścigowy koń i
przedwojenny kierownik Wydziału Śledczego. Tego pierwszego trudno zaprząc do furmanki
z gnojem („nie przedstawia wartości roboczej, tj. pociągowej i rolniczej”), o drugim
z bohaterów właściwie można by powiedzieć to samo. Zyga dla nowej władzy nie stanowi
żadnej wartości. Jednak człowieka i zwierzę łączy coś więcej niż tylko
porośnięty wysoką trawą zrujnowany teren dawnych wyścigów konnych. To historia
sprzed wybuchu wojny. Oto w stajennym boksie zostaje znaleziony martwy człowiek:
„(…) tego biedaka w stajni koń może i kopnął, ale zanim to się stało, facet
został uduszony. W żadnym razie nie przez konia, rozumie pan?”. Sytuacja jest o
tyle nieprzyjemna, że zdarzenie ma miejsce podczas wystawy koni, a klacz należy
do człowieka ze szczytu elit, bo samego księcia Światopełk-Czetwertyńskiego. Mało
tego, ktoś włamuje się do Browaru Parowego „Vetter”, pruje kasę ogniotrwałą i
znika z pieniędzmi. Lokalne media są szczęśliwe. „Włamywacz z browaru obnaża
nieudolność lubelskiej policji”. Oczywiście, nie będę zdradzał, jak i dlaczego
te dwa pozornie odległe zdarzenia łączą się i tym samym wpędzają komisarza w wir
mrocznych wydarzeń. Tegoroczny laureat Nagrody Wielkiego Kalibru i Kryminalnej
Piły w szóstym już tomie przygód komisarza Maciejewskiego nie zawodzi. „Haiti”
wypada szczególnie dobrze w partiach dialogowych. Autor ma świetny słuch
językowy. Potrafi doskonale oddać sposoby mówienia różnych grup społecznych,
robi to bez jednej fałszywej nuty, z poczuciem humoru. Oczywiście, jak zawsze u
Wrońskiego, widać dbałość o szczegół. Każdy z rozdziałów jest poprzedzony
cytatami z przedwojennej prasy, które wprowadzają w klimat epoki, pokazują
ówczesne relacje społeczno-polityczne, ale i te międzyludzkie, sąsiedzkie.
Niewielki przykład: „Uprzejmie proszę Moją Szanowną Klientelę, aby była łaskawa
podczas remontu frontu mojego sklepu, wchodzić do sklepu przez sień. Z
poważaniem, T. Żurek, Krak. – Przedm. 17., tel. 24 – 15”. Cóż, nie pozostaje mi
nic innego jak zachęcić Szanownych Czytelników do sięgnięcia po najnowszą
powieść Marcina Wrońskiego. Chociażby po to, żeby zobaczyć jak wyglądał tamten
świat, no i poznać losy policjanta na etacie dozorcy, oraz konia, którego z
tylko sobie znanych powodów nie chce za żadne skarby oddać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz