„Ja sam często
bywałem Bogartem. Bogie zawsze milczał, trzymając owłosioną łapę na szklance
pełnej whisky, a uśmiechał się tylko wtedy, kiedy widział wycelowany w siebie
rewolwer”. Cytat pochodzi z powieści „Sowa, córka piekarza”, której autorem był
zmarły 45 lat temu Marek Hłasko. Autor „Pięknych dwudziestoletnich” często
przywoływał w swoich utworach sławnego amerykańskiego aktora, był zafascynowany
jego charakterystycznym sposobem gry. Tenże Humphrey Bogart pojawia się na
kartach nowej powieści Mariusza Czubaja wielokrotnie. Jeśli dodam, że główny
bohater „Martwego popołudnia” nazywa się Hłasko, oczywistym się staje, że
powieść Czubaja bardzo świadomie nawiązuje do tradycji amerykańskiego kina noir,
w którym bohater to postać niezwykle opanowana, acz zrezygnowana i nastawiona
do świata nad wyraz krytycznie.
Sam Marcin
Hłasko jest byłym policjantem, studiował filozofię, ma 47 lat, zaś siebie nazywa
„Panem od Zaginięć”. Powieściowi przeciwnicy określają go mniej sympatycznie.
Jeden z nich mówi wprost: „Jesteś jak wrzód na dupie, Hłasko. Nie da się z tobą
żyć”. Lecz nie dla sympatycznego towarzystwa bohater Czubaja jest angażowany
przez wszelakiej maści indywidua i instytucje, ale dlatego że jest niezwykle
skuteczny w odnajdywaniu zaginionych osób. W „Martwym popołudniu”, pierwszej
części nowego cyklu, Hłasko podejmuje się zadania odnalezienia Daniela
Okońskiego, specjalisty od marketingu. Bardzo szybko jednak odkrywa, że „ta
sprawa śmierdzi”. Czubaj oprowadza czytelnika po ulicach Warszawy, którą
odmalowuje bardzo sugestywnie. Raz Hłasko zjawia się w modnym klubie, gdzie
obserwuje „wesołe koło parlamentarne muminków-skurwysynków”, poznaje atrakcyjną
trzydziestolatkę o czekoladowym kolorze oczu „jakby została poczęta w fabryce
Wedla”, by za chwilę odwiedzić mało reprezentacyjne dzielnice stolicy. Wizytom
owym towarzyszy zwykle komentarz, chociażby taki: „Gdy się mieszka w czarnej
dupie, z gigantycznym kwadratem na ścianie, trudno występować na Festiwalu
Optymizmu”. Warto podkreślić, że powieść jest pełna kapitalnych sentencji i
błyskotliwych dialogów. Czubaj zastosował narrację pierwszoosobową, która w czarnym
kryminale sprawdza się najlepiej. Oczywiście, poszukiwacz ludzi zaginionych ma także
życie prywatne. Jak łatwo można się domyślić – pełne problemów i trudnych
relacji. Jego żona Monika mieszka w Brukseli. „Formalnie nadal była moją żoną,
jeśli można tak powiedzieć o kimś, kogo w ciągu ostatnich trzech lat widziało
się przez dwie godziny”. Hłasko ma też brata, byłego żołnierza, fotoreportera
wojennego. Mężczyzna cierpi na zespół stresu pourazowego. „Porucznik w stanie
spoczynku Mikołaj Hłasko był żywym dowodem na to, że w człowieku mogą
zagnieździć się demony wojny”. Były policjant powiesił na ścianie reprodukcję
obrazu Edwarda Hoppera „Midnight Hawks”. Hłasko wpatruje się w plakat, jest nim
zafascynowany, utożsamia się z samotnymi postaciami zajmującymi miejsca przy
barze. Czasami myśli, że amerykański malarz „opowiedział coś ważnego o mnie”. W
„Martwym popołudniu” bohater Czubaja nie ma zbyt wiele czasu na kontemplację,
bo zadanie odnalezienia młodego marketingowca przeradza się w mroczną i śmiertelnie
niebezpieczną wyprawę w przeszłość. Tam czekają na niego demony o wiele
potężniejsze niż te, które nosi w umyśle jego brat. To historie związane z
postawami niektórych naszych rodaków tuż po wojnie. Opowieść o fortunach
rodzących się w cuchnącej rozłożonymi ciałami ziemi. Bogactwo zbudowane na
ograbianiu setek martwych, bezbronnych ludzi pewnego dnia zaczyna zwyczajnie śmierdzieć.
Nawet kontakty z wpływowymi kołami biznesowo-rządowymi nie są w stanie zneutralizować
trupiego jadu. Haniebna przeszłość zostanie ujawniona, winni ukarani. Hłasko, niczym
filmowy Bogie, uśmiecha się do swoich wrogów i jednego po drugim usuwa ich ze
swojej drogi. W efektownym finale dotrze do „jądra ciemności”. Pokona zło.
Potem będzie znowu mógł wrócić do miejskiej dżungli i niczym bohaterowie z obrazu
Hoppera samotnie wypić ostatniego drinka tej nocy.
W moim prywatnym
rankingu „Martwe popołudnie” to najlepsza powieść Mariusza Czubaja. Polecam ją
gorąco i niecierpliwie czekam na kolejne spotkanie z byłym policjantem Marcinem
Hłasko, Humphreyem Bogartem przeniesionym do współczesnej Warszawy.
Mnie też książka bardzo przypadła do gustu. A Hłaskę polubiłam co tu ukrywać:)
OdpowiedzUsuńŚwietnie nakreślone postaci. No i te warszawkowe klimaty:) Czubaj w wybornej formie.Pozdrowienia!
Usuń