poniedziałek, 9 czerwca 2014

Mariusz Czubaj „Martwe popołudnie”

„Ja sam często bywałem Bogartem. Bogie zawsze milczał, trzymając owłosioną łapę na szklance pełnej whisky, a uśmiechał się tylko wtedy, kiedy widział wycelowany w siebie rewolwer”. Cytat pochodzi z powieści „Sowa, córka piekarza”, której autorem był zmarły 45 lat temu Marek Hłasko. Autor „Pięknych dwudziestoletnich” często przywoływał w swoich utworach sławnego amerykańskiego aktora, był zafascynowany jego charakterystycznym sposobem gry. Tenże Humphrey Bogart pojawia się na kartach nowej powieści Mariusza Czubaja wielokrotnie. Jeśli dodam, że główny bohater „Martwego popołudnia” nazywa się Hłasko, oczywistym się staje, że powieść Czubaja bardzo świadomie nawiązuje do tradycji amerykańskiego kina noir, w którym bohater to postać niezwykle opanowana, acz zrezygnowana i nastawiona do świata nad wyraz krytycznie.
Sam Marcin Hłasko jest byłym policjantem, studiował filozofię, ma 47 lat, zaś siebie nazywa „Panem od Zaginięć”. Powieściowi przeciwnicy określają go mniej sympatycznie. Jeden z nich mówi wprost: „Jesteś jak wrzód na dupie, Hłasko. Nie da się z tobą żyć”. Lecz nie dla sympatycznego towarzystwa bohater Czubaja jest angażowany przez wszelakiej maści indywidua i instytucje, ale dlatego że jest niezwykle skuteczny w odnajdywaniu zaginionych osób. W „Martwym popołudniu”, pierwszej części nowego cyklu, Hłasko podejmuje się zadania odnalezienia Daniela Okońskiego, specjalisty od marketingu. Bardzo szybko jednak odkrywa, że „ta sprawa śmierdzi”. Czubaj oprowadza czytelnika po ulicach Warszawy, którą odmalowuje bardzo sugestywnie. Raz Hłasko zjawia się w modnym klubie, gdzie obserwuje „wesołe koło parlamentarne muminków-skurwysynków”, poznaje atrakcyjną trzydziestolatkę o czekoladowym kolorze oczu „jakby została poczęta w fabryce Wedla”, by za chwilę odwiedzić mało reprezentacyjne dzielnice stolicy. Wizytom owym towarzyszy zwykle komentarz, chociażby taki: „Gdy się mieszka w czarnej dupie, z gigantycznym kwadratem na ścianie, trudno występować na Festiwalu Optymizmu”. Warto podkreślić, że powieść jest pełna kapitalnych sentencji i błyskotliwych dialogów. Czubaj zastosował narrację pierwszoosobową, która w czarnym kryminale sprawdza się najlepiej. Oczywiście, poszukiwacz ludzi zaginionych ma także życie prywatne. Jak łatwo można się domyślić – pełne problemów i trudnych relacji. Jego żona Monika mieszka w Brukseli. „Formalnie nadal była moją żoną, jeśli można tak powiedzieć o kimś, kogo w ciągu ostatnich trzech lat widziało się przez dwie godziny”. Hłasko ma też brata, byłego żołnierza, fotoreportera wojennego. Mężczyzna cierpi na zespół stresu pourazowego. „Porucznik w stanie spoczynku Mikołaj Hłasko był żywym dowodem na to, że w człowieku mogą zagnieździć się demony wojny”. Były policjant powiesił na ścianie reprodukcję obrazu Edwarda Hoppera „Midnight Hawks”. Hłasko wpatruje się w plakat, jest nim zafascynowany, utożsamia się z samotnymi postaciami zajmującymi miejsca przy barze. Czasami myśli, że amerykański malarz „opowiedział coś ważnego o mnie”. W „Martwym popołudniu” bohater Czubaja nie ma zbyt wiele czasu na kontemplację, bo zadanie odnalezienia młodego marketingowca przeradza się w mroczną i śmiertelnie niebezpieczną wyprawę w przeszłość. Tam czekają na niego demony o wiele potężniejsze niż te, które nosi w umyśle jego brat. To historie związane z postawami niektórych naszych rodaków tuż po wojnie. Opowieść o fortunach rodzących się w cuchnącej rozłożonymi ciałami ziemi. Bogactwo zbudowane na ograbianiu setek martwych, bezbronnych ludzi pewnego dnia zaczyna zwyczajnie śmierdzieć. Nawet kontakty z wpływowymi kołami biznesowo-rządowymi nie są w stanie zneutralizować trupiego jadu. Haniebna przeszłość zostanie ujawniona, winni ukarani. Hłasko, niczym filmowy Bogie, uśmiecha się do swoich wrogów i jednego po drugim usuwa ich ze swojej drogi. W efektownym finale dotrze do „jądra ciemności”. Pokona zło. Potem będzie znowu mógł wrócić do miejskiej dżungli i niczym bohaterowie z obrazu Hoppera samotnie wypić ostatniego drinka tej nocy.

W moim prywatnym rankingu „Martwe popołudnie” to najlepsza powieść Mariusza Czubaja. Polecam ją gorąco i niecierpliwie czekam na kolejne spotkanie z byłym policjantem Marcinem Hłasko, Humphreyem Bogartem przeniesionym do współczesnej Warszawy.

2 komentarze:

  1. Mnie też książka bardzo przypadła do gustu. A Hłaskę polubiłam co tu ukrywać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie nakreślone postaci. No i te warszawkowe klimaty:) Czubaj w wybornej formie.Pozdrowienia!

      Usuń