Internauci przez kilka dni zadają pytania, a pisarka/pisarz otrzymuje je w pakiecie i odpowiada na nie. Świetna oddolna inicjatywa bez udziału speców od marketingu. Często są to zatem pytania kłopotliwe. Mnie postawiono np. takie:
- Czy przejmuje się Pan negatywnymi recenzjami?
- Warto dokonać rozróżnienia. Są recenzje, są też opinie. W Polsce jest wielu znakomitych krytyków, którzy mają, niestety, coraz mniej miejsca do publikacji swoich recenzji. Opiniotwórcze gazety mocno okroiły działy kultury. Czasem ci najwybitniejsi recenzenci wydają teksty krytyczne w formie książki. Lecz wówczas ich siła oddziaływania jest prawie znikoma. Powód jest prosty. Te teksty w chwili publikacji nie mają wpływu na kształtowanie opinii o danym tytule. Ukazują się zbyt późno. Owszem, to cenne źródło wiedzy, lecz już tylko i wyłącznie dla specjalistów, ewentualnie studentów. Tu potrzeba natychmiastowego wartościowania. Taką możliwość daje Internet. Ale w Internecie znaleźć można, poza nielicznymi wyjątkami, tylko opinie pisane przez mniej bądź bardziej wrażliwych czytelników. Tu decydują nie kompetencje zawodowe, lecz zupełnie inne przesłanki. A te mogą być różne. Sympatia do danego autora, podjęcie modnego tematu, szantaż emocjonalny czy nawet ładna okładka. Wracając do sedna. Tak, przejmuję się negatywnymi recenzjami, bo jak większość ludzi lubię być dobrze oceniany za wykonaną pracę. Nie ufam pisarzom, którzy twierdzą, że głos czytelników nie ma dla ich samopoczucia większego znaczenia. To nieprawda.
Jeżeli chcecie przeczytać cały wywiad, zajrzyjcie tutaj: http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2012/11/wywiad-z-tomaszem-biakowskim.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz