niedziela, 12 stycznia 2014

Kwiatkowski

Napis na paragonie fiskalnym z EMPiK-u był następujący: „Powiedz nam co o nas myślisz! Wejdź na stronę www.iloveempik.pl.” Dalej było jeszcze ciekawiej. Przy skrzyżowaniu Dworcowej i Kołobrzeskiej natrafiłem na gigantyczny tłum młodzieży. Nastolatki zajmowały znaczną część chodnika i wisiały na metalowym ogrodzeniu, żywo o czymś rozprawiając, a w pewnej chwili z setek gardeł wybuchł trudny do wytrzymania pisk. W rozhisteryzowanej masie wypatrzyłem osoby starsze, wyglądały na opiekunów oszalałych dzieci. Zapragnąłem dowiedzieć się, z jakiego powodu ich latorośle okupują klub muzyczny o tak wczesnej porze. Była wszak godzina piętnasta. – To pan nie wie? Kwiatkowski przyjechał. Zacząłem intensywnie grzebać w najgłębszych zakamarkach pamięci. Znałem dwóch Kwiatkowskich, a może i trzech nawet. Pierwszym był wicepremier II Rzeczypospolitej, o którym dowiedziałem się na lekcji historii. Ten z oczywistych powodów odpadał. Drugi napisał scenariusz do „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Również nie żył. Ostatni, jakiego sobie przypomniałem, był w jakimś sensie związany z show businessem. Lecz i jego trudno byłoby posądzać o popularność, którą mógłbym porównać tylko z najlepszymi czasami Beatlesów. Myślałem o bohaterze filmu Kutza, a zatem o postaci fikcyjnej, a do tego reprezentującej równie fikcyjne siły zbrojne, niejakim Pułkowniku Kwiatkowskim. Poddałem się i powróciwszy do domu sprawdziłem w Internecie, kim jest Kwiatkowski? Teraz już wiedziałem, że Dawid to nadzieja polskiej muzyki, osiemnastolatek. Nagrał płytę. Mimo wszystko nie zdecydowałem się na zapoznanie z twórczością artysty. Nie przekonał mnie nawet argument, że Kwiatkowski to „polski Justin Bieber”. Może właśnie ten zadecydował… Przed siedemnastą wyruszyłem w kierunku kina. Dzieci ciągle wisiały na płocie, czekały na gwiazdę. Sala w Heliosie była wypełniona prawie w całości. Śmierdziało rybą i chrupkami, panował upał. Nowy film Scorsese o maklerze giełdowym Belforcie to znakomita satyra na amerykański konsumpcjonizm. Ostatnia scena, w której tytułowy Wilk z Wall Street naucza ludzi (zdecydowanie mniejszą ilość niż pod klubem w Olsztynie) jak handlować, jest wielce wymowna. Scorsese mówi: Potępiacie to, co zrobił Belfort, lecz jesteście gotowi płacić, by znaleźć się na jego miejscu. Film wcale nie tak zabawny. Choć zapewne inaczej myślała znaczna część sali, wyjąc ze śmiechu, kiedy DiCaprio, odurzony narkotykiem, próbuje doczołgać się do limuzyny. Pieszo wróciłem do domu. Fani Kwiatkowskiego już dawno spali, dochodziła  wszak jedenasta. Książki czytać już nie miałem ochoty, w telewizji lała się krew z "Domu złego". Uruchomiłem komputer i wszedłem na YouTube. „Nazywam się Dawid Kwiatkowski, zawsze walczę o swoje i łapie najlepsze momenty życia…” Zacząłem słuchać…

10 komentarzy:

  1. A może chodziło o poetę z Gdańska Grzegorza Kwiatkowskiego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam i cenię twórczość autora "Eine Kleine Todesmusik". To by było coś gdyby taki tłum przyszedł na spotkanie z młodym poetą. Niestety...

      Usuń
  2. Panie Tomaszu,
    niepotrzebny prześmiewczy ton, kwintale ironii... Ktoś inny mógłby wyśmiać Pańskie umiłowanie literatury wszelakiej, mógłby stwierdzić, że bezpośredni kontakt z idolem jest bliżej definicji życia niż tysiące godzin spędzonych na samotnym pochłanianiu linijek i późniejszym wielogodzinnym pierd...niu o przeczytanych bzdurach. Mały ciasny ale własny pomiar istotności...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę mnie tak surowo nie oceniać. Również miałem dwanaście lat i kiedy tylko mogłem słuchałem muzyki. To etap w życiu naturalny. Bardziej chodzi mi o to, że to ja, ukryty za książkami, mam problem z pędzącym światem a nie odwrotnie. Co do "pierdolenia o przeczytanych bzdurach" pozwolę sobie pierdolić dalej. Nie ma obowiązku czytania tego bloga.

      Usuń
    2. Panie Tomaszu,
      proszę się nie obruszać.
      sformułowanie zawierające wulgaryzm użyte było wyłącznie dla kontrastu. Proszę nie zapominać o odpowiedzialności wynikającej z racji wykonywanego zawodu oraz treści przekazywanych regularnie za pomocą internetu. W nawiązaniu do ostatnich zdań z Pańskiego komentarza chciałbym przypomnieć że nazbyt dosłowne traktowanie wolności słowa nie zawsze ma dobre skutki.

      Usuń
  3. A ja w tym Pana wspierać będę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. I ode mnie poparcie. Społeczeństwo nam durnieje, to nie ulega kwestii. Na szczęście o takich Kwiatkowskich słuch jutro zaginie, a nasza praca zostanie.

    Jak też znam dużo Kwiatkowskich, a o jednym pisałem nawet pracę magisterską. Tylko że on sam uznał na początku drogi swoje nazwisko za zbyt banalne i do historii literatury przeszedł jak Janusz Żernicki. To on sprawił, że Stachura zaczął pisać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Najmilszy jest Kwiatkowski z "Rodziny zastępczej". Jacek mu było. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W Czterdziestolatku był Kwiatkowski?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był Karwowski, czy Kwiatkowski też? Nie przypominam sobie.

      Usuń