piątek, 14 lutego 2014

Dzień zakochanych

Źródło - Wikipedia
Przypomniał mi się fragment „Mistrzostwa Świata”, który opowiada historię zakochanego mężczyzny. Co prawda, jest to opowieść bez happy endu, lecz jak najbardziej nadaje się na dzisiejszy dzień.

„Zakochałem się natychmiast. To były cudowne chwile. Całymi godzinami śledziłem wytatuowaną jaszczurkę na udzie ukochanej. Głaskałem ją i lizałem, tak na wszelki wypadek, żeby sprawdzić, czy dobrze wydziergana. Niby wszystko było zrobione jak należy, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Lizałem bez opamiętania, aż do bólu jęzora. W przerwach w lizaniu, piłem kompot ze śliwek i wracałem do kontroli technicznej. Kiedy teraz próbuję sobie przypomnieć, cóż jeszcze wtedy robiłem, to wyjdzie, że niewiele ponad to. Po dwóch miesiącach lizania, na naszym związku pojawiła się rysa, a na moim jęzorze bąbel. Marzenka wracała nieregularnie, często późną nocą. Którejś z nich nie wsunęła się pod koc, na nasz wąski tapczan, wcale. Bąbel nieufności urósł, kiedy zaczęła sypiać w bieliźnie, a mi podsunęła pod nos materac do dmuchania.
-          Co będzie z jaszczurką? Jak ją mam teraz oglądać przez te majtki? Jak lizać?
Krzyknąłem zrozpaczony, chociaż od jakiegoś czasu już nie lizałem. Rozumiecie-bąbel.
-          Jaszczurki już nie ma - powiedziała sucho.
-          Jak to, nie ma?! - wydarłem się na cały akademik.
-          Nie ma, usunęłam.
Rycząc, padłem przed nią na kolana.
-          Dlaczegoś to zrobiła?!
Ona wystukiwała coś na klawiaturze telefonu.
-          Łuskonośne gady już są niemodne - wytrajkotała i wypuściła gdzieś esemes.
-          A co tu moda ma do rzeczy? To była m o j a jaszczurka, jakim prawem, dlaczego? Wytłumacz!
Ale ona nie chciała tłumaczyć. Obróciła się na pięcie i wyszła. Wróciła w nocy, bez słowa przebrała się w pidżamę i wsunęła pod kołdrę. Mnie przypadł koc. I kiedy już zasypiałem, trąciła mnie łokciem.
-          Wiesz, z jaszczurką to skłamałam.
Wiedziałem! Zerwałem się z podłogi, bo materac już jakiś czas temu przetarłem jęzorem i zrobiła się dziura.
-          Pokaż, pokaż ją, moja kochana!
-          Nie tylko pokażę, ale i dam. – I wsadziła mi za slipki coś śliskiego i ruchliwego. – Masz swoją jaszczurkę, poliż sobie. I nakryła głowę kołdrą.

Trudno, pomyślałem, nasze poczucie humoru jest różne, ale to jeszcze nie powód, żeby się zaraz rozchodzić. Jaszczurkę wsadziłem do słoika po korniszonach, a zły nastrój ukochanej postanowiłem przeczekać karmiąc jaszczurkę jabłkami. Nadałem jej imię, a jakże, Marzenka. Odtąd zawsze Marzenka przy mnie była, a czasami nawet dwie. Któregoś dnia, Marzenka numer jeden oznajmiła mi, że przyjeżdża do niej brat i zostanie jeszcze jakiś czas. To masz drugiego brata?, zapytałem uradowany. Nie dalej jak trzy dni wcześniej poznałem jej pierwszego brata, odpoczywał w jej siostrzanym objęciu, kiedy wróciłem ze spaceru z Marzenką numer dwa. Mam, warknęła i wyniosła moje rzeczy na korytarz. Od jakiegoś czasu ciągle warczała, tłumaczyłem sobie to stresem związanym z sesją egzaminacyjną. Na czas wizyty brata zamieszkaliśmy z Marzenką Łuskonośną w kącie, pod oknem. Ja to rozumiałem, pokój faktycznie był ciasny, a jak mówi przysłowie: Gość w dom, Bóg w dom. Trudno żeby człowiek spał na korytarzu. Moja ukochana z bratem zaczepiali się czasem o nas butami, kiedy wracali nad ranem, bo Marzenka chciała mu pokazać jak najwięcej uroków miasta. Po dwóch tygodniach jej małomówny brat wyjechał. Nawet nie było okazji zamienić kilku słów”. 

2 komentarze:

  1. Fantastyczny, żywo i barwnie napisane. Mistrzostwo świata:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jak widać zakochany mężczyzna zniesie wiele:) Pozdrawiam!

      Usuń