Przypomniał mi się inny fragment „Mistrzostwa Świata”, będący opowieścią
o szalonej misji polskich działaczy piłkarskich, którzy postanowili pozyskać do
gry w naszej kadrze sławy światowej piłki. Temat aktualny, wszak wczoraj odbyło
się losowanie grup eliminacyjnych do Mistrzostw Europy. Kolejny powód jest związany
z osobą ukraińskiego geniusza futbolu, którym przez lata zachwycał się cały
świat. Ukraina miała w swojej historii wielu świetnych sportowców, jednym z
nich był pewien piłkarz. Myślę, że odrobina humoru na początek tygodnia nie
zaszkodzi:
„Któż nie zna Andrija Szewczenko? Nie mylić z Tarasem, tragicznym
autorem wielkiej liczby poematów, powieści, dramatów, pamiętników i świetnej
liryki. To był żart. Andrij, czasami nazywany Szewa, to niewątpliwie chluba i
cudowne dziecko Ukrainy. Napastnik kompletny, wirtuoz piłki kopanej. Znany ze
swej skromności piłkarz zaczynał pod okiem geniusza trenerskiego Walerija
Łobanowskiego. Kiedy miał czternaście lat, dostał buty od słynnego Walijczyka
Iana Rusha. Nie, żeby Szewa nie miał w czym chodzić, on dostał te buciory, gdyż
wpadł w oko tamtemu. Co by to nie znaczyło. Andrij błyskawicznie rozwijał swój
talent, wszystkie największe kluby Europy wyciągały łapy po piłkarza Dynamo.
Ale on stanowczo mówił, nie. Brało się to z umiłowania przez szesnastolatka,
tak ostatnio skopanych, wartości rodzinnych. Przyjaźni, szacunku dla bliskich.
Za skromną willę, mercedesa klasy E i symboliczne sto tysięcy dołków rocznie
został w Kijowie. Kiedy jednak jeden z członków rodziny zapragnął nauczyć się
języka włoskiego, Szewa nie mógł mu odmówić. Co by to nie znaczyło. Rodzina
spakowała rzeczy i wyjechała do Mediolanu. A że przy okazji chłopiec podpisał
kontrakt na dwadzieścia sześć milionów dołków, to inna sprawa. Wszystko szło
dobrze, Szewa dwa razy został królem strzelców Serie A, dostał Złotą Piłkę od "France Football". Co by to nie znaczyło, wszak stać go było na zakup stu złotych
piłek. Wygrał z zespołem też Ligę Mistrzów. Rozdawał autografy i dawał się
fotografować. Ta tania popularność nie przesłoniła mu jednak sprawy najważniejszej
- rodziny. Na prośbę innego członka rodziny o umożliwienie nauki języka
angielskiego, przenieśli się do Londynu. A że przy okazji dostał trzydzieści
milionów funciaków od Chelsea, to inna sprawa. Obecnie jego były klub z Milanu
za machloje przy kasie być może poleci na ryj do niższej grupy rozgrywek, na
ulicy mówi się, że ktoś na pewno pójdzie siedzieć. Szewa jednak ma się
znakomicie. To wartości rodzinne uchroniły go przed złem.
Kiedy przybyli do niego smutni działacze polskiego piłkarstwa, przyjął ich
prawie rodzinnie. Co by to nie znaczyło. Interesuję się kosmosem, zaczął jakby
bez związku. Wycofał się i zaczął od nowa. Jak wiecie, bardzo cenię wartości
rodzinne. Pochodzę z Dwirkiwszczyny. Obok moich dziadków mieszkali ludzie,
którzy nazywali się Lewczuk. Mieli dwie córki. Jedna z dziewcząt wyszła za syna
brata mojego dziadka. Druga z dziewczyn związała się z człowiekiem o nazwisku
Derewońko. Ten obywatel miał ojca, którego brata córka wyszła za człowieka o
nazwisku Bykowski. Ten Bykowski urodził się w Pawłowskim Sadzie koło Moskwy.
Jak zapewne wiecie, Walery Fiodorowicz był wielkim kosmonautą i na statkach
Wostok 5, Sojuz 22 i Sojuz 31, zdobywał kosmos. Interesuję się kosmosem,
powtórzył Szewa, już teraz bardziej w związku. Ten Derewońko, kontynuował, miał
córkę, która wyszła za człowieka o nazwisku Białkowski, zamieszkali w
Olsztynie. Nie byłem do końca pewien, czy ci Białkowscy to linia z tych
Derewońko. Ale moje wątpliwości rozwiała ostatnio napisana autobiografia
Bykowskiego, który kiedy przestał latać, został dyrektorem muzeum kosmosu w
Berlinie. Otóż, Bykowski twierdzi, że dnia dwudziestego czwartego października
sześćdziesiątego trzeciego roku, wraz z żoną Walentyną przebywał w Olsztynie.
No to ja się pytam, po co, jak nie u tych Białkowskich! A jak u nich, to
przecież my przez Dwirkiwszczynę z Bykowskim rodzina! A ja tak lubię kosmos! Oczywiście,
panowie, że zagram dla polskiej reprezentacji, zakończył patrząc w gwiazdy”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz