piątek, 14 marca 2014

Las, las. Ch… po pas!

Głośno się zrobiło o lamencie pewnej autorki trzech pozycji książkowych, która domaga się dużych pieniędzy za swoją twórczość. Sieciowi interlokutorzy owej twórczyni sugerują m.in. żeby próbowała pozyskać jakieś stypendium twórcze. Warto wiedzieć, że otrzymać stypendium można po złożeniu odpowiedniej aplikacji. Bywa też, że potencjalny stypendysta musi przedstawić szanownej komisji stypendialnej swój projekt osobiście. Być może autorka trzech pozycji książkowych uczestniczyła w takim castingu na stypendystkę i ma awersję do pozyskiwania środków finansowych w ten sposób. Tutaj ją rozumiem. W olsztyńskim ratuszu, dekadę temu, wyglądało to mniej więcej tak:

„Wbiegłem na drugie piętro. Połowę korytarza wypełniali ludzie.
- Nowy? – Zapytała mnie leciwa sprzątaczka poprawiająca szmatę stanowiącą granicę oddzielającą schody umazane białą mazią od piętra.
- Nowy – rzuciłem sapiąc, chociaż czułem, że moja odpowiedź jest bez związku.
- Toż widzę, że nowy. Bo bym znała przecież. – Kategorycznym ruchem nakazała mi wytrzeć obuwie. To po co pytasz, pomyślałem sprawdzając podeszwy. Jak wiesz. Przezornie jednak zachowałem tę uwagę dla siebie.
– Na co bierze? – Rzuciła bez większego zainteresowania. Odłożyła szmatę, poprawiła chustkę na głowie.
Milczałem.
- Bo taki malarz Laszczyk to robi w piasku, ale on to sobie piasek zniósł we workach, a teraz się turlał będzie. Koncepcyjnie. – Skierowała wzrok na tłum pod drzwiami. Na faceta siedzącego po kolana w piachu jak dzieciak w piaskownicy.
Teraz i ja uważniej obejrzałem zebranych. Byli to ludzie w różnym wieku, młodzi i starzy, płci obojga. Jedni siedzieli na krzesłach w milczeniu, nad czymś głęboko rozmyślali. Inni krążyli mrucząc coś pod nosem. Byli i tacy, którzy ściskali się za ręce, poklepywali serdecznie. Dostrzegłem ludzi z wielkimi czarnymi teczkami. Ludzi skrobiących coś maczkiem na dłoniach. Ludzi wykonujących jakieś skomplikowane figury akrobatyczne. Ktoś klęczał przed ścianą, ktoś płakał, inny się śmiał. Grupa ludzi otoczyła faceta, który śpiewał jakąś wiązankę pieśni patriotycznych.
Sprzątaczka przepytywała mnie dalej.
– A on nie chce powiedzieć? – Teraz w jej oczach dostrzegłem autentyczną ciekawość.
- Będę pisał książkę. – Wypaliłem wreszcie.
- A jak będzie pisał, to niby gdzie? Że niby tu? Na betonowej posadzce? A niby jak? Niby czym?
- No, jak tak mówię ogólnie – Odparłem ogólnie. Teraz obok mnie przebiegło smagłe dziecko w jednym bucie.
- Gdzie mi tu! – Sprzątaczka machnęła szmatą za biegnącym – Cyganiaki cholerne! Do roboty by matka z ojcem poszły, a nie dzieci na żebry posyłają. Stypendysty pieprzone! Już ja bym wam dała stypendia! – Omiotła wzrokiem tłum – Wszystkim wam bym dała, nieroby jebane! Po państwowe łapy wyciągają. Dwa, trzy etaty każden bierze, w telewizji mordy pokazują. Ten siwy z brodą, ten na fotelu, rok w rok przyłazi i rok w rok dostaje. Artysta. Puszkę butaprenu kupi, połowę wywącha a na drugą kwiaty z trawnika przyklei. Dzieło sztuki. Tfu! Cyganiaki znowóż na buty biorą. Tancerze. Nazłaziło się dziadostwa za osiemset dwadzieścia cztery brutto. Na pół roku bierą, a taki Laszczyk to i dłużej nawet W zeszłym roku śniegu naznosił, kulek nalepił i w rurki, takie jak w lotto mają, wkładał. Mieszał ze sadzą i wypuszczał z drugiej strony dzieło sztuki. Ile ja się potem musiałam korytarz naczyścić! Cyganiaki to tylko na dwa miesiące, dlatego w jednym bucie każden gania. Za miesiąc przyniosą drugi. Nogi by brudasy pomyły. Albo ta sucha przy poręczy. Wiersze pisze. Łąka, las, jezioro. Jezioro, łąka, las. Las, las. Chuj po pas! Takie wiersze to i ja mogę pisać. Tyle, że mnie osiemset dwadzieścia cztery żaden urzędnik nie da. A on mówi, że na książkę? – znów spojrzała na mnie - Ho, ho, cwaniak musi być niezły! To czym będzie pisał? Łapki ma delikatne. Jeszcze se pokaleczy, odcisków narobi. A takie ręce do sztuki to widział? – I wystawiła pazury tuż przed moim nosem.
Bardzo szybko zbiegłem po schodach”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz