środa, 19 marca 2014

Peter May „Czarny dom”

„Fin myślał o tym, jak smutne jest życie tej młodzieży. Niewiele albo nic do roboty, presja społeczności, którą wciąż pętała surowa i posępna religia. Kryzys ekonomiczny, wysokie bezrobocie. Alkoholizm na porządku dziennym, współczynnik samobójstw znacznie powyżej średniej krajowej”. To fragment powieści Petera Maya pt. „Czarny dom”. Powieściowy Fin jest policjantem, który dzieciństwo i młodość spędził na wyspie Lewis. Po latach przybywa w rodzinne strony, żeby rozwiązać zagadkę brutalnego morderstwa. Dodam, że ofiara to, jak wszyscy tutaj, znajomy Fina z lat szkolnych. Zbrodnia bardzo przypomina inną, dokonaną w stolicy Szkocji, Edynburgu. Pytanie tylko, czy stoi za nią ten sam sprawca? „Czarny dom” to pierwsza część kryminalnej trylogii z Finem Macleodem – bystrym inspektorem krążącym po mrocznej wyspie między ludźmi, którzy pogodzili się ze swoim losem i zostali na Lewis. Mnie powieściowy świat Maya przypomina biedne rejony naszego kraju, takie jak chociażby popegeerowskie wsie i miasteczka Warmii i Mazur, których obraz jest uparcie zakłamywany przez bzdurne historyjki o „prowincji pełnej miodu i mleka”. Peter May to świetny rzemieślnik. Jego opis sekcji zwłok zamordowanego może skutecznie zniechęcić do spożywania posiłków przez resztę dnia. Autor w Wielkiej Brytanii ma status literackiej gwiazdy, trylogia rozeszła się w milionowym nakładzie. Dobrze to świadczy o gustach brytyjskich czytelników, którzy prócz doskonałej historii detektywistycznej otrzymują barwny, mocny obraz szkockiej prowincji. Powtórzę więc: Peter May „Czarny dom”, szczerze polecam!

1 komentarz: