Ostatnimi czasy słowo
to jest przez naszych rodzimych autorów odmieniane w każdym z możliwych przypadków.
Jakże niesłusznie wydzieliny ludzkiego ciała mają negatywny wymiar. Publikacja
nosząca tytuł „Ciemna materia. Historia gówna” ukazuje się w idealnym momencie.
Może być ona wielce pomocna przy tworzeniu kolejnych tekstów i zweryfikuje pogląd
na temat ekskrementów, którymi obrzucają się niemiłosiernie pisarze i pisarki
na łamach prasy. Florian Werner, niemiecki pisarz i dziennikarz, postanowił
przyjrzeć się łajnu, roli jaką odegrało i odgrywa w naszym życiu codziennym,
lecz również w kulturze, nauce i sztuce. Poniżej zamieszczam fragment odnoszący
się akurat do religii: „W dawnych czasach zresztą wiara w cudowną moc świętego gówna
– niezależnie od tego, czy pochodziło od samego Zbawiciela, czy też od prostych
duchownych – była szeroko rozpowszechniona. Kiedy na początku VII wieku Aed
Uaridnach, późniejszy król Irlandii, przejeżdżał przez miasto Othna Muru, jeden
z jego ludzi ostrzegł go, by nie mył rąk w przepływającej przez nie rzece.
Dlaczego? – miał zapytać Aed. Rycerz odpowiedział po chwili wahania, że nieco w
górę jej biegu na brzegu znajduje się ubikacja miejscowego księdza i woda
zanieczyszczona jest ekskrementami. Dowiedziawszy się, że święty człowiek sra
do rzeki, Aed natychmiast postanowił się w niej umyć. <<Nie tylko umyję w
niej twarz – cytuje staroirlandzki manuskrypt – wezmę ją także do ust i napiję
się (wziął trzy głębokie hausty), bo woda, do której wpadają jego odchody, jest
dla mnie jak sakrament>>. Innymi słowy: ekskrementy księdza to swego
rodzaju hostia. Widząc tak głęboką pobożność, duchowny przepowiedział Aedowi
Uaridnachowi władzę nad całą Irlandią i długie życie, a po prowizorycznej fekalnej
wieczerzy podał mu komunię”. I jak tu mówić o przysłowiowej „gównianej sprawie”,
kiedy bohater opowieści za sprawą gówna zostaje królem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz