Jakiś czas temu
Małgorzata Kalicińska, odnosząc się do nominacji do Nike, upomniała się o
optymizm w literaturze. Ten blogowy wpis poczytnej autorki literatury kobiecej wywołał
reakcję Ignacego Karpowicza, który komentując jej twórczość, nie przebierał w
słowach. „Stolarz rzekłby: »Z gówna nie da się zrobić coś«” – puentował.
Niektórzy uznali go wówczas za szowinistę. Niektórzy, czyli chociażby autorzy
manifestu „Alice Munro nie miałaby u nas szans”. Co ciekawe, motyw gówna
okazuje się całkiem nośny. Kaja Malanowska w szeroko komentowanym wpisie na
Facebooku, w którym użala się nad stanem swoich finansów, kilkakrotnie używa
tego określenia, popisując się prawdziwą finezją słowa. W minionym tygodniu o
gównie akcentowanym przez Malanowską, w „Dużym Formacie” napisał Krzysztof
Varga. W typowo felietonowej stylistyce pozwolił sobie na dość jednoznaczne
sugestie (strzelenie sobie w łeb) i także zwrócił uwagę na wyjątkowo wyszukany
sposób wypowiadania się autorki. Vargę również uznano za szowinistę. Między
innymi zrobiła to Eliza Szybowicz, stając w obronie obrażonej koleżanki z
Krytyki Politycznej. Aż wreszcie Karpowicz, nazywany szowinistą, zdecydował, że
szowinistą większym jest Varga. Nie omieszkał tego zaznaczyć w polemicznym
felietonie w dzisiejszym „Dużym Formacie”. I tak znane przysłowie: „przyganiał
kocioł garnkowi” po raz kolejny okazało się bardzo realistyczne. Szowinista
szowiniście przygania, a gówno, najistotniejsze w tej sprawie, ma się całkiem
dobrze.
jak to mówią, "gówno w światku"...
OdpowiedzUsuńczyli gówno w normie
OdpowiedzUsuń