czwartek, 20 marca 2014

Przyganiał szowinista szowiniście

Jakiś czas temu Małgorzata Kalicińska, odnosząc się do nominacji do Nike, upomniała się o optymizm w literaturze. Ten blogowy wpis poczytnej autorki literatury kobiecej wywołał reakcję Ignacego Karpowicza, który komentując jej twórczość, nie przebierał w słowach. „Stolarz rzekłby: »Z gówna nie da się zrobić coś«” – puentował. Niektórzy uznali go wówczas za szowinistę. Niektórzy, czyli chociażby autorzy manifestu „Alice Munro nie miałaby u nas szans”. Co ciekawe, motyw gówna okazuje się całkiem nośny. Kaja Malanowska w szeroko komentowanym wpisie na Facebooku, w którym użala się nad stanem swoich finansów, kilkakrotnie używa tego określenia, popisując się prawdziwą finezją słowa. W minionym tygodniu o gównie akcentowanym przez Malanowską, w „Dużym Formacie” napisał Krzysztof Varga. W typowo felietonowej stylistyce pozwolił sobie na dość jednoznaczne sugestie (strzelenie sobie w łeb) i także zwrócił uwagę na wyjątkowo wyszukany sposób wypowiadania się autorki. Vargę również uznano za szowinistę. Między innymi zrobiła to Eliza Szybowicz, stając w obronie obrażonej koleżanki z Krytyki Politycznej. Aż wreszcie Karpowicz, nazywany szowinistą, zdecydował, że szowinistą większym jest Varga. Nie omieszkał tego zaznaczyć w polemicznym felietonie w dzisiejszym „Dużym Formacie”. I tak znane przysłowie: „przyganiał kocioł garnkowi” po raz kolejny okazało się bardzo realistyczne. Szowinista szowiniście przygania, a gówno, najistotniejsze w tej sprawie, ma się całkiem dobrze. 

2 komentarze: