Nazywał się
Robert Pitcairn. Miał piętnaście lat, kiedy ze statku Swallow wypatrzył
niewielką wyspę. Był rok 1767. Dwadzieścia trzy lata później na wodach
otaczających bezludną wyspę pojawił się inny statek. Nosił on nazwę „Bounty”.
Na jego pokładzie znajdowało się dziewięciu marynarzy, którymi dowodził
Christian Fletcher. Ludziom Fletchera towarzyszyło jedenaście kobiet i sześciu
mężczyzn – Tahitańczyków zwabionych podstępnie na statek. Kiedy na tratwach
płynęli w kierunku wyspy, za sobą mieli łunę z płonącego statku. „Bounty” szedł
na dno. Znikał na zawsze. Ścigający go Brytyjczycy stracili szansę na pojmanie
zbuntowanej załogi. O „Bounty” napisano wiele książek, powstały filmy.
Najbardziej znany to chyba ten z roku 1984 z gwiazdorską obsadą (Anthony Hopkins
gra w nim rolę okrutnego kapitana Bligha, zaś Mel Gibson buntownika Christiana
Fletchera) i wspaniałą muzyką Vangelisa. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej,
jeżeli będziemy próbowali dowiedzieć się czegoś więcej o losach kolejnych
pokoleń ludzi, którzy pozostali na wyspie Pitcairn, bo taką nazwę przyjęło to
miejsce na część swojego odkrywcy. Warto od razu powiedzieć, że zadanie to
niełatwe. Wyspa pilnie strzeże swoich tajemnic. Ujawnienie ich oznacza kłopoty,
a nawet śmierć. Zadania tego podjął się Maciej Wasielewski, który dotarł na
wyspę i przez pewien czas przebywał z potomkami buntowników i uprowadzonych tahitańskich
kobiet, których wówczas spłodzono dziewiętnaścioro. Obecnie liczba mieszkańców
Pitcairn wynosi pięćdziesiąt dwie osoby. Różnica między mieszkańcami wyspy a
ludnością świata jest chociażby taka, że odsetek osób z zaburzeniami
psychicznymi wynosi tutaj trzydzieści procent przy ledwo jednym gdzie indziej.
Zaburzenia owe znajdowały ujście w podejściu mieszkańców do seksu. Wasielewski
zamieszcza w swoim reportażu opisy wydarzeń, które porażają. Pisze: „Małżeństwo organizowało podwieczorki dla
dziewczynek, pięcio-, sześcio- i siedmioletnich. Laura piekła ciasto
marchewkowe, częstowała orzechami. Stała przy zaciągniętej kotarze, kiedy Ali
rozpinał im spódniczki. Potem realizowała własną fantazję: prosiła dzieci, by
nie odwracały wzroku, jak klęka przed Alim, rozpuszcza włosy i rozpina mu
rozporek”. Problem pedofilii był przez wieki ukrywany. Kolejne pokolenia
kobiet były wykorzystywane seksualnie od dzieciństwa. Na wyspie, która jest
oddalona od najbliżej ludzkiej siedziby o osiemset kilometrów, nie posiada
lotniska, a statki docierają doń co kilka miesięcy, doszło do sytuacji nigdzie
indziej niespotykanej. Mieszkańców łączy tutaj sieć sekretnych, niezwykłych powiązań.
„Kto oddał więcej przysług, ten stoi
wyżej we wspólnotowej hierarchii. Kto zaciągał długi u wszystkich, ten nikomu
nie może odmówić”. Dlatego ktoś kto przez lata gwałci dzieci sąsiada czy
kogoś z rodziny może funkcjonować bezkarnie. „Bała się dziadka. Dziadek lubił zjeść i zapić. Potem wracał do domu
jak krab. Mówili: „Jadł mięso, zapładniał mięso”. Ona jeszcze nie wiedziała.
Miała dwanaście lat, kiedy pierwszy raz jej dotknął. Potem już nie znał
opamiętania”. Lecz w pewnej chwili ofiary nie wytrzymują, zaczynają mówić.
Pojawiają się media, sprawa robi się głośna. Społeczność dzieli się na tych
którzy podziwiają kobietę, która „dała
odwagę innym” i resztę. „Ojcowie
mówili przed sądem: „Nasze córki to dziwki, są obłąkane, gwałty to ich urojenie”.
Proces zakończył się wyrokami skazującymi dla gwałcicieli. Czy coś zmienił?
Jedna z kobiet mówi autorowi: „Ty nic nie
wiesz, nic nie rozumiesz […] Zmiany zachodzą powoli, a ludzi zmienia się po
cichu”. Na koniec zacytuję innego z bohaterów książki, który chyba
najtrafniej oddaje to, co stało się na wyspie: „Granica między dobrem a złem, wcześniej nieprzekraczalna, zostaje
przekroczona. Przeobraża się ludzka natura. Człowiek odkrywa w sobie ciemną
stronę. Zmiany zachodzą szybko. Niespodziewanie szybko. Zapominasz, że na innej
ziemi kłaniałeś się kobietom. Obserwujesz nową rzeczywistość w zadziwieniu, w
bierności. Przechodzisz w stan porównywalny z depresją. Wydaje ci się, że
jesteś bezradny, że możesz to jedynie zaakceptować. […] Tracisz poprzednią
tożsamość. Nie oceniaj mnie. Człowiek chce się przede wszystkim przystosować.
Ochronić. Nie myśli o kosztach. To pokazuje, jak względne jest to, co nazywamy
ucywilizowaniem, i jak łatwo możemy stracić człowieczeństwo”. Lektura
obowiązkowa!
P.S. Osobliwa
jest postawa Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, który funkcjonował na wyspie,
kiedy działy się te wydarzenia. W roku 2012 pastor kierujący tamtejszą
wspólnotą opuścił Pitcairn.
Dawno żadna książka mnie tak nie wciągnęła, a jednocześnie nie pozostawiła tak wiele śladów w głowie. Człowiek to najokrutniejsza istota na Ziemi.
OdpowiedzUsuńhttp://pudelka-zapalek.blogspot.com/2015/03/jutro-przypynie-krolowa.html