czwartek, 9 sierpnia 2012

Podstrocznik

W lutym 1997 roku wówczas trzydziestoletni reżyser Oleg Dorman zjawia się z kamerą w moskiewskim mieszkaniu siedemdziesięciosiedmioletniej Lilianny Łunginy. Ta kobieta to jedna z najbardziej rozpoznawanych rosyjskich tłumaczek. To ona przybliżyła czytelnikom twórczość Andersena, Simenona, Viana, Strindberga, Colette, Ibsena i wielu innych. Dorman rozstawia się ze swoją niewielką ekipą, uruchamia kamerę skierowaną na gospodynię. Łungina zaczyna swoją opowieść. Potrafi opowiadać jak mało kto. Ma niezwykłą pamięć, lata pracy nad przekładami sprawiają, że dobiera słowa z niezwykłą precyzją, kunsztownie ale i też bez zbędnych ozdobników. Historia jej życia jest niezwykła. Nierozerwalnie łączy się z losami Rosjan w dwudziestym wieku. Kilka lat wcześniej losy Łunginy spisała francuska pisarka Claude-Catherine Kiejman. Publikacja we Francji została uznana za najlepszą książkę roku w dziedzinie literatury faktu. Ale Łungina ma świadomość, że opowiadając o swoim życiu zachodniemu czytelnikowi, musiała dokonywać pewnych uproszczeń, skrótów. Film Dormana z założenia adresowany jest głownie do rosyjskiego widza. Przez kolejne dni Łungina zasiada przed kamerą i wygłasza zachwycający monolog. Nie potrzebuje notatek, powtórek, podpowiedzi. Cytuje fragmenty poezji, plastycznie opisuje miejsca, ludzi, wydarzenia. W rezultacie powstaje piętnaście półgodzinnych odcinków. Rok później bohaterka filmu umiera nie doczekawszy się premiery. Ta ma miejsce dopiero po dwunastu latach! Kanał „Kultura” decyduje się zaprezentować film. Dokument robi na widzach niezwykłe wrażenie. Mówi o nim cała Moskwa. Następuje ponowna emisja. Dorman pokazuje go na festiwalu Stalker i otrzymuje nagrodę rosyjskich krytyków, potem kolejną. Wtedy to postanawia spisać materiał ze ścieżki dźwiękowej filmu i wydać go w postaci książki. Tak to na półki księgarskie trafia „Podstrocznik” czyli „Słowo w słowo”. Genialna „ustna książka”, która stała się w Rosji wielkim wydarzeniem literackim. Życie Łunginy było niezwykłe. Urodziła się w mnisiej celi smoleńskiego monastyru w roku 1920. Po pogodnym i dostatnim dzieciństwie spędzonych na zachodzie Europy w roku 1934, jako trzynastoletnia dziewczynka wraca do ZSRR. Przeżywa szok. „Stałam w swoim niebieskim płaszczu ze srebrnymi czy złotymi guzikami i karakułowym kołnierzem, a przede mną czerń i łachmany. Poczułam strach i wyobcowanie… Bardzo się bałam”. Jej ojciec od czterech lat mieszka w ośmiometrowym pokoju wraz z bratem, jego żoną i synem. Śpi na biurku. Przed przyjazdem żony i córki otrzymuje mieszkanie, do którego brak schodów. Panuje głód, ludzkie strzępy krwawo walczą nocami o miejsce przy żeliwnych kotłach, w których za dnia topi się smołę. Po moskiewskich domach chodzą uciekinierzy z kołchozów, głównie kobiety błagające o jałmużnę. Bywa, że pod waciakami są nagie. Władza ludu niszczy przedrewolucyjne elity: „Na poddaszu pośród innych dzieci mieszkał chłopiec, na którego od razu zwróciłam uwagę. Nazywał się Jura Szachowskoj i był synem księcia Szachowskiego, którego rozstrzelano, zanim Jura się urodził – mama Jury, baronessa von Timorot, dama dworu imperatorowej, była wtedy w czwartym miesiącu ciąży. Kiedy się poznałyśmy, ona pracowała jako salowa i myła podłogi w Instytucie Tropikalnym”. W ich domu każdego dnia gasną dziesiątki okien. Ludzie znikają. Trwa niekończąca się fala aresztowań. Dozorca kamienicy postradał ze strachu zmysły. Ojciec ciężko choruje, wkrótce umiera. Wszystkich jego współpracowników już aresztowano. Również Łungina trafia na przesłuchanie. „Chciałabym przekazać młodym… uczucie strachu – trudne do wyobrażenia, jeśli się go nie doświadczyło. To coś co nigdy cię nie opuści, jeśli choć raz je przeżyłeś”. Mimo tego strachu młodziutka Liliana stara się „normalnie” żyć. Trafia do eksperymentalno - wzorcowej szkoły, gdzie uczą ją nauczyciele akademiccy. Rozpoczyna studia. Zawiązuje przyjaźnie na całe życie. Tak mówi o tym czasie: „…kiedy spotyka nas jakieś niepowodzenie, kiedy coś idzie nie tak, jak zaplanowaliśmy i pragnęliśmy, nie należy od razu myśleć, że to wyrok. Nie, nigdy nie wiesz, w co się zło obróci.” Nie będę opisywał dalszych losów Lilianny Łunginy, chociaż są niezwykłe i poruszające. Tłumaczka należała do elity intelektualnej swoich czasów. Obracała się wśród sław kultury i nauki. Była świadkiem historii, sama ją tworzyła. Warto zanurzyć się w tej wspaniałej, miejscami wstrząsającej opowieści. Namawiam gorąco! Lektura konieczna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz