Już dwa razy pisałem o dramatycznych wydarzeniach w podolsztyńskiej wsi Pacółtowo. Pierwszy raz, gdy bombę z czasów II wojny miejscowym strażakom podwędzono. Drugi, kiedy niewybuch ktoś podrzucił (nie mylić z krótkotrwałym lotem organów ludzkich ku słońcu po jeszcze gwałtowniejszym kontakcie z uruchomionym detonatorem bomby). Oto nastąpiła dramatu część trzecia, która zdaje się być ostatnią. Policja pochwyciła sprawcę! Osobiście obstawiałem, że będzie nim starzec pragnący wrócić wspomnieniami do czasów młodości. Byłem w błędzie, gdyż złodziejem pocisku okazał się… 15-letni chłopak, który „chciał go mieć tylko dla siebie”, jak podaje lokalna gazeta. Teraz na młodzieńca pałającego miłością do militariów czeka surowy Sąd Rodzinny i Nieletnich. Zastanawiające są komentarze internautów. Od ekspresyjnych w stylu: „Zwykle zachowuję kulturę, ale teraz muszę… Ja pierdolę”. Przez postulat kategorycznego ukarania wszystkich mieszkańców wioski: „W normalnym kraju już by strażacy, policjant, dzielnicowy, komendant, ten co ukradł, WSZYSCY by siedzieli w sądzie i mieli wyroki”, dopatrywanie się spisku: „Zatuszują całą sprawę”. Po kombatanckie wspomnienia: „Pamiętam z dzieciństwa ogromny huk”. Znalazł się również głos, który poddaje w wątpliwość zdolności śledcze miejscowej policji: „Musiał łazić po wsi i się chwalić, że zajebał, bo nie wierzę, że by doszli czyja to sprawka”. No właśnie, jeżeli ostatnia z podanych wersji jest prawdziwa, to moje uznanie dla człowieka o stalowych nerwach, którego w sprawcy widziałem, gwałtownie spadło. Gadulstwo w literaturze słabo się sprawdza. Zaś cała ta historia, z błyskotliwymi policjantami, genialnym złodziejem, zwrotami akcji i efektownym finałem jak w rasowym kryminale, w rodzimych realiach poniosła klapę. Zamiast huku bomby zasyczał kapiszon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz