Sobota, a ja z odkurzaczem przemieszczam się po mieszkaniu. W przerwie sięgam po niepozorną książeczkę autorstwa Sylwii Chutnik pt. „Mama ma zawsze rację”. Oto co modna warszawska autorka wypisuje: „Się sprząta jak się siedzi w domu i się wychowuje dzieci, ogarnia logistykę i jeszcze uśmiecha przy tym, że przecież to nic. To taki nasz chromosom: „S” jak sprzątanie. Tylko kobiety go mają, bo tak zostały urodzone i wychowane. Dostały ten chromosom w prezencie przy urodzeniu. Był związany w różową kokardę i należało go bezwarunkowo polubić. Miał swoje uzasadnienie w przedszkolu i dlatego łatwo było go również zaakceptować i zrozumieć. Pomagała w tym mała Ala z elementarza, która odkurzała półki ścierką. W tym czasie jej brat szykował się do wyprawy w kosmos. Chcę polecieć jak najdalej, mówił przy śniadaniu, i z góry spojrzeć na naszą planetę. A tata z mamą kiwali głowami z aprobatą, bo tak ten świat ułożony – chłopcy do eksploatacji wszechświata, dziewczęta do prasowania”. Poruszony tymi głębokimi przemyśleniami wracam do odkurzacza. Potem pójdę na zakupy. I pomyśleć, że Sylwia Chutnik debiutowała w 22 numerze „Portretu” całkiem udanym opowiadaniem pt. „Bazarówy”, które sam wybierałem. Potem znalazło się ono w „Kieszonkowym atlasie kobiet”, za który otrzymała Paszport Polityki. Dosyć tych rozmyślań. Odzywa się mój chromosom: „G” jak gary.
nie ma sie czym chwalić.od garów jest baba.
OdpowiedzUsuń