niedziela, 24 czerwca 2012

Tak się składa

W filmie pt. „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” (1978 r.) Stanisława Barei, konferansjer (świetny Tadeusz Somogi) pyta starszą kobietę usadowioną przed kartonowymi makietami postaci ludzkich o to, kogo najchętniej zobaczyłaby na scenie. Rzecz ma miejsce podczas makabrycznego teleturnieju chirurgów polegającego na jak najszybszym przeprowadzeniu operacji pacjenta. W przerwie między turniejowymi zmaganiami odbywają się występy artystyczne. Starsza pani wyciąga karteczkę i niezdarnie sylabizuje zapisane na niej nazwisko ulubionego piosenkarza, którego występ chciałaby zobaczyć. „Tak się składa, że pan Koracz jest tu z nami!” – mówi wesoły, acz profesjonalny konferansjer. W następnej chwili na prowizoryczną scenę wyskakuje ów artysta (Ryszard Pracz) z mikrofonem i zaczyna swój występ.
Po wczorajszym meczu Hiszpanii z Francją (2:0), sam nie wiedząc czym powodowany, zatrzymałem się dłużej przy 1 programie TVP. Państwowa telewizja publiczna prezentowała premierowy program plenerowy o wdzięcznym tytule „Wianki nad Wisłą”. Był to ciąg występów śpiewaczych przeplatany dowcipnymi komentarzami prowadzącej urodziwej pary. Ich wyuczone na pamięć błyskotliwe myśli z kolei przerywały esemesowe konkursy, w których można było zdobyć cenne nagrody. W znacznej większości młodociana publiczność mogła się dowiedzieć np. jaka jest idea puszczania wianków po ciemnej toni Wisły, ale i też ogłosić światu swą miłość. Wydarzenie medialne wszak miało miejsce w Noc Świętojańską. W pewnej chwili konferansjer, niczym Tadeusz Somogi przed trzydziestu laty, ruszył z mikrofonem w falujący, rozgrzany tłum. – Jakie jest twoje największe marzenie? – zapytał blond-nastolatkę. Zarumieniona wyznała, że oto jej wszystkie marzenia za sprawą kolorowego koncertu zostały w całości, dożywotnio spełnione. Ale konferansjerowi, a raczej reżyserowi przedsięwzięcia było mało. Posłał z mikrofonem błyskotliwego wodzireja w kierunku młodego mężczyzny, który błyskawicznie dopłynął do barier oddzielających tłum od artystów.
- Edytę Górniak chciałbym zobaczyć! – kategorycznie zażądał uczestnik koncertu – to moim marzeniem jest!
Wstrzymałem oddech. Czułem, że już gdzieś to widziałem. Oto scena odegrana przed laty powraca w nowym kostiumie i dekoracjach. Stałem się czujny. Czyżbym miał rację? W następnej sekundzie triumfowałem.
- Tak się składa, że Edyta Górniak za chwilę pojawi się na naszej scenie! – usłyszałem po chwili z ust urokliwego prowadzącego. Dalszej części już nie oglądałem, pomimo późnych godzin nocnych ruszyłem po płytę z oryginałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz