Publiczna telewizja walczy o przetrwanie. Najwyraźniej nie chce robić tego kosztem swoich już historycznych produkcji, a do takich należy Teatr Telewizji. Nie ma forsy na premiery, w zamian za to są powtórki. Wczorajszego wieczoru spektakl pt. „Ballada o zabójcach” walczył o widza na przykład z koncertem z okazji diamentowego jubileuszu królowej Elżbiety II (BBC Entertainment), „Bitwą Warszawską” (HBO), „The Simpsons” (Fox), „John Rambo” (Polsat) i horrorem sf pt. „Potwór” (TV4). Szansę zatem od początku miał marne. Warto wiedzieć, że scenarzystą i reżyserem „Ballady o zabójcach” (2000 r.) jest Waldemar Krzystek. Ten sam, który wyreżyserował rok później słynną już „Balladę o Zakaczawiu” – opowieść o okrytej złą sławą dzielnicy Legnicy. O czym jest „Ballada o zabójcach”? W wielkim skrócie: Trzej mężczyźni poprzebierani w garnitury z domu przedpogrzebowego przemieszczają się po prowincji nomen omen trupem samochodu Polonez. Już w pierwszej scenie gubią pistolet. Leon (Rafał Mohr), Roman (Zbigniew Zamachowski) i Szef (Marian Opania) okazują się być płatnymi zabójcami, którzy otrzymują zlecenie odstrzelenia mechanika samochodowego Freda (Dariusz Toczek). Fred podpadł rodzicom Zosi (Magdalena Zając) ponieważ się w niej zakochał zresztą z wzajemnością. Młodzi uciekają do domu wuja Freda (Henryk Niebudek). Drogi morderców i zakochanych wielokrotnie się przecinają. W międzyczasie dobroduszny Fred naprawia im auto, podarowuje olej, częstuje jabłkiem i zupą grzybową oraz opowieścią o pewnym znalezionym pękatym portfelu, który odmienił jego los. Nie żeby przywłaszczył jego zawartość. Wręcz przeciwnie, oddał go właścicielowi i miast nagrody spotkała go niesłuszna kara. Trafił na pół roku za kraty. I z czego tu się cieszyć, chciałoby się powiedzieć? Otóż Fred po wyjściu z więzienia znalazł pracę, poznał Zosię i znalazł swe szczęście, którym nieustannie zaraża innych. Nawet naszych morderców, którzy jeden po drugim odstępują od planu mordu. Taka jest ta sztuka. Ciepła, pogodna, ironiczna i inteligentna. Jak zabić uczciwego człowieka?, zastanawiają się zabójcy i kładą do snu. Rzecz w tym, iż Waldemar Krzystek swoim poczuciem humoru rozsadza tę ponurą scenę i upycha wszystkich trzech w wąskim łóżku. – „Te, przełaź na waleta!” – rozkazuje Szef - Opania młodemu Leonowi - Mohrowi, a ten układa się w nogach wersalki przy stopach Romana - Zamachowskiego. Czy w takiej balladzie komuś może stać się krzywda? Czy młodzi dotrą na swój ślub wioząc na tylnych siedzeniach morderców? Pewnie można tę sztukę zobaczyć na DVD. Gorąco polecam na, póki co, chłodne wieczory!
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń