Wczorajszej nocy w opolskim amfiteatrze w ramach cyklicznego festiwalu piosenki wręczono nagrody popularnym grupom śpiewaczym, ale i też pojedynczym artystom. Najbardziej zmartwiła mnie nagroda, a właściwie dwie, dla Sylwii Grzeszczak, którą telewidzowie uznali SuperArtystką, a jej płytę SuperAlbumem. Nie żebym coś miał do młodej poznanianki. Wręcz przeciwnie, jej występ był miły dla moich uszu i oczu, a sama piosenkarka skromna i sympatyczna. Powodem mojej rozpaczy jest fakt, że ja… Pierwszy raz słyszałem o Sylwii Grzeszczak. W mojej młodości każdy, kto nie znał tytułów i nazw nawet średnio popularnych bandów, budził moją pogardę i złośliwe komentarze. W większości odnosiło się to do ludzi starszych. I oto starość niepostrzeżenie dopadła też mnie. Rozpoczął się powolny proces odchodzenia z tego świata, który niczym teść powieściowego Seweryna Vorbla od dzisiaj z przerażeniem będę obserwował. Przez chwilę pomyślałem, że się nie dam zgredzeniu i nadgonię muzyczne zaległości, ale przecież zaraz kolejne Sopoty, Openery i jak nic coś przegapię. Mleko się rozlało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz