„Podczas spotkań autorskich pada nieraz pytanie o okoliczności towarzyszące pisaniu; najczęściej stawiają je młodzi, aspirujący do czernienia kartki. Wiadomo bowiem, że każdy uprawiający tę wstydliwą czynność wytwarza wokół niej własną magię i szlifuje własne zabobony. Musi być jakieś źródło zewnętrzne, substancja, która prowadzi negocjacje między ciałem pisarza (mdłym niekiedy i ospałym) a dajmonionem czekającym w kącie. Trzeba dajmoniona jakoś pobudzić, ściągnąć ku sobie. (…) Mogę powiedzieć, dlaczego dajmonion lubi czekoladę, ciemną czekoladę. Bo ona jest nieco na obraz literatury. Nie da się czytać tekstu, którego koncentracja zbliża się do 100%. To jest too much, nawet tekst najbardziej genialny nie wytrzyma takiej porcji czystości i gęstości. Trzeba rozrzedzać – pisząc i jedząc. Tak do 80%, do 75%. Trzeba wpuszczać, droga aspirująca młodzieży, 20% czegoś innego. Tak jest lepiej. Bo wtedy istnieje niewielka szansa, że ktoś to przeczyta”. – Marek Bieńczyk („Papermint” 10/2012)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz