Kwartalnik "Szafa" (44/2012) zamieszcza rozmowę ze mną. Marcin Włodarski pyta:
- „Drzewo morwowe” to kryminał, właściwie pierwsza część. Szykujesz już kolejną pozycję z losami Pawła Werensa. Dlaczego kryminał? Czy to efekt zwiększającej się popularności tego gatunku?
Ja zaś odpowiadam:
- Po „Teorii ruchów Vorbla” stanąłem pod ścianą. To książka zwariowana. Ludzie w niej są cząsteczkami, które zderzają się ze sobą, odbijają, wykonują kalekie ruchy. Energia, która w wyniku tego powstaje, jest znikoma. Rozrzuciłem ich po świecie i zmusiłem, żeby pewnego dnia, wbrew własnej woli, wyruszyli na spotkanie. Zastanawiałem się, co mają sobie do powiedzenia. I wyszło, że zupełnie nic. To mnie przygnębiło. Czytałem przed chwilą wywiad z Agatą Tuszyńską, która mówi, że: „przeżywanie po raz kolejny tragicznego losu opisywanej postaci, przymierzanie go w nieskończonych odsłonach, bywa rujnujące psychicznie”. Tak też i się porobiło ze mną. Zapragnąłem czegoś zupełnie innego. Postanowiłem się ratować. W tym czasie moja żona pisała książkę o kryminałach. W naszym mieszkaniu pojawiły się setki takich pozycji. Kilka z nich mi poleciła. To było niesamowite uczucie. Jakbym cofnął się do lat młodzieńczych, kiedy zaczytywałem się w książkach Forsythe’a, Chandlera i innych autorów tego gatunku. Wtedy postanowiłem stworzyć taką fabułę. Od razu wiedziałem, że będzie kilka części. Zresztą są już napisane trzy. W tych kolejnych książkach odkrywam mroczne sekrety, i tu być może zaskoczę czytelników, zarówno rodziny głównego bohatera Werensa, jak i jego przeciwnika. Nie zgadzam się zaś co do tezy, że kryminały mają teraz lepszy czas. One miały go od dawna, ale były to pozycje autorów zagranicznych. Być może wydawcy wreszcie postawili na naszych, chociaż mam inne doświadczenia w tym temacie”. Całość wywiadu tutaj: http://szafa.prezentacje.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz