Literatura non fiction ma się w Polsce coraz lepiej. Dość powiedzieć, że 1/5 tegorocznych nominacji do Nike to reportaże. Tylko czy te zachwyty są w pełni uzasadnione? Ciekawe obserwacje na ten temat można znaleźć na kartach książki pt. „Krasnojarsk zero” napisanej przez samych reportażystów. Bartosz Jastrzębski i Jędrzej Morawiecki piszą o swoich kolegach po fachu: „Wracamy. Jedziemy do Krasnojarska, a ksiądz zaczyna mówić o znanym dziennikarzu. O korespondencie, który wpadł na wieś, przeleciał między budynkami, wbił się kaliną Szyjki w błota, zanurzył po oś, wysiadł, trzasnął zdjęcia uwalonych ziemią ludzi przy wykopkach i napisał, że na Syberii myć się trudno, że na wsi się nie myją, bo nie ma czym. I tak dalej, i tak dalej…- Jak tu wróci, to mu ludzie zęby wybiją – mówi smutno ksiądz. (…) Komercjalizacja fachu, lekkomyślność i niechlujność, lenistwo w weryfikowaniu źródeł, wyolbrzymianie i podbarwianie postaci (oni przecież i tak tego nie przeczytają, nie obronią się), zręczne podkręcanie fabuły, dotyczy bowiem wszystkich, nie tylko reporterów, wciągniętych w kołowrót „wydarzeniówki”. Dotyka to również dziennikarzy wielkoformatowych, dotyczy reportażystów, pisarzy. Świat zaczarowany jest piękniejszy. Literatura pokochała bajarzy, gawędziarzy, co bardziej zręcznych mitomanów, byle tylko mówili ładnie, byle dali nam realność inną niż nasza, rzeczywistość dziwną, ekscytującą, ale prostą, wywołującą emocje oczekiwane, przewidywalne, acz ciągle świeże”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz