Pozostając przy tematyce wojennej, piszę o „Przewodniku po powstańczej Warszawie” autorstwa Jerzego S. Majewskiego i Tomasza Urzykowskiego. „Nasz przewodnik nie ma ambicji kompendium wiedzy o Powstaniu Warszawskim. Nie jest też próbą zapisania jego przebiegu. Nie rozstrzygamy sporu historyków o sens Powstania, chociaż na podstawie lektury przewodnika łatwo ocenić koszty, jakie przyszło ponieść warszawiakom i kulturze polskiej za decyzję o jego wybuchu”, mówią twórcy książki. Pozycję bogato ilustrowaną zdjęciami sprzed wojny, z czasów okupacji, Powstania i współczesnymi (także kolorowymi, barwionymi) wydał Świat Książki. Autorzy ułożyli ją według dzielnic miasta, w których toczyły się walki. Są portrety uczestników tych tragicznych zdarzeń, mapy, fotografie broni używanej przez obie strony konfliktu. Można śmiało z nim chodzić po Warszawie i odnajdywać miejsca, w których mieszały się i często miały kres ludzkie losy. Obok polskich nazw ulic autorzy umieścili nazwy niemieckie z czasów okupacji. Do tego ciekawe opisy i wspomnienia powstańców, którzy odchodzą z tego świata. Niewielki fragment: „Chociaż świątynia była dwukrotnie ostrzeliwana przez Niemców, jej potężne mury stały niewzruszone. To spowodowało, że setki cywilów szukały tu schronienia, a w dolnym kościele działał powstańczy szpital polowy. 11 września nadleciały niemieckie samoloty. Na świątynię spadło dziewięć bomb burzących. Pod gruzami zginęli powstańcy i cywile.
- Ale zdarzył się też cud – mówi Alicja Daniecka, której mama przebywała tego dnia w kościele. Schroniła się tu z trzyletnim synem i sześcioletnim kuzynem. Dzieci płakały, mogli je usłyszeć Niemcy. Ukryci w świątyni ludzie kazali więc całej trójce wyjść.
- W momencie, gdy mama z chłopcami stanęła na ulicy, kościół został zbombardowany. Tylko oni przeżyli”.
Osobiście, nie nazwałbym tego "cudem" lecz dowodem na to, że masa ludzka w sytuacji granicznej, krytycznej dla ratowania siebie pozbywa się najsłabszych elementów w grupie. W tym przypadku bezbronnej kobiety i dzieci. Ale to już zupełnie inny temat.
Osobiście, nie nazwałbym tego "cudem" lecz dowodem na to, że masa ludzka w sytuacji granicznej, krytycznej dla ratowania siebie pozbywa się najsłabszych elementów w grupie. W tym przypadku bezbronnej kobiety i dzieci. Ale to już zupełnie inny temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz