środa, 11 lipca 2012

Wakacje z kryminałem

Tylko jakim?, warto zapytać. „Gazeta Wyborcza” w artykule Ryszarda Kozika pt. „Osiem gorących kryminałów na gorące, wakacyjne dni” http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114528,12056652,Osiem_goracych_kryminalow_na_gorace__wakacyjne_dni.html zamieszcza ową listę najciekawszych jego zdaniem pozycji w tymże gatunku. Nie będę wymieniał autorów i tytułów. Dość powiedzieć, że na tej liście nie znajdziecie ani jednej polskiej książki. Wynika z tego, że krajowi autorzy zdaniem Kozika nic dobrego nie są w stanie wyprodukować. Diagnoza, trzeba przyznać, okrutna. Czy inaczej wygląda to w konkurencyjnej „Rzeczpospolitej”? Proszę bardzo. Piotr Gociek w tekście zatytułowanym „Wakacje z kryminałem” http://www.rp.pl/artykul/895805.html?p=3 publikuje swoją listę pozycji koniecznych. Na dziesięć książek znalazła się tylko jedna napisana przez polskiego pisarza!
Mówiąc wprost. Między bajki należy włożyć rzekomą troskę opiniotwórczych dzienników o stan naszej literatury. „Gazeta Wyborcza” ogranicza się do zamieszczenia zdjęcia autora kryminału – niekryminału Witkowskiego w koszu na zakupy, który informuje o tym, że pisze książkę na… listopad 2013 r.! Gratuluję Michałowi świetnej promocji, ale jak to się ma do przedstawiania stanu naszego rodzimego kryminału? Apele o polskiego Chandlera, Larssona trącą fałszem i obłudą. Nie jest żadną tajemnicą, że sprzedają się książki medialnie nagłośnione. Czytelnicy wezmą to, co im się poleca. Wydawcy z kolei wolą kupić byle co ze Skandynawii, bo na fali mody i tak to się sprzeda, niż wyłożyć pieniądze na polskiego debiutanta. Księgarnie zawalone są książkami uczestników kursów pisarskich spod Sztokholmu czy Oslo. Przeglądając co niektóre pozycje ma się wrażenie, że w wydawnictwach czytali je jedynie tłumacz i korektor. Nasi recenzenci po rodzime tytuły sięgają niechętnie, by nie powiedzieć w ostateczności. Podobnie jest i z ocenami. Łatwość określania kogoś piętnastą królową czy dwudziestym królem gatunku jest zadziwiająca. Ale i bezpieczna, jak to zwykle przy powielaniu opinii bywa.
Ktoś powie, że tak jest wszędzie. Otóż nie. Można świadomie i konsekwentnie promować rodzimą twórczość. Poniżej zamieszczam fragment artykułu Ernsta Fischera, który opisuje rynek książki w Niemczech. Zamieszczono go na stronie Instytutu Goethego. http://www.goethe.de/ins/pl/lp/kul/dup/lit/mar/deu/pl8326705.htm Dane pochodzą z października zeszłego roku i jest mało prawdopodobne, aby drastycznie uległy zmianie do lipca 2012 r. Profesor Fischer pisze: „Po ograniczeniu produkcji książek w latach 2008 i 2009, w roku 2010 ukazało się 95.838 tytułów (z czego 84.351 to pierwsze wydania), co stanowi rekordową ilość wydanych pozycji. W tej liczbie największy udział ma beletrystyka, 17,2 procent (z czego 12,5 procent to literatura niemiecka), która odpowiada za jedną trzecią obrotów branży. Wyraźny wzrost odnotowują także wydawnictwa dla dzieci i młodzieży, których udział w ogólnej produkcji książek wynosi 9,6 procenta”.
Zdaje się, że za naszą zachodnią granicą rankingi wakacyjnych tytułów polecanych na lato przez gazety wyglądają zupełnie inaczej. Czegoś ta jedna trzecia jest pochodną. I raczej wcale nie chodzi tu o opatrznie pojmowany patriotyzm, a o autentyczne docenianie i promowanie rodzimych twórców.

10 komentarzy:

  1. pisanie kryminału jest być może świetną zabawą. spróbowałem tak do szuflady. też o dziennikarzu, hehehehe. ale czytanie kryminału to dla mnie od zawsze droga przez mękę. Jedynie Columbo mnie przykuwa do siedzenia, ale to film...

    Może Polacy wolą zagranicznych? Nie jeden raz słyszałem utyskiwania na polskie kino, książki. Jakoś się to od komuny wlecze, że polskie oznacza wtórne. A czy to prawda? W Polsce wszystko możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prócz Skłodowskiej i Wałęsy wszystkie pozostałe Nagrody Nobla otrzymali tylko pisarze. Zdaje się, że jedyne co światu możemy zaproponować na najwyższym poziomie to sztuka słowa. Nie istnieje coś takiego jak naród posiadający słabszych pisarzy. Herta Muller pochodzi z Rumunii. Czy literatura rumuńska jest gorszą od innych? Wracając do kryminałow. 3/4 skandynawskich autorów mogłoby nosić pióro za Wrońskim czy Miłoszewskim. Jeżeli nie będziemu w sposób świadomy i konsekwentny promować naszych twórców w kraju to możemy zapomnieć o tym, że będą oni doceniani zagranicą. Tak to działa. Na świecie szanuje się ludzi świadomych swojej wartości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie że tak. Szkoda, że pisarzowi sukces przynieść może tylko czytelnik a tego zjawiska w Polsce brakuje. Polacy nie mają czasu na czytanie, muszą zapierdalać wiele godzin w robocie, by pasożyt w telewizji mógł prowadzić debilne wywiady ciągle o tym samym albo promować Panamę, bo tam płaci się niskie podatki. Polak ma parcie na sukces finansowy a tego czytanie mu nie da - tak przynajmniej zakłada. Książka potrzebuje czytelnika mającego czas i spokój, o takiego u nas trudno. Wiele lat po wojnie książki wychodziły w setkach tysięcy egzemplarzy, Polacy rzygali oswojoną literaturą. Teraz się mszczą i nie kupują, wolą mięso i sprzęt AGD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uporządkujmy tę wymianę uwag. Napisałem, że w Polsce robi się wiele aby odciągnąc czytelnika od rodzimej literatury. Chociażby w ten sposób, że się świadomie bądź nie o niej milczy. Polska literatura staje się na świecie literaturą marginalną. Pora to sobie uświadomić i podjąć realne działania mogące to zmienić. Jedna Szymborska nie zmienia tego faktu. Czy Polacy nie czytają? Hmm, wydawnictwo "Czarna Owca" na swojej stronie chwali się milionowym egzemparzem "Millenium", który właśnie sprzedało. Piszesz, że "Polacy się mszczą". Którzy? Urodzeni po roku dziewięćdziesiątym? A jakież to powody do zemsty oni mają? W roku 1989 szczycono się liczbą niespełna 50 tysięcy studentów pierwszego roku. Dzisiaj na prowincjonalnym Uniersytecie Warmińsko - Mazurskim na pierwszy rok przyjmowanych jest 18 tysięcy ludzi. Z tego co mi wiadomo czas studiów jest tym okresem kiedy człowiek powienien mieć zwiększoną intensywność wchłaniania książek. Na to dostaje stypendia i zapomogi kiedy ma trudniejszą niż jego równieśnicy sytuację finansową.Tyle, że normą jest studiowanie dwu a nawet trzech kierunków. Olsztyński rekordzista znalazł lukę w prawie i pobierał pieniądze za ...14 kierunków! Może warto powrócić do jednego kierunku, kiedy to młody człowiek rzeczywiście zajmuje się w sposób sensowny nauką, ma czas na czytanie, oglądanie itd. Nie wmawiać mu, że po trzech kierunkach świat czeka na niego z otwartymi ramionami. Może warto wrócić do owych 50 tysięcy studentów niż tworzyć fikcję nauki? Tyle, że wtedy częśc pracowników szkół wyższych pójdzie na bruk a tego nikt nie chce. Ale tu już wchodzimy na zupelnie inne obszary. Czytanie powinno być nawykiem kulturowym zaszczepianym od dziecka. Czytanie polskich ksiązek w szczególności. Na Zachodzie pisarz jest chroniony całym systemem prawnym. U nas stypendium Ministra Kultury wynosi 400 dolarów minus podatek 21 procent. Na całą Polskę może je otrzymać kilka osób rocznie. Zarzynamy naszą kulturę i tyle. Nic dobrego z tego nie wyniknie.

      Usuń
  4. Dobrze napisałeś o edukacji. Teraz jet ona jak parówa - liczy się ilość nie jakość.
    Plus to, że Polacy nie mają spokoju. I jeszcze ważne - nie maja szacunku do siebie i swoich wytworów, swoich pisarzy, artystów.
    Od niedawna dopiero zauważam, że na wsiach i małych miastach "komisarze" wyrębu kultury decydują się pokazać podczas festynów swoich ludycznych twórców, nie tylko tych "ze świata".
    Myślę, że socjolog wiedziałby o tym więcej, ale jeszcze 13 lat temu, kiedy uczyłem się pedagogiki społecznej z badań wynikało, że młodzi ludzie nie znają i nie ufają temu co polskie. Nie wierzą w to co nasze. Dotyczyło to i piłki nożnej, Gołoty, motoryzacji (jakiej?), literatury. A wszystko bierze się z niewiedzy.
    Brak edukacji.
    Młodzież uczy się nieufności do tego co nasze od dziadków i rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  5. A propos Michała Witkowskiego - już zapowiada kryminał z akcją we Wrocławiu i sobą w roli detektywa :). Wyborcza będzie miała co promować i do koszyków wrzucać. Zawsze dziwiło mnie, że przy przy swoich możliwościach Agora nigdy nie zdecydowała się, zamiast klasyki z Polski i ze świata, wydać serii polskich debiutów literackich albo książek drugich. Utrwalanie bezpiecznych kanonów lepsze od szukania nowych dróg, nowych pomysłów na literaturę? A co do kryminałów - drażnie mnie, że wszystko, co idzie do nas od północy lepsze jest teraz od tego co tu. Schematy Marklund i Lackberg stają się wyznacznikiem tego, co w kryminałach najlepsze. I, że co i rusz to rozbłyska nowa skandynawska gwiazda – a jak Polak / Polka, to co najwyżej meteor. Kryminału retro oczywiście. Pozdrawiam serdecznie! Robert Wieczorek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał Witkowski jest ostatnią osobą w tym łańcuchu problemów naszej literatury, której bym się czepiał. Ten pisarz znalazł na siebie pomysł. Konsekwentnie go realizuje. Brawo za kreatywność. Fotografuje się w koszu na zakupy. Patrzcie, mówi, jestem towarem. Bierzcie mnie! To inteligentny człowiek. Kto ma ochotę na jego literaturę niechaj ją czyta. Problemem jest asekuranctwo środowisk, bezmyślne naśladownictwo cudzych opinii. Głownie jednak kompleksy.

      Usuń
  6. Panie Tomaszu - absolutnie nic nie mam przeciw Michałowi Witkowskiemu! Też jestem pod wrażeniem jego sposobu na siebie, na swoje pisanie. Jesli już - to mam coś przeciw nazwaniu "Drwala" kryminałem. I obawiam się, że kolejna książka choć jako kryminał zapowiadana kryminałem też nie będzie. Lecz utworem - z zachowaniem wszelkich proporcji i podziwiając język - "Chmielewskopodobnym". "JoannoChmielewsko". Kompleksy? Jasne że tak. Ale skoro aktor jest dumny, że jego rolę wycięli podczas montażu w Hollywood, bo mimo wszystko zamienił 3 zdania z Alem Pacino, to czemu się dziwić? Wszyscy i tak klaszczą. Niestety. Pozdrawiam serdecznie! Robert Wieczorek

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja uważam, że problemem jest to, że w wielu wydawnictwach siedzą ludzie, których niestety ogranicza ich własny świat. I choćby ktoś stworzył nie wiem jak piękną i barwną powieść, to może mu się nie udać jej wydanie. Takie to już są te nasze realia:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma pan rację. W dużych wydawnictwach często pierwszymi czytelnikami nadesłanego maszynopisu są studenci bądź ludzie ledwo po studiach. Nie są to zwykle fachowcy. Wybierają tekst bezpieczne, sprawdzone. Lecz ich przychylność czy też nieprzychylność sprawia, że materiał na książkę trafia do redaktorów. Tu, po pozytywnej ocenie, maszynopis jest wysyłany do zawodowego krytyka. Lecz i nawet dobra recenzja tegoż nie gwarantuje druku. Decyduje bardzo często człowiek od... marketingu. Często duże wydawnictwa zwyczajnie zamiawiają tekst u pisarza i podpisują z nim umowę zanim ten ksiązkę napisze. Wystarczy kilkustronnicowy konspekt. Dlatego przy debiucie warto szukać mniejszego wydawcy, który zwyczajnie szuka nowych nazwisk, nie kieruje się modą a poszukiwaniami autorów. Pozdrawiam.

      Usuń