niedziela, 13 maja 2012

Festiwal im. Jana Błońskiego - ciąg dalszy

Pierwszy dzień festiwalu zamknęła dyskusja o związkach literatury i filozofii. Prowadzący spotkanie Andrzej Zawadzki zacytował lewicowego filozofa i pisarza Stanisława Brzozowskiego: „Moja krytyka jest podbudowana filozofią. Mój sposób czytania wyrasta z filozofii”. Łódzki literaturoznawca Tomasz Bocheński uznał, że nie ma takiej drogi w filozofii, która wyznaczałaby kierunki krytyki. Jest tylko krytyka jako dominanta, w pracy krytycznej są używane różne filozofie. Katastrofą krytyki może być skrótowe potraktowanie filozofii, „branie” haseł, ich powielanie. Z kolei Paweł Mościcki zauważył, że najciekawsze rzeczy, które dzieją się w humanistyce są na styku filozofii i krytyki. Wyróżnił superjęzyk, który trzyma wszystko w cuglach, a taką filozofią nie jest zainteresowany. Krytyka społeczna to bardziej styl życia niż to co zmienia świat. Niemożliwe jest istnienie krytyki poza akademią i poza rynkiem. Jeszcze inaczej ocenił sytuację Andrzej Skrendo. Jego zdaniem krytyka literacka jest marginesem. Raptem jeden procent społeczeństwa uważa, że czytanie jest normą kulturową. Zatem lepiej nie filozofować tylko zajmować się estetyką. Estetyka jest czymś niezbędnym do uprawiania filozofii. Określił filozofię jako rodzaj higieny umysłu. W dyskusji padły mocne słowa.
Mościcki: „Filozofia przestała być królową nauk, jeśli kiedykolwiek nią była. Trzeba bronić rzeczy, które się w ogóle nie sprzedają i trzeba to robić w sposób polityczny”.
Bocheński: „Upadek instytucji kulturalnych wpływa na wykorzenienie dyskursu niezależnego. Gdy zaczynamy mieć poglądy polityczne, które określają nasze poglądy filozoficzne, to przestajemy myśleć. Za wszelka cenę należy nie sprzedawać się temu, co dyskredytuje myślenie. Rozpoznanie, kto nami manipuluje, pozwala określić granice naszej wolności”.
Skrendo: „Nie możemy się godzić na myślenie o manipulowaniu”.
Bocheński: „Brane są tematy nośne ideowo, badania naukowe są wybierane pod wpływem tego, na co jest zapotrzebowanie w świecie zewnętrznym. Czym innym jest kontekst uświadamiany, który pozwala się bronić, a kontekst, który jest strefą wpływu, która kształtuje i kreuje”.
Skrendo: „Bardzo łatwo jest przestać być dobrym krytykiem i zostać złym filozofem”
Mościcki: „Filozofia nie ma wiele do powiedzenia”.
Na koniec przytoczę słowa profesora Tomasza Bocheńskiego, z którymi najbardziej się utożsamiam: „W gruncie rzeczy literatura jest zawsze arystokratyczna. Jeśli używamy jej nie dla przemocy, ale dla pewnego smaku. Literatura jest zawsze rasowa”.

Od lewej: Andrzej Zawadzki, Tomasz Bocheński, Paweł Mościcki, Andrzej Skrendo.

Okoliczności sprawiły, że nie danym mi było być na spotkaniach otwierających drugi dzień Festiwalu. Ominęły mnie rozmowa z Ireneuszem Kanią prowadzona przez Andrzeja Zawadzkiego oraz spotkanie z pisarzami: Szczepanem Kopytem, Magdaleną Tulli, Witem Szostakiem, z którymi rozmawiała Aldona Kopkiewicz. Dotarłem dopiero na promocję nowej powieści szczecińskiej pisarki i literaturoznawczyni Ingi Iwasiów, którą poprowadziła Dorota Kozicka. Premiera nowej książki autorki „Bambino” zbiegła się w czasie z Festiwalem. Iwasiów nie ukrywała zresztą, że zależało jej na tym, aby odbyła się ona w murach uniwersytetu. Wszak jedna z bohaterek powieści „Na krótko” jest pracownicą uniwersytetu. „To powieść akademicka”, wyznała autorka. Dodam, że jest to uniwersytet pogrążony w głębokim kryzysie. Kryzysów w tej powieści jest zresztą więcej. Lecz po kolei. Po wspomnianym „Bambino”, którego akcja rozgrywa się w powojennym Szczecinie i współczesnym „Ku słońcu” przyszła pora na powieść osadzoną w przyszłości. Autorka rozpoczęła spotkanie z czytelnikami od przeczytania fragmentu książki. Zaprezentowała wycinek z życia Sylwii – jednej z głównych bohaterek. Drugą jest Ruta. To te dwie kobiety pewnego dnia poznały się w salonie fryzjerskim. Od tej pory będziemy mogli śledzić ich losy. Iwasiów pisała swą powieść w Wilnie i to w „zaułkach tajemniczego miasta przyszłości, oderwanego od Unii Europejskiej, gdzie każdy może zgubić życiowy balast, ale i zachłysnąć się chwilą wolności” jak podaje na okładce wydawca, toczy się akcja powieści. Autorka opowiadała o pamięci, która „męczy i zawodzi”. O „świecie pogrążonym w kryzysie” „kluczach do życiowych wyborów”. Padały pytania z sali. Następowały po nich rzeczowe odpowiedzi. Spotkanie zatem udane pod każdym względem. Zaopatrzony w „Na krótko” z dedykacją autorki wyszedłem na krótką przerwę, po której zaczynało się spotkanie z prof. Przemysławem Czaplińskim.


Otwierając spotkanie z Przemysławem Czaplińskim profesor Jerzy Jarzębski powiedział do publiczności, która licznie wypełniła aulę im. Jana Błońskiego: „Literatura nigdy nie jest czymś samym w sobie, jest też odbiciem rzeczywistości, pewnych nadziei, rozczarowań”. Jarzębski wypowiedział ważne zdanie w kontekście twórczości krytycznej Czaplińskiego. Poznański krytyk pisząc szkice o literaturze pisze przecież o nas. Widzi rzeczy wartościowe w formie wyraźnych opozycji. Próbuje ustalić, co wymyka się z owego napięcia. Czapliński jest wsłuchany w głos epoki. Mówi o literaturze, ale i o innych głosach. Pierwsze pytanie dotyczyło rzeczywistości, czym ona jest?: „Przeczytanie literatury to pewnego rodzaju sonda rozpoznająca rzeczywistość od nowa. Rzeczywistość to kapitał komunikacyjny”, rozpoczął swój wywód wybitny krytyk. Pisarze słuchają, a jednocześnie literatura próbuje do tego kanału komunikacyjnego coś wprowadzić. Literatura to nieznośny uczestnik komunikacji, który zawsze jest przeciw. Padły nazwiska Gombrowicza, Mrożka, Myśliwskiego, Vargi, Bieńkowskiego, Sieniewicza. Wszyscy ci pisarze tworzą bohatera relacyjnego, czyli takiego, który składa się z resztek. Nie jest autonomiczny. Dziedziczy pewne zachowania. To bezrefleksyjny reproduktor narzuconej tradycji. Ciekawie zaczyna się robić, kiedy ktoś jest zadowolony z owych resztek. Pojawiło się pojęcie recyklingu – sztukowania tożsamości, jej odtwarzania. Zdaniem Czaplińskiego każdy z nas sam musi znaleźć sposób na określenie swojej pozycji w stosunku do tradycji i jej ograniczeń. Czapliński określił nas jako „społeczeństwo monologu”. Najpierw inni mówią za nas, potem kiedy mamy prawo głosu, zaczynamy dokonywać samoobsługi komunikacyjnej. Uznał również, że wielkie narracje oparte na wizji jednolitego społeczeństwa powinny pójść do wymiany. Do dyskusji włączyli się młodsi krytycy: Anna Marchewka, Olga Szmit i Jakub Momro. Pojawiło się pojęcie utopii. „Dzisiejsza utopia nie ma charakteru całościowego. To raczej rebelia niż rewolucja. Współczesna utopia wkracza do świata, w którym godzimy się na osobność jego elementów i ta utopia uderza tylko w jeden z jego elementów. Współczesna utopia nic nie może zrobić, bo nikt nie wie jak te elementy się ze sobą łączą” uznał profesor Czapliński. Spotkanie trwało dłużej niż zakładali organizatorzy, główny jego bohater został nagrodzony owacją na stojąco. Budynek przy ulicy Grodzkiej 64 opuszczałem z przeświadczeniem, że to nie był czas zmarnowany. Przetrzymaliśmy również wiec patriotycznie nastawionej grupy ludności, która to wysłuchiwała płomiennych wystąpień nagradzanych oklaskami lub wyśpiewywała pod oknami religijne pieśni dedykowane ofiarom katastrofy lotniczej. Zdaje się jednak, że dedykowane nie wszystkim ofiarom.

Od lewej: Jerzy Jarzębski, Przemysław Czapliński, Anna Marchewka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz