Zna Pan „Cząstki elementarne” Houellebecqa? Kiedy czytałam najnowszą Pańską powieść, miałam nieodpartą potrzebę porównywania jej z dziełem Francuza. Czy było to skojarzenie zasadne? Jaki jest Pański odbiór Houellebecqa?
Jak nie czytać Houellebecqa? To obecnie chyba najgłośniejszy pisarz francuskojęzyczny. Mówi on o zastąpieniu tragicznego poczucia śmierci ogólniejszym poczuciem starzenia. Albo taka myśl: kiedyś cierpienie dodawało człowiekowi godności, teraz robi to telewizja. Houellebecq opisuje rozpad i w tym jest mi bliski. Podobnie jak w kwestii atomizacji jednostki. W „Cząstkach elementarnych” znajduje się doskonały opis czegoś, co autor nazwał „społeczeństwem erotyczno-reklamowym”. Tyle pokrewieństw. Reszta, łącznie z językiem, jest inna. Wynika to chociażby z różnic kulturowych. Francuski pisarz atakuje głównie syte „pokolenie 68”, ja rozdzielam razy po równo. Dostaje się zarówno pokoleniu urodzonemu tuż po wojnie, jak i ludziom młodym. Houellebecq to skandalista, na kontrowersjach buduje swoją pozycję w literaturze. Ja natomiast cenię prywatność. Unikam mediów. Stosując miary literackie, mogę powiedzieć, że bliżej mi do filozofii życia popularnego ostatnio Cormaca McCarthy'ego, który z dala od medialnego szumu, w ciszy tworzy znakomite powieści.
Główny bohater „Teorii...” jest profesorem fizyki; to ktoś, o kim myślimy, że odkrywa prawa rządzące życiem, światem. Jego los przedstawia Pan jednak jako pełen absurdu. A może prawo, które nim rządzi, po prostu przekracza to, co mieści się w granicach fizyki?
O tym, że świat jest pijany, warto pisać z pozycji osoby trzeźwej. Któż może być bardziej racjonalnie myślący niż pięćdziesięcioletni profesor fizyki na renomowanym uniwersytecie, ojciec rodziny, autorytet? Ale czy na pewno? Kiedy przyjrzymy się bohaterowi dokładniej, pojawiają się wątpliwości. Ten człowiek nie jest w stanie wyjść z domu, jeżeli nie wykona komicznego rytuału nakładania we właściwej kolejności obuwia. Niewiele jest w nim z dociekliwego naukowca, właściwie to drobnomieszczanin. Człowiek kiczowaty, w którym więcej jest pragmatyzmu niż przywiązania do idei. Przemieszcza się po Warszawie taksówką, w kieszeni ma telefon komórkowy, który wygrywa Vivaldiego. Zdradza żonę z jej przyjaciółką. Inna sprawa, że małżonka nie pozostaje mu dłużna? Vorbl, pomimo wielkomiejskiego życia, mentalnie jest zakorzeniony w takim specyficznym wstecznym prowincjonalizmie. Przy tym to hipochondryk. Sekret jego teorii polega na? braku teorii. Na rozmemłaniu. To produkt zakłamania i biedy. Półsierota, ktoś, kto chłopskim sprytem, niezłą pamięcią, urodą i tupetem zdobył miejsce wśród elity naukowej. Dostał się na salę wykładową bocznymi drzwiami. Dlaczego nikt go nie przejrzał? To taki Dyzma naszych czasów.
Teraz jest Pan wobec swego bohatera bardziej okrutny niż w powieści. A ja mu jednak współczuję....
Ma Pani rację. Może jestem nazbyt surowy w ocenie tej postaci? Ale nic na to nie poradzę. Czasami, kiedy mam zły nastrój, myślę, parafrazując Flauberta, iż Vorbl to ja. Bywa, że człowiek siebie nie lubi. Są takie chwile. Być może w tej postaci zawarłem wszystko to, czego w sobie nie akceptuję. Na krótką chwilę obdarzyłem tymi cechami fikcyjną postać. Używając kolokwializmu, mógłbym powiedzieć, dowaliłem jemu, by oszczędzić siebie. W każdym z nas jest pełno sprzeczności i paradoksów. Z drugiej strony pisarstwo to pewnego rodzaju schizofrenia. Rozdwojenie, potrojenie. Być może stało się też tak, że to fikcyjny Vorbl na pewien czas zdominował mnie Białkowskiego. Nakazał myśleć o sobie niezbyt entuzjastycznie. Kto wie? Opowiem pewne zdarzenie. W moim mieście zaginął człowiek. Rodzina poprosiła o pomoc jasnowidza. Ten wskazał miejsce nad rzeką. Policja odnalazła zwłoki, ale kogo innego. Była to zakonnica, która również w tym czasie zaginęła. Pytanie jest następujące. Czy to był zły jasnowidz, bo nie odnalazł zaginionego? A może jednak dobry, gdyż kogoś przecież znalazł? Tak samo jest i z Vorblem. Rozwijając przykład o jasnowidzu, można zadać kolejne pytanie. Czy policja odpowiednio szukała? A jeżeli gdzieś tam jest ów drugi poszukiwany? Znaczyłoby to tyle, że jasnowidz jest świetny. Kto wie, może ja jestem tym nieuważnym policjantem. Nie dostrzegłem Vorbla w całej jego złożoności?
Całość rozmowy do przeczytania na stronie Wydawcy: http://www.jankawydawnictwo.pl/vorbl.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz