Na łamach "artPapieru" można przeczytać rozmowę ze mną, dla której pretekstem było wydanie "Mistrzostwa Świata". Wywiad rozpoczyna się znaczącym ;) pytaniem:
Robert Ostaszewski: Lubisz futbol?
Tomasz Białkowski: Pewnie, że lubię. Kiedyś nawet sam kopałem. Mieliśmy z kilkoma innymi olsztyńskimi piszącymi dobrą pakę. Co niedzielę ganialiśmy kilka godzin po klepisku w tumanach kurzu, za bramki robiły torby i glany. Jak w podstawówce. Nawet nieźle nam szło, pokonaliśmy drużynę głuchoniemych, potem jakichś kolesi z przeszłością ligową. Pojechaliśmy też na turniej wiejski. Było lato, upał. W samo południe toczyliśmy bój z drużyną byczków, chyba z okręgówki. My w trampkach za dychę, po gorączce sobotniej nocy, oni – młode charty w profesjonalnych strojach. Trenera nawet mieli. Szło nam dobrze do przerwy, póki mieliśmy z górki, bo boisko było jakieś takie garbate... Przegraliśmy, ale wstydu nie było. Ale kiedyś podczas meczu złamałem obojczyk i moje występy się skończyły. Został telewizor. Ale i przed telewizorem emocje są duże.
Rozmawiamy jednak nie tylko o piłce nożnej. :) Zainteresowanych zapraszam do lektury: http://artpapier.com/?pid=2&cid=1&aid=1150
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz